... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Jeżeli pozostaną plamy na jego nowych ubraniach, czeka go miesiąc o chlebie i wodzie, ale odpłaci się im wszystkim, odpłaci. - Co ty tu robisz o tej porze, Piemurze? - zapytała Silvina, którą przyciągnęło chlapanie i walenie. - Ja? - Na gwałtowność jego głosu Silvina weszła prosto do pokoju. - Moi współmieszkańcy zrobili mi brudny kawał! Silvina przeciągle zmierzyła go wzrokiem, kiedy nos jej powiedział jaki to brudny kawał. - A mieli jakieś powody? W ułamku sekundy Piemur się zdecydował. Silvina była jedną z niewielu osób w siedzibie Cechu, której mógł zaufać. Instynktownie wiedziała, kiedy on udaje, więc będzie teraz wiedziała, że się na niego uwzięli. A on czuł silną potrzebę, żeby się z kimś podzielić swoimi kłopotami. Ten ostatni kawał uczniów, którzy zniszczyli jego nowe, dobre ubrania, zabolał go bardziej, niż zdawał sobie początkowo sprawę. Był dumny z nowych, wspaniałych ubrań, a oni je tak wypaprali, zanim ponosił je na tyle długo, żeby pobrudziły się uczciwym brudem. To uderzyło go silniej niż oszczerstwa za jego rzekome niedyskrecje. - Ja jeżdżę na różne Zgromadzenia i Wylęgi - Piemur odetchnął - i popełniłem ten błąd, że nauczyłem się kodów bębnowych za szybko i za dobrze. Silvina nadal wpatrywała się w niego, jej oczy zwęziły się lekko, głowę przechyliła nieco na bok. Nagle stanęła obok niego, wzięła mu z ręki kijankę i zręcznie wsunęła ją pod nasiąkające futra. - Prawdopodobnie spodziewali się, że wrócisz natychmiast po Zgromadzeniu w Igenie! - Zachichotała wpychając futro z powrotem pod wodę. - Więc musieli spać w tym smrodzie własnej produkcji przez dwie noce! - Jej śmiech był zaraźliwy i Piemur poczuł, jak mu się robi lżej na duszy. - Ten Clell. To on to zaplanował. Uważaj na niego, Piemurze. On ma w sobie coś podłego. - A potem westchnęła. - Ale i tak nie będziesz tam długo i nic ci nie zaszkodzi, jak się wyuczysz kodów bębnowych. Może się to bardzo któregoś dnia przydać. - Zmierzyła go jeszcze raz taksującym spojrzeniem. - Muszę przyznać, Piemurze: wiesz, kiedy trzymać język za zębami! Wsadź to teraz do wyżymaczki i zobaczmy, czy najgorsze już zeszło! Silvina pomogła mu dokończyć pranie, pytając go o Wylęg i o niespodziewane Naznaczenie przez Mirrim zielonej smoczycy. A jak mu się podobał klimat w Igenie? Piemurowi przyniosło wielką ulgę, że mógł szczerze porozmawiać z Silviną, jak również że doświadczona ochmistrzyni pomogła mu w czyszczeniu jego rzeczy. A potem, ponieważ nic by nie wyschło przed wieczorem, przyniosła mu następne futro do spania i zapasową koszulę i spodnie, robiąc przy tym uwagę, że te rzeczy są tak znoszone, iż nie powinny budzić niczyjej zazdrości. - Oczywiście wspomnisz, że pasy z ciebie darłam za to, że zniszczyłeś porządne ubranie i poplamiłeś futra - powiedziała, puszczając do niego na pożegnanie oko. Był już w pół drogi do wyjścia z budynku, kiedy przypomniał sobie, że potrzebna jest mu pachnąca świeca i wrócił po nią, znosząc z hartem ducha głośne zrzędzenie Silviny. Później Piemur myślał sobie, że jeżeli Dirzan zignorowałby to zajście, tak jak to Piemur miał zamiar zrobić, zapomniano by o całym tym incydencie. Ale Dirzan udzielił innym uczniom reprymendy przed czeladnikami i skazał ich na trzy dni o chlebie i wodzie. Pachnąca świeca oczyściła trochę ze smrodu atmosferę w ich kwaterze, ale nic już nie mogło poprawić stosunku uczniów do Piemura. To wyglądało tak, jakby Dirzan zdecydował się uniemożliwić dogadanie się Piemura z Clellem i resztą. Chociaż robił, co mógł, żeby się od nich trzymać z daleka, ciągle deptano mu po palcach, boleśnie uderzano go po żebrach pałeczkami czy łokciami. Trzy noce z rzędu ktoś mu zeszywał futra, a jego ubrania tak często zanurzano w rynnie przy dachu, że w końcu poprosił Brolly'ego, żeby mu sporządził zamek do skrzyni, który tylko on potrafił otworzyć. Uczniowie nie powinni mieć swoich prywatnych pojemników, ale Dirzan nawet nie wspomniał o tym nowym dodatku do skrzyni Piemura. W pewien sposób Piemurowi przynosiło satysfakcję, że potrafił ignorować te przykrości, wznosząc się pogardliwie ponad wyrządzane mu złośliwości. Spędzał tyle czasu, ucząc się kodów, stukając palcami po futrze, nawet kiedy zasypiał, żeby zapamiętać rytmy i tempa najbardziej skomplikowanych szyfrów. Wiedział, że inni dokładnie wiedzą, co on robi, i że nie mogą zrobić nic, żeby mu przeszkodzić. Niestety chłód, którym się otoczył, żeby chronić się przed ich sztuczkami, zaczął zdradliwie wkradać się pomiędzy niego a jego starych przyjaciół. Bonz i Broily głośno skarżyli się, że się zmienił, a Timiny patrzył na niego żałośnie, jak gdyby jakoś czuł się odpowiedzialny za zmiany w przyjacielu. Piemur usiłował zbyć to śmiechem, mówiąc, że to bębny tak go ogłupiły. - Oni się ciebie czepiają na tej wieży bębnów, Piemurze - mówił Bonz lojalnie, groźnie się rozglądając. - Po prostu wiem, że tak jest. A jeżeli Clell... - Clell, nie! - powiedział Piemur tak zawziętym tonem, że Bonz aż się zachwiał na nogach. - O to właśnie mi chodzi, Piemurze! - powiedział Broily, który niełatwo dałby się onieśmielić komuś, kogo znał od pięciu Obrotów. - Zmieniłeś się i nie pleć mi tu, że ci się głos zmienia, a ty razem z nim. Głos ci się już stabilizuje. Nie piałeś od wielu dni! Piemur zamrugał zaskoczony zjawiskiem, którego nie zauważył. - Szkoda. Tilgin się nauczył tej partii... w końcu, ale ona nie brzmiałaby tak samo, jakbyś ją zaśpiewał barytonem - ciągnął dalej Broily. - Barytonem? - Piemur zapiał ze zdziwienia, a kiedy zobaczył rozczarowanie na twarzach swoich przyjaciół, zaczął się śmiać. No może, a zresztą może nie. - Teraz mówisz jak Piemur - powiedział Bonz z naciskiem. Przy swojej izolacji na wieży bębnów Piemurowi nietrudno było zapomnieć o nadchodzącej uczcie u Lorda Groghe'a i o wykonaniu nowej muzyki Domicka. Minęły dwa siedmiodni od bendeńskiego Wylęgu i był zbyt pochłonięty swoimi problemami, żeby zwracać większą uwagę na to, co działo się wokół. Jego przyjaciele podkreślali teraz bliskość Uczty i był pewien, że nie uda mu się uniknąć uczestniczenia w niej, zastanawiał się, jak by to zrobić. Wolałby w ogóle nie być w Warowni Fort w ten wieczór. A na pewno będzie musiał tam pójść. Potem przyszło mu na myśl, że ostatnio nie jeździł na żadne wyprawy z Sebellem i Menolly. Zmusił się, żeby żartować i śmiać się ze swoimi kolegami, ale kiedy wrócił na wieżę bębnów podczas popołudniowego dyżuru, zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie popełnił jakiegoś błędu w Weyrze Benden lub Warowni Igen. Albo czy jakimś głupim przypadkiem Dirzanowe gadanie nie wpłynęło na opinię Menolly o nim