... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
"Naprawd strasznie mi przykro, że przeszkodziłam" powiedziała "i starałam si odjechać, ale nic a nic nie rozumiem si na samochodach, a on mi zgasł definitywnie" (użyła słowa definitywnie) "tuż przed nadleśnictwem, o tu" pokazała, na wysokości tych dwu domków, o których on nie chciał myśleć, "no i masz babo placek" roześmiała si . Z by miała równe i zadbane, w każdym razie wyglądały na własne, pomyślał wpatrując si z ulgą, że nie b dzie musiał odwracać od jej szybkiego uśmiechu spojrzenia, b dzie mógł, gdyby mieli 4 konwersować dalej, patrzeć na jej lśniące usta, wykrojone w łagodny łuk kącikami do dołu, i podnoszące si do góry na z bach prześwietlonych gwiezdnym blaskiem jak rentgenem, mlecznych i tylko troch niebieskawych. "To znaczy" powiedziała "ja jechałam do pani Musi, by sp dzić w Karwicy kilka ostatnich dni tej pi knej pogody, ale pani Musia wyci ła mi numer, zwijając kram wcześniej niż co roku, a pan wie, jak trudno si do niej dodzwonić, czy dogadać przez telefon". Nie zdążył kiwnąć głową, gdy ona pociągn ła dalej: "albo mnie si daty pokićkały" powiedziała, "choć jestem raczej z racji swych zaj ć akuratna, w każdym razie zastałam drzwi zamkni te i całą Karwic wymarłą, i postanowiłam pojechać do Mrągowa, by przenocować, i oddać samochód do warsztatu, by przestał czkać", powiedziała "a pan wie, że t dy jest dobry skrót do szosy" powiedziała, i znów zanim zdążył przytaknąć powiedziała "do Mrągowa, bo jest tam otwarty przez cały rok pensjonat, choć troch za drogi dla mnie, nowobogacki z nartami wodnymi, ale na jedną noc mogłabym si szarpnąć" powiedziała, "jako że w Piszu, który jest bliżej, nie ma przecież nic" powiedziała, "a gdy jechałam t dy" pokazała, "samochód zgasł mi definitywnie" powtórzyła "i zobaczyłam zapalone światło w oknie, wi c rezolutnie wjechałam, i ucieszyłam si " powiedziała, "że są tu ludzie, ale nie rozumiałam, jak Czerwone i czarne 255 to si stało, przez ostatnie trzy lata przecież handryczą si o to nadleśnictwo, i Musia machn ła r ką, i tak to smutno i w porzuceniu stało" powiedziała, poprawiając sobie kask włosów nad skronią. Na r ku miała obrączk i pierścionek, ale nie porodzinny, tylko z "Jubilera". Samochód był nienajnowszym japończykiem. "Z jakiej racji pani zaj ćę" zapytał. Ona spojrzała na niego spokojnie, i zobaczył, że twarz ma, pod warstwą pudru, humorystycznie dziecinną. l "Jestem polonistką" powiedziała, "wie pan, jest taki zawód bez zawodu, gdy si nie naucza w szkołach, trzeba imać si tego, co si nadarzy" powiedziała, "już ojciec si zżymał na ten mój żałosny wybór, cóż kiedy ja tylko w świecie słów czuj si u siebie w domu. Słowa" powiedziała "umieją mi przymglić niedobry świat" powiedziała "i potrafi si nasłodzić jednym zdaniem do zachłyśni cia, gdy to zdanie nazywa świat" powiedziała. "Nazywa światę" zapytał nieostrożnie. Było mu zimno, nazywanie świata wydało mu si zamiarem absurdalnym, jak i jej afektacja, zgrzytem, fałszem, egzaltowanym pustogadaniem. "By powiedzieć coś o tekstach, które starają si zachować precyzyjną, niespodziewaną zdolność określania, pisz coś rozmazanego, papk przymiotników, jakby wszystko to, co tak jasno a uważnie rozumiem, zamieniało si pod 6 moim piórem w kobiecą mgł " powiedziała. "Jakieś wielokropki, wykrzykniki", uśmiechn ła si , "i jeśli nawet ja rozumiem intuicyjnie, co chciałam przez to powiedzieć, to nikt poza mną, czyli nie jestem pisarzem" powiedziała. "Dlaczego pani mi to mówię" zapytał z niecierpliwym, już podszytym ironią zdumieniem. Wtedy ona powtórzyła "pan mnie zgoła nie pami taę". Wpatrzył si w nią i pokr cił głową przecząco, bo jak jej powiedzieć, że coraz mniej kogo poznawał, zapominał nazwisk i zdarzeń, zapominał treść książek, numery telefonów i całe epizody z własnego życia, ogałacał si do kości z samego bycia i samego zastanowienia, nawet tego bez słów i bez przypisanych im znaczeń, a w tym ogałacaniu słowa i skojarzenia nabierały nieoczekiwanej barwy, łącząc si z rezerwuarem napełnianym przez całe pracowite życie, ale wyonaczając każdy sens pierwszy, wybiegając daleko w pole i donikąd, w pole marzenia, w pole zatraty odpowiedzialności, w puste pole. "Nie" powiedział, "nie kojarz ". l "Przyjeżdżałam tu z pierwszym m żem od pierwszych wakacji, które państwo tu sp dzali" powiedziała "pan, pańscy rodzice, bracia, młode i zmieniające si " uśmiechn ła si "żony, kochanki, potem dzieci" powiedziała. "Byłam wte- Czerwone i czarne 257 dy na studiach, tak okropnie chuda, pewnie szkaradna. Musia uważała, że należy mnie dopychać kluchami, bo mi kości sterczą przez ubranie" powiedziała, "a mój mąż nieledwie lepiej wyglądał, jakoś tak ze studencka omszały, milkliwy, pełen życia wewn trznego tak zachwyconego i zbuntowanego zarazem, że umiał okazywać tylko coś w rodzaju pogardy, wzgardy dla rzeczywistości, kłamstw, komunistów, filistrów, tchórzy, wzgardy, tak" powiedziała. "Musieliśmy stanowić tak chudą odstr czającą par , że nas nie zauważano, mieszkających w namiocie najcz ściej o tu" pokazała palcem w głąb podwórza, gdzie warzywny ogród kładł si pod stare d by, "bo nas nie stać było na pokój, żyliśmy własnym życiem i czytaniem i ja go bardzo kochałam" powiedziała