... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
.. Bieg rozhuśtanych myśli urywa się, zahamowany nagłym lękiem, jak zwierzenie zostałoby przyjęte. Poprzednim razem Ula nie zareagowała ani słowem na historyjkę o czekoladzie, jej twarz nie wróżyła nic dobrego. A jeśli pomyśli, że Danka stale tak postępuje, że to dla niej normalne? Gotowa się zrazić, oburzyć i wszystko się popsuje. Trudno, póki co, trzeba się z wywnętrzaniem pohamować. — Schowaj je od razu, bo jeszcze potem zapomnisz. — Dobrze. Zdjęcie wsunięte w przegródkę torby i w małym pokoiku zalega cisza, pełna wyczekiwania. Która odezwie się pierwsza? Danka czuje rozterkę, powinna by powiedzieć, że wie, jak głupio się zachowała, kiedy była tu pierwszy raz, że bardzo jej tego wstyd. Tylko że mówić o tym także wstyd! Może inni umieją przepraszać. Danka nie umie •-i pierwszy raz w życiu przychodzi jej na myśl. że jest to jakiś brak. Należałoby umieć. — Wiesz — zaczyna. Ula. Zdanie urywa się, jakby chciała głębiej zaczerpnąć tchu, żeby je dokończyć. — Od czasu, kiedy tu byłaś, dużo o tobie i o sobie myślałam. Nie zachowałam się wtedy, jak powinnam. — Ty?! — I bardzo... bardzo mi przykro. — Ależ... Nie mów tak! — Dlaczego? Zależy mi, żebyś o tym wiedziała. Miałam zamiar do ciebie napisać. Ale przyszłaś... — Musiałam przyjść. Zapadła cisza. Jak i poprzednim razem przerwała ją Ula: — Jeszcze jedno muszę ci powiedzieć. — Co? — Muszę — powtórzyła Ula, jakby umacniając się w trudnym postanowieniu. — Choć może będziesz nierada. Z tą twoją ucieczką to ja nie wierzę. To nieprawda, że uciekłaś z nudów. — Skąd wiesz?! Przerażenie ściska gardło. Zenek nie dotrzymał słowa, zdradził! Danka zsuwa się odruchowo na brzeg tapczana, jakby lada chwila trzeba było bronić się lub uciekać. — Danka?... — Ula jest wyraźnie zdziwiona. — Dlaczego się tak przelękłaś? Ja przecież nic... i tylko dlatego, że nie chcę udawać. Wtedy uwierzyłam, dopiero później pomyślałam sobie, że to tylko takie słowa, pierwsze lepsze, jakie ci przyszły do głowy. Więc nie wie, co za ulga! Strach rozprasza się, sparaliżowane uczucia nie od razu jednak mogą odżyć, Danka mówi więc sucho: — I teraz uważasz, że należy ci sic ..prawda”. — Nie. — Nie? — Nic mi się nie należy. Głowa Uli pochylona, głos jeszcze bardziej przyciszony niż zwykle. „Zrobiłam jej przykrość — myśli Danka. — Dlaczego właściwie tak się odezwałam? Przecież o nic się nie dopytuje”. — Widzisz... — mówi miękko, usiłując wrócić do nastroju, który dopiero co między nimi panował. — Ja nie mogę ci tego wytłumaczyć. — Jeżeli już miałabyś tłumaczyć się, to przecież nie przede mną. — A przed kim? — Przed Marianem, może przed jego rodzicami, nie wiem... — To niemożliwe. — Oni to bardzo przeżyli — mówi Ula z lekkim naciskiem. — Skąd wiesz? — Niepokój znowu daje o sobie znać. — Czemu tak myślisz? — Marian pisał. — Znowu pisał? — Nie. Pisał o tym w liście, o którym ci już mówiłam. „Nie pokazała mi go! Nie chciała pokazać, bo jest tam coś, czego nie powinnam przeczytać! Coś złego! Że popsułam im święta? Że jestem niemożliwa, odetchnęli, kiedy odjechałam? Czy Marian mógł takie rzeczy napisać?... Mógł, był rozgoryczony! A może... — Niepokój narasta, jeszcze trochę, a trudno będzie go ukryć. — A może Zenek nie wytrzymał, dopuścił Ulę do sekretu, zażądał, by zachowała go przy sobie. Ach, Boże!” — Danka?... Drgnęła i spojrzała na Ulę bacznie. Podejrzenie, że tamta „wie”, jest oczywistym idiotyzmem. Ale że w liście Mariana jest „coś złego”, to niewykluczone. — Słuchaj... — dalszy ciąg urywa się, prośba o pokazanie listu nie chce przejść przez gardło. Ula odmówi, jak się wtedy zachować? Poprzednim razem skończyło się niedobrze, gniewem, głupimi słowami. — Co? — Nie, nic. — Pokażę ci ten list — mówi cicho Ula. — Naprawdę? — Tak. — Wtedy... wtedy nie chciałaś. — A teraz chcę. Dziwne uczucie. Tak bardzo pragnęła mieć ten list w ręku, a teraz się boi, teraz wolałaby chyba oddać go Uli, nie czytając. — Czytaj. — ...Tak — bąka Danka, wyjmując z koperty zapisany papier. Kochana Ulko! Pewno się zdziwisz, że piszę do Ciebie... Danka niecierpliwie przebiega pierwsze, nic nie mówiące zdania, skoro już ma się dowiedzieć, co tu zostało o niej napisane, niech się to stanie jak najprędzej. Na święta była do nas zaproszona jedna dziewczyna z Warszawy... Od chwili kiedy wzrok dobiegł do tych słów, serce wali jak młotem aż do końca. Końca zresztą nie ma, Danka odczytuje list na nowo, jeszcze i jeszcze, oszołomiona, wzburzona, pełna wspomnień Jurocina. Dobrych i złych, dobrych jest więcej, o wiele więcej! Mama ją polubiła i wszyscy też... Wilia była bardzo wesoła..