... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Była to dziewczyna średnio przystojna, pospolita, głupia jak but. Usiłowała nawiązać flirt z Boyem, ale kiedy zerkała na mnie, widać było wyraźny niepokój w jej twarzy. Czara —jak to się mówi — przepełniła się, kiedy odchodząc Boy, zapomniawszy o moim przebraniu, zerwał się, odsunął skwapliwie moje krzesło i podał mi palto. Biedna Solwejg straciła wszelkie złudzenia, a w dodatku z pewnością posądziła Boya o skłonności, których nie miał. Ale pederaści, dlatego że stanął w ich obronie, uznali go niejako za swego patrona. Temu zawdzięczam, że jakaś zakochana para w spodniach zaproponowała Boyowi wycieczkę samochodem (jeżdżenie samochodem bez szofera, no i samochód w ogóle, nie były wówczas rzeczą częstą). Boy zgodził się na propozycję, bo chciał odwiedzić Jakuba Wojciechowskiego, robotnika, autora wybornej i oryginalnej książki pt. Raz kiedyś a obecnie (1933). Dojazd do wsi, w której mieszkał Wojciechowski, był trudny, toteż propozycja obu panów przyszła w samą porę. Boy postawił tylko warunek, że zabierze mnie ze sobą, już nie w męskim przebraniu. Była to dla nas okazja do uroczej wycieczki, a przy tym postać Wojciechowskiego, którego Boy „odkrył" i któremu patronował, budziła nasze zaciekawienie. Siedzieliśmy więc sobie na tylnym siedzeniu i pękaliśmy ze śmiechu (dyskretnie) widząc, jak kierowca i jego przyjaciel czulą się ze sobą. Wydawało nam się to przekomiczne — homoseksualizm nie był wówczas tak jawny jak obecnie i dlatego zapewne zachowanie obu panów tak nas śmieszyło. Wojciechowski zasługiwał na tę wyprawę. Gościnny (obaj zakochani znikli na szczęście gdzieś w lesie), godny, jak tylko mądry chłop być Potrafi, serdeczny, bez poufałości, swobodny bez chamstwa. Mile wspominam tę wizytę. W powrotnej drodze przestały nas już bawić zaloty pedałów, cieszyliśmy się pejzażem, byliśmy przy tym zmęczeni 1 senni, ale zadowoleni z wycieczki. A teraz, zanim przejdę do innych spraw, parę anegdot o Boyu. ^o dzieci miał stosunek raczej obojętny (może uraz na skutek Pediatrycznej przeszłości, której nie cierpiał). Kiedyś poszłam z nim do 259 parku po mego małego synka. Boy zapytał z właściwym sobie H mem: „Ale po czym właściwie poznaje pani swoje dziecko?" w Wie dzieci były dla mego jednakowe i mało interesujące Bo albo & na głupich bęcwałów i dlaczego ma mnie wzruszać bęcwał ma mz duży. Albo wyrosną na rozumnych, miłych ludzi (znikoma no to wtedy pogadamy. Nie mam za dużo kredytu do udzielan' » ' Muzyki nie lubił. Dlaczego'.' Syn kompozytora? Bo za silnfe ' reagował. „Nie znoszę, żeby coś pastwiło się nade mną wywlek") "'' mnie flaki, wprawiało w głupią radość albo roztkliwiało c/v H wowało. To gwałt popełniony na człowieku". I konsekwentni^' chodził na koncerty. Ale k.edy jednak zdarzyło mu się słyszeć dób" muzykę, długo potem bywał nieswój i rozstrojony ' I wreszcie kwiaty. Traktował je obojętnie, nie rozumiał ich piękność, i wierdził, ze w gruncie rzeczy wszycy mężczyźni mają do nich ta właśnie stosunek. Natomiast kobiety... „Co to jest - me mógł w z podziwu - ze kobiety tak szaleją za kwiatami'? To jest S tajemnicze powinowactwo. Mistyka. I tak naprawdę, to tylko hol złożony przez mężczyznę w kwiatach zaspokaja w pełni kobiety durne' ambicję, miłość, próżność, tkliwość i nawet zmysły" Dała mu na to odpowiedź Pawlikowska w pięknym wierszu, pisząc: Najodważniejsza Płci apoteozo, W różach, storczykach, Liliach, tuberozach! Od czasu do czasu wspominał swoje dzieciństwo Za zgrozą Pończochy, wysokie trzewiki, nawet latem, koronkowe albo sztywne kołnierzyki z fontaziem. Guwernerzy z trzcinkami, którymi bili boleśnie. Nie wolno było biegać, pocić się, plamić ubrania. Przy stole dzieci nie miały głosu i w ogóle niedopuszczalne było, żeby się odzywały. Patrząc na mego prawie gołego synka, hasającego swobodnie P° ogrodzie, mówił: „N.gdy nikomu niczego nie zazdrościłem ani sławy. ani piękności, ani bogactwa. Tylko jemu, że ma panią za matkę. Ach. Boże! ' I westchnąwszy ciężko, szedł gracować ścieżkę Jako uczeń, miał zwyczaj idąc do szkoły klękać przed figurą Matki Boskiej i zmawiać pacierz. Ale gdy właśnie od jakiegoś czasu przeżywał kryzys religijny, przestał się modlić. Z hardo podniesioną głową wszedł 260 l koty i tegoż dnia dostał pięć dwój. „Taki natychmiastowy odwet ^° ony nieba zrobił na mnie silne wrażenie. I jak tu się było porywać Ze takiego przeciwnika, kiedy w domu groziło za dwójki lanie. Toteż 113 dłuższy czas wróciłem do swojej figury". 11 Mile wspominał książkę dla młodzieży, tłumaczoną ongi przez jego ttę Grabowską, Małych mężczyzn Alcott. Zwłaszcza lubił recyto-ać śmiejąc się, wierszyk z tej powieści: „Małe wody kropelki — Pia-hiziarneczka małe — Tworzą ocean wielki — Tworzą kraje wspaniale — Małe słówka życzliwe — Wielką korzyść oddają — Tworzą szczęście prawdziwe — Życie w raj zamieniają"