... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Każdy fragment informacji genograficznej już zostaje rzucony na komercyjny rynek medyczny. Ledwie kilka tygodni po odkryciu genu powodującego raka okrężnicy (Carcinoma coli vel intestini crassi) dziesięć przedsiębiorstw nabyło prawa wykonywania badań, które ów gen wykrywają. Ponoć wykryto gen powodujący otyłość. W ciągu ostatniego roku wykryto też geny zwiększające powstawanie predyspozycji raka piersi u kobiet, raka macicy, osteoporozy, nowotworów jajników. National Academy of Sciences doniosła, że zdrowi ludzie tracą pracę, a ponadto szansę uzyskania ubezpieczeń, jeżeli genograficznie oni sami lub ich nie narodzone jeszcze dzieci wykazują obecność znacznego ryzyka zdeterminowanego dziedzicznością. Wynik badań, obciążonych nieoznacznością (niepewnością predykcyjną) może rykoszetem (sądowo–prawnym) uderzać w instytucje genograficzne pracujące dla rynku. Usiłowania wdrożenia zapobiegawczej terapii genetycznej znajdują się w powijakach. Tak czy owak i one obciążyć muszą całość ochrony zdrowia. (Koszty!) Te koszty będą malały w miarę automatyzacji diagnoz genoskopowych. Obecnie wynosić mają ok. dziesięć tysięcy dolarów za badania, które winny służyć selekcji jajeczek ludzkich i ludzkiego nasienia dla fertilizatio in vitro. Po latach takiej genomanii i genofobii powstanie, pisał Robert Wright w „The New Republic”, klasa zdyskwalifikowanych genetycznie „ludzi dna”. Powyżej zaprezentowałem tylko wyciąg z artykułów amerykańskich. Trzeba powiedzieć, że cała genografia jest na etapie deszyfracji liter pewnego (biologicznego) alfabetu, i że wyniki jej są mniej więcej takie, jak wyniki korekty dzieła z błędami literowymi. Albowiem olbrzymia większość cech fenotypowych organizmu zależy z jednej strony od genotypu (jak wykazały badania porównawcze bardzo wcześnie w przebiegu życia porozdzielanych bliźniąt jedno — jajowych geny wyznaczają 70% ogółu cech człowieka, nie mniej i nie więcej statystycznie), a resztę kształtuje środowisko. Matematyczne zdolności albo się na świat przynosi, albo się ich nie ma. Iloraz inteligencji można o ok. 10 centyli podwyższyć (albo obniżyć) wychowaniem i szkoleniem. Z debila jednak normalnego umysłowo człowieka się nie zrobi. (Pytanie: „Dlaczego w uśrednieniu nie jesteśmy mądrzejsi?” już w literaturze fachowej było i jest znów stawiane; będzie trzeba zająć się nim — ale osobno.) W każdym razie jeszcze nie jest tak (źle raczej niż dobrze, moim zdaniem), że cały los jednostki potrafilibyśmy z jej genogramu wyczytać. Duża liczba genów współdziała w wypadkowych, jakie stanowią charakter, inteligencja, emocjonalna stabilność, a także predyspozycje do chorób układowych. Rzecz mianowicie w tym, że trajektoria ludzkiego życia, podobnie nieco jak trajektoria dynamiczna wystrzelonego pocisku, pod wpływem czynników wewnętrznych (jakość ładunku prochowego, charakterystyka genetyczna) oraz zewnętrznych (szybkość wylotowa pocisku, zakłócenia w atmosferze — np. boczny wiatr, a w przypadku organizmu: zarażenia chorobotwórcze, warunki pracy, nieszczęśliwe wypadki) uzyskuje ostatecznie taki kształt, że w każdym pojedynczym przypadku dostrzeżemy odchylenia od idealnie uśrednionej normy celności czy zdrowia: jeden typ ludzi wykazuje skłonność do przypadłości układu sercowo — naczyniowego, drugi — do schorzeń immunologicznych (alergicznych, reumatycznych, artretycznych), jeden człowiek może sto lat żyć i nie zauważyć, że ma wątrobę i pęcherzyk żółciowy, gdy inni cierpią na kamienie żółciowe oraz mnóstwo zaburzeń funkcjonowania wątroby, często śmiertelnych; jeszcze inni wykazują raczej skłonność do otyłości albo na odwrót — do dystrofii, odporność na zarazki i na wirusy też jest zmienną determinowaną raczej dziedzicznie itp. To będzie można w znacznej mierze z genogramu wyczytać, ale regułą jest tylko dające się (w przyszłości coraz dokładniej) określić prawdopodobieństwo określonych odchyleń od „uśrednionej normy gatunkowej”