... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zawsze miały na sobie maski Ziemi, Powietrza, Ognia i Wody. Przyzwyczaiłam się do nich. Ciągle musieliśmy czekać. Ludzie schodzili się powoli i zasiadali na honorowych miejscach. Rozległ się dźwięk rogu. Na boisko wkroczyło dwudziestu wodzów — wszyscy ubrani byli w suknie Quetzala. Jeden z nich wystąpił z szeregu. — Bieg zakończony — obwieścił. — Teraz każdy z was zada jedno osobiste pytanie. Powiedzcie je szeptem Wodzom Quetzala, tylko oni będą je słyszeć. Znaliśmy zasadę: szliśmy gęsiego, zaczynając od lewej strony i przechodząc przed wodzami na prawo. Stałam w środku. Im bliżej była moja kolej, tym coraz bardziej się denerwowałam. Kochałam Złocistego Piaska bardziej, niż umiem to wyrazić. Choć wiedziałam, że przegrałam, to moje serce nie chciało się z nim rozstać. Gdy przyszła kolej na mnie, podeszłam do Wodzów Quetzala i wyrzuciłam z siebie: — Przegrałam, czy jest jeszcze coś, co mogłabym zrobić, aby poślubić Złocistego Piaska? Kocham go. Wodzowie Quetzala oczywiście nie odpowiedzieli — podobnie jak innym. Wróciłam i zajęłam swe miejsce na linii startowej. Wodzowie opuścili gęsiego boisko, a za nimi staruszki. Wódz łuczników kazał nam usiąść na ziemi. Po chwili przyniesiono jedzenie i słodki napój — kakao. Wodzowie Quetzala wrócili na boisko i stanęli w południowym sektorze. Za nimi wkroczyli wodzowie poszczególnych etapów: Wodzowie Bramy Słońca, Białej Muszli, Orli Wodzowie, Kamienny Wódz i Sowi Wodzowie — w takim porządku. Wszyscy usiedli. Po nich wkroczyły staruszki, ale tym razem zdjęły maski. Wśród nich rozpoznałam kobietę, której pomogłam. Wcale nie utykała. Przywódczyni staruszek stanęła i zaczęła wywoływać nasze imiona. Byłam ostatnia. Po wywołaniu mego imienia usiadła. Z kolei powstał jeden z Wodzów Quetzala. — Wszyscy otrzymaliście wspaniały prezent — ogłosił. — Kiedy wywołamy wasze imię, podejdziecie i odbierzecie go. Wtedy wstał jeden z Sowich Wodzów i zaczął wywoływać imiona. Gdy wszyscy z nas zostali wywołani, staruszki zawiesiły nam na ramionach piękne szale. Następnie każdemu wręczono wspaniały łuk i kołczan pełen strzał. Wojowniczka Deszcz była nagrodą dla ostatniego łucznika. Z łuczniczek tylko ja zostałam. Wódz Bramy Słońca powstał z miejsca. — Każda z was okazała swą dobroć — powiedział. — Pomagałyście sobie nawzajem i za to was szanujemy. Wszystkie zwyciężyłyście w tym biegu. Najbardziej jednak doceniamy Żółtą Suknię, która nie tylko była uczynna dla swych sióstr i braci, ale jako jedyna pomogła swej Babci. Za tę pomoc, jaką okazała Babci, teraz zostaje żoną Złocistego Piaska! Wszyscy wstali i bili brawo. Płakałam z radości. Złocisty Piasek jest dziś szamanem. Przez całe życie mogłam na nim polegać. Posługuje się mocami pomocy. Przez wszystkie te lata Złocisty Piasek dzielnie mi towarzyszył. Gdy nie jesteśmy razem, mówię do niego w modlitwie. Był moim sercem i moją siłą. Wierzył we mnie i opiekował się mną. Zrobił dla mnie lek. Otworzyłam oczy, gdy Agnes skończyła opowieść. Śniłam razem z nią. Przez długi czas rozmawiałyśmy o Splecionych Włosach i świętości ich pouczających opowieści. Agnes twierdziła, że Splecione Włosy były jednym z moich leków. Powiedziała, że w dawnych czasach wędrowałabym Wielkim Szlakiem Soli i opowiadała ludziom historie. Wyjaśniła, że Walking Stick jest jedną z ostatnich Splecionych Włosów, ale teraz woli malować swe opowieści na bizonich skórach niż opowiadać słowami. Uzmysłowiłam sobie, że było zaledwie parę osób, nawet wśród Indian, które znały Walking Stick. Dla niewtajemniczonych jej prawdziwe dzieło było zakamuflowane. Gdy zjawiał się jakiś ciekawski antropolog czy dziennikarz, mówiono im, że Walking Stick hoduje bizony, i nic więcej. Poszłyśmy na krótki spacer. Agnes kazała mi wziąć ze sobą dwa słoiki i zabroniła o cokolwiek pytać. Szłyśmy na południe od sterczących skał, aż dotarłyśmy do źródełka. Teren wokół niego był podmokły i roiło się od komarów. — Nabierz wody w oba słoiki — powiedziała Agnes. Było już dawno po południu