... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Fedaini - ci pod Hasanem i ci przy szalupach po obu burtach - ostrzeliwali właśnie rufę. Pentra milczała, co oznaczało, że została opanowana przez Izraelczyków. Musieli zejść pod pokład, ale zostawili na górze dwóch ludzi jako straż tylną. Zasadzka Mahmuda zakończyła się więc fiaskiem. Izraelczycy mieli zostać wykoszeni już podczas wchodzenia na pokład. W rzeczywistości zdołali się ukryć i teraz obie strony miały równe szanse. Walka na pokładzie utkwiła w martwym punkcie - obie strony ostrzeliwały się spod dobrej osłony. Taki właśnie, wywnioskował Hasan, był zamysł Izraelczyków: chcieli związać przeciwnika na pokładzie, jednocześnie zyskując teren poniżej. Po przebiciu się przez całą długość śródokręcia zaatakują od dołu główną nadbudówkę - twierdzę fedainów. Gdzie jest lepsze miejsce? Tu właśnie, gdzie jestem, uznał Hasan. Aby do niego dotrzeć, Izraelczycy musieliby się przebić przez śródokręcie na górę do pomieszczeń oficerskich i jeszcze wyżej na mostek i do nawigacyjnej. Była to pozycja trudna do zdobycia. Na mostku rozległa się potężna eksplozja. Ciężkie drzwi, oddzielające mostek od nawigacyjnej, zadygotały, wypadły z zawiasów i powoli runęły do środka. Hasan wyjrzał przez otwór. Na mostek spadł granat. Ciała trzech fedainów leżały rozciągnięte przy grodziach. Nie ostała się ani jedna szyba. Granat musiał wpaść z części dziobowej statku, co oznaczało, że na dziobie jest inna grupa Izraelczyków. Jakby na potwierdzenie jego domysłów, odezwała się krótka seria z dźwigu dziobowego. Hasan podniósł z podłogi automat, oparł go o framugę okna i zaczął się ostrzeliwać. *** Lewi Abas obserwował, jak granat Porusza szybuje w powietrzu, wpada na mostek i eksplodując wymiata resztki szyb. Strzały z tego kierunku na chwilę ucichły, ale zaraz odezwał się inny automat. Przez chwilę Abas nie mógł się zorientować, do czego mierzy ten nowy, bo ani jedna kula nie wylądowała w pobliżu. Rozejrzał się na obie strony. Sapir i Szaret ostrzeliwali mostek, ale ten ogień nie kierował się na żadnego z nich. Abas spojrzał na dźwig. Porusz... celem ostrzału był Porusz. Z kabiny dźwigu rozległa się seria: Porusz odpowiadał ogniem. Strzelanina z mostka była amatorska, chaotyczna i niecelna - facet walił po prostu gdzie popadło. Lecz miał doskonałą pozycję. Siedział wysoko, osłaniany ścianami mostka. Trafi kogoś prędzej czy później. Abas cisnął granat... rzut okazał się za krótki. Tylko Porusz był na tyle blisko, by dorzucić granat na mostek, zużył jednak wszystkie swoje granaty, nim czwarty, ostatni, sięgnął celu. Abas znowu strzelił, po czym spojrzał na kabinę dźwigu. Właśnie wtedy zobaczył, jak Porusz tyłem wypada z kabiny, koziołkuje w powietrzu i bezwładnie spada na pokład. Abas pomyślał: I co ja powiem siostrze? Strzelec z mostka przerwał ogień, a potem wznowił serią wymierzoną w Szareta. W przeciwieństwie do Abasa i Sapira, Szaret miał lichą osłonę, stał wciśnięty pomiędzy kabestan a reling. Abas i Sapir walili w mostek. Niewidoczny snajper poprawiał się: z sekundy na sekundę: jego kule równym ściegiem przeszyły pokład w kierunku kabestanu Szareta. Potem Szaret wrzasnął, skoczył w bok i szarpnął się jak człowiek rażony prądem, gdy kolejne pociski głucho wbiły mu się w ciało, a wreszcie legł nieruchomo i krzyk się urwał. Sytuacja była niedobra. Grupa Abasa miała panować nad pokładem dziobowym, ale w tej chwili dyktował tu warunki strzelec z mostka. Abas musiał go wyeliminować. Cisnął następny granat, który upadł i eksplodował tuż przed mostkiem: błysk mógł oślepić strzelca na sekundę lub dwie. Kiedy rozległ się huk, Abas już był na nogach i gnał ku dźwigowi, osłaniany ogniem przez Sapira. Dopadł do stóp drabinki i zaczął strzelać, zanim facet z mostka go dostrzegł. Potem pociski zadzwoniły o dźwigary wokół niego. Pokonanie każdego stopnia zdawało się trwać wieki. Jakaś oszalała cząstka jego duszy zaczęła liczyć stopnie: siedem, osiem, dziewięć, dziesięć... Dostał rykoszetem. Kula weszła w udo poniżej kości biodrowej. Szok sparaliżował wszystkie mięśnie dolnej połowy ciała. Stopy osunęły mu się z drabinki. Czując, że nogi ma bezwładne, Abas na chwilę wpadł w panikę. Instynktownie usiłował chwycić dłońmi któryś ze szczebli, ale chybił i spadł. Lecąc w dół obrócił się niefortunnie, padając na pokład skręcił kark i umarł. Drzwi składziku dziobowego odrobinę się uchyliły i wyjrzała z nich rosyjska twarz o okrągłych ze strachu oczach. Cofnęła się, zanim ktokolwiek ją dostrzegł. Drzwi się zamknęły. *** Kiedy Katzen i Dovrat szturmowali pentrę, Dickstein skorzystał z osłony ogniowej Feinberga i ruszył do przodu. Przebiegł, zgięty we dwoje, obok miejsca, gdzie weszli na pokład, i obok drzwi pentry, po czym rzucił się za pierwszą, obrzuconą już granatami szalupę. Stąd, w słabym jeszcze, ale coraz lepszym świetle widział zarys nadbudówki śródokręcia, przypominającej kształtem trzy wznoszące się stopnie. Na poziomie pokładu głównego znajdowała się mesa oficerska, salon, izba chorych i kabina pasażerska, wykorzystywana jako suchy składzik. Wyżej były kajuty oficerskie, toalety i kabina kapitańska, na pokładzie górnym zaś - mostek z przyległą kabiną nawigacyjną i radiową. Większość przeciwników będzie teraz na poziomie pokładu głównego, w mesie i salonie. Może ich ominąć wspinając się po drabince wzdłuż komina do galeryjki otaczającej drugi pokład. Ale jedyna droga na mostek prowadziła przez pomieszczenia drugiego pokładu. Będzie musiał o własnych siłach wyeliminować wszystkich żołnierzy, jakich spotka w kabinach. Spojrzał za siebie. Feinberg cofnął się za pentrę, pewno by załadować broń. Poczekał, aż Feinberg znów zaczął strzelać, a wtedy zerwał się na nogi. Waląc na oślep z biodra, wyskoczył zza szalupy i pognał przez pokład rufowy do drabinki. Z rozbiegu dał susa na czwarty szczebel i słysząc grzechot kul o komin, świadom, że w tej chwili stanowi łatwy cel, piął się wściekle pod górę, wreszcie wszedł na górny pokład, przesadził galeryjkę i rozdygotany z wysiłku padł pod drzwiami do kajut oficerskich. - Możecie mi skoczyć - mruknął. Załadował broń. Oparł się plecami o drzwi i jął się z wolna prostować, dopóki bulaj w drzwiach nie znalazł się na wysokości jego twarzy. Zaryzykował rzut oka