... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Mimo wszystko nie potrafił odpędzić od siebie sceny, którą sobie wyobraził. Zerknął na Josepha, który upijał wydzieloną porcję górskiej róży z miną urażonej godności, i uznał, że powinien znaleźć sobie jakieś zajęcie. Del Ray wcześniej podważył osłonę konsoli i odsłonił plątaninę kabli zupełnie jak w starej centrali telefonicznej. Jeremiah usiadł na krześle i zaczął włączać kolejne przełączniki. Konsola była podłączona - pod każdym z monitorów żarzyło się czerwone światełko, lecz same ekrany pozostawały nieme. Joseph miał rację. Gdyby była z nami Renie, uporałaby się z tym w kilka minut. Pociągnął za kiść kabli. Większość z nich była podłączona. Wziął do ręki jeden z luźnych i zaczął go wsuwać w wolne wejścia, lecz nic się nie stało. Tak samo było w wypadku drugiego kabla, gdy jednak wziął do ręki trzeci przewód, razem z nim wysunął się inny, który musnął coś na tablicy, powodując chwilowe rozjaśnienie ekranów. Jeremiah natychmiast wyplątał przewód i z nadzieją zaczął go wpasowywać w kolejne wejścia. I nagle ekrany ponownie obudziły się do życia. Jeremiah wcisnął mocniej kabel bardzo dumny z siebie. Teraz widzieli, co się dzieje na zewnątrz bunkra. Nie musieli już czekać pozbawieni jakichkolwiek informacji. Zanim zdążył poinformować Długiego Josepha o swoim zwycięstwie, coś przyciągnęło jego uwagę. Na jednym z ekranów zobaczył wypełniony drzewami i krzewami prostokąt obramowany ciemnością. Długo wpatrywał się w ten obraz, zanim zrozumiał, co zobaczył. Miał przed sobą ogromną bramę widzianą z wewnątrz. Brama była otwarta. Gdzieś z góry dobiegły trzy głośne trzaśnięcia. Długi Joseph zerwał się na nogi i zaklął, zrzucając na podłogę wyciskaną butelkę. Jeremiah poczuł zimny dreszcz. - Del Ray! - zawołał. - Del Ray. czy to ty?! Obaj nasłuchiwali, a Joseph raz przynajmniej nie odezwał się ani słowem. Nie usłyszeli żadnej odpowiedzi, jedynie echo głosu Jere-miaha. - Czy on strzela z tego pistoletu? - zapytał Joseph ochrypłym nerwowym szeptem. - A może ktoś strzela do niego? Jeremiah miał wrażenie, że okrzyk wyssał mu całe powietrze z płuc. dlatego jedynie pokręcił głową. Przez chwilę stał nieruchomo, przestraszony i zdezorientowany, zastanawiając się, czy powinni zgasić światła i się ukryć. Potem spojrzał na konsolę. Wpatrzony w ekran próbował wywnioskować coś z niemal monochromatycznych obrazów, na których, jak mu się wydawało, dostrzegał tu i ówdzie jakiś ruch, lecz nic konkretnego. Który pokazuje górne piętro, tam, gdzie jest Del Ray? Wreszcie rozpoznał wnękę windy - nie zobaczył samej windy, która była jedynie ciemną plamą, tylko starą tablicę z informacją na temat maksymalnego obciążenia dźwigu, którą oglądał tyle razy, że czasem powtarzał w myślach jej treść. Zdążył jedynie pomyśleć: Zabawne, że przy takiej ilości sprzętu nie mają tu windy towarowej - i zaraz zobaczył niewyraźny zarys nóg na podłodze na skraju ekranu. Obraz był zbyt ciemny, by zobaczyć cokolwiek dokładnie, lecz mimo to Jeremiah nie miał wątpliwości, czyje to nogi leżą nieruchomo obok ciemnej plamy drzwi windy. Drogi panie Ramsey. Kiedy odwiedził mnie pan po raz. pierwszy, pomyślałam, że jest pan bardzo miłym człowiekiem. Wiem, że pan być może odniósł inne wrażenie, że wydalam się panu podejrzana. Już samo to, iż mnie pan wysłuchał, nie wyjawiając swoich myśli, było miłe z pana strony, bo Z pewnością uznał mnie pan wtedy za zwariowaną staruchę. I pewnie utwierdzi się pan w swoich przypuszczeniach, kiedy przeczyta pan to, co mam do powiedzenia. Ale już mnie to nie obchodzi. Gdy zaczęłam się starzeć, zaczęłam się też martwić, że mężczyźni nie patrzą już na mnie tak jak kiedyś. Nigdy nie byłam specjalnie ładna, ale kiedyś byłam młoda, a na to mężczyźni zwracają uwagę. Kiedy przestali, zmartwiłam się, lecz pomyślałam, że teraz przynajmniej będą traktować mnie poważnie. Kiedy jednak nadeszły wszystkie te wydarzenia, bóle głowy i związane z nimi problemy i zaczęłam mówić na temat choroby Tandagore ‘a, ludzie, owszem, patrzyli na mnie, lecz jak na kogoś, kto ma nie po kolei w głowie. Pan jednak potraktował mnie poważnie. Miły z pana człowiek. Nie myliłam się co do pana. Zajmuję się czymś, co trudno jest wyjaśnić, i jeśli się mylę, wyląduję w więzieniu. Jeśli zaś mam rację, zginę. Nie tak łatwo coś udowodnić, założę się, że tak pan teraz myśli. Pisząc ten list, chcę panu powiedzieć, że nawet jeśli zwariowałam, to ja czuję inaczej, i robię to ze świadomością, iż wydaje mi się to bezsensowne. Gdyby jednak pan usłyszał głosy, które słyszę, czy które słyszałam, postąpiłby pan podobnie. Nie wątpię w to, ponieważ wiem, jakiego rodzaju jest pan człowiekiem. Zanim przejdę do dalszych rzeczy, wyznam panu coś jeszcze. Teraz czuję się lekka, jakbym zrzuciła z siebie ciężki płaszcz i szła pi; śnieg. Może później zmarznę, teraz jednak jestem szczęśliwa bez tego ciężaru. Bo widzi pan, ten ciężar to udawanie, a ja teraz mogę mówić prawdę. Dlatego powiem panu coś, czego w innych okolicznościach nigdy bym panu nie powiedziała. Powinien się pan ożenić. Jest pan dobrym człowiekiem, który pracuje zbyt ciężko i który za dużo czasu spędza w biurze, a za mało w domu. Wiem, co pan teraz myśli: o czym gada ta zwariowana dama polsko-rosyjskiego pochodzenia? Ale ja uważam, że powinien pan znaleźć kogoś, z kim mógłby pan dzielić życie. Nie wiem nawet, jaką pleć pan woli, mężczyzn czy kobiety, I wie pan co? Nie ma to dla mnie znaczenia. Niech pan znajdzie kogoś, z kim mógłby pan zamieszkać, dla kogo chciałby pan wracać do domu. Jeśli to możliwe, niech pan ma dzieci. Dzięki dzieciom życie nabiera sensu