... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Chyba nie ma już gorączki - oceniła. Wintrow spojrzał na nią. Był jeszcze bledszy od Opala. - Wiem. - Poprawił pacjentowi koc. - Wydaje się jednak bardzo słaby. Jestem pewien, że chirurg wybrał najlepsze wyjście. Szkoda, że noc jest taka zimna. - Dlaczego nie zabierzesz go pod pokład, z dala od nocnego chłodu? - Szybciej wyzdrowieje na deskach “Vivacii” aniżeli w środku. Podniosła ku niemu głowę. - Wierzysz, że twój statek potrafi uzdrawiać? - Nie ciało. Lecz może przesłać nieco ze swej siły jego duchowi, a to pomaga w leczeniu. Etta wyprostowała się powoli. - Myślałam, że tym się zajmuje twój Są - mruknęła. - Ależ tak - zgodził się Wintrow. Przyszło jej do głowy szydercze pytanie, po co chłopcu bóg, skoro ma swój statek. Ugryzła się jednak w język i zasugerowała: - Prześpij się trochę. Wyglądasz na wyczerpanego. - Jestem wyczerpany. Muszę jednak posiedzieć z chłopcem dzisiejszej nocy. Nie mógłbym zostawić go samego. - Dokąd poszedł chirurg? - Na “Mariettę”. Tam również jest wielu rannych. Tu zrobił tyle, ile mógł. Teraz wszystko zależy od Opala. - I od twojego statku - odburknęła, nie mogąc się powstrzymać przed złośliwością. Rozejrzała się po przednim pokładzie. - Widziałeś może Kennita? Wintrow bez słowa skinął głową ku galionowi. Etta dopiero po dłuższej chwili wypatrzyła sylwetkę pirata w cieniu. Zazwyczaj mu nie przeszkadzała, gdy rozmawiał ze statkiem. Teraz jednak, gdy spytała o niego tak głośno, nie mogła po prostu odejść. Niedbale podeszła do dziobowej balustrady i stanęła obok Kennita. Przez jakiś czas milczała. Kotwiczyli w małej zatoczce jednej z pomniejszych wysepek. “Złośnica” i “Marietta” kołysały się w pobliżu. Odbicia nielicznych świateł drżały w zygzakach na niewielkich falach. Lekka bryza cicho śpiewała w linach. Statki stały bardzo blisko lądu, toteż oprócz zapachu słonej wody Etta wyczuła również bardzo silny aromat roślin. - Świetna była ta dzisiejsza akcja - zauważyła cicho po chwili. - Wiem - rzekł z nieznacznym sarkazmem. - Popłyniemy teraz kanałem? - Być może. - Jego krótka odpowiedź ucięła rozmowę. Żywostatek na szczęście milczał, jednak Etta ciągle czuła jego obecność. Zapragnęła, by przenieśli się na pokład “Marietty”. Tam zapewne udałoby jej się zbliżyć do Kennita. Tutaj wszystkim jej poczynaniom towarzyszyła “Vivacia”. Etta nie czuła się sama nawet w swej prywatnej kabinie. Wygładziła nową spódnicę. Odgłos wydawany przez materiał był taki rozkoszny. - Zanim nam przerwano - odezwał się nagle galion - dyskutowaliśmy plany na jutro. Pirat podjął temat. - O pierwszym brzasku pożeglujemy do Łupogrodu. Poszukamy dobrej kryjówki dla “Złośnicy”. Poczeka tam na okup. Chcę też jak najszybciej wysadzić oswobodzonych niewolników na ląd. A zatem popłyniemy do Łupogrodu. Wyraźnie ją ignorowali. Etta nie zamierzała po sobie pokazać zazdrości, - A jeśli spotkamy inne statki? - ciągnęła cicho “Vivacia”. - Wtedy nadejdzie twoja kolej na atak - odparł kapitan szeptem. - Nie wiem, czy jestem już gotowa. Nadal tego nie wiem... Krew i cierpienie... Ludzie odczuwają tak straszliwy ból. Kennit westchnął. - Chyba nie powinienem sprowadzać Opala na twój pokład. Martwiłem się o chłopaka i chciałem mieć go blisko siebie. Nie sądziłem, że masz coś przeciwko temu. - Naprawdę nie mam nic przeciwko temu - odparła pospiesznie “Vivacia”. Kennit ciągnął dalej, jakby tego nie słyszał: - Ja również nie lubię obserwować ludzkiego bólu. Ale mężczyzna nie może się od tego odwracać. Czy mogę się odwrócić od kogoś, kto walczył dla mnie i został ranny? Przez cztery lata ten młodzieniec znał tylko jeden dom: mój statek. Bardzo chciał wziąć dziś udział w abordażu... Jaka szkoda, że Sorcor go nie powstrzymał! Wiem, że Opal walczył dzielnie, ponieważ chciał wywrzeć na mnie wrażenie