... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Tylko „Burzę Ognia", zakupioną od pewnego greckiego milionera, przebudowano w przemyślny sposób, konstruując tak wiele skrytek, schowków i kryjówek, że zmieniła się w pływający arsenał. W Szwecji skład broni Stiga Palmego znajdował się w piwnicy pewnego wiejskiego domu, stojącego przy autostradzie E3 do Strangnas. — Jesteśmy na miejscu! — zawołał radośnie Palmę. — Oto i Grand Hotel. — Stań tutaj! Szwed zareagował natychmiast i płynnie zatrzymał samochód przy krawężniku, nie podjeżdżając pod samo wejście. Po prawej stał ten sam co zwykle sznur zaparkowanych Mercedesów i Citroenów, połyskujących nieskazitelnie wywoskowanymi karoseriami. Po lewej tryskały plamami jaskrawej czerwieni skrzynki pelargonii, które zupełnie bezlitośnie przycinał jakiś ogrodnik. — Beaurain na nas czeka — powiedziała Luiza. Ledwie zdążyła wymówić te słowa, gdy Belg otworzył tylne drzwiczki Saaba, 183 wetknął głowę do środka i powiedział szybko: — W hotelu powiedzieli, że was nie ma, ale miałem przeczucie, że wrócicie lada chwila. Musimy natychmiast jechać — mamy wiadomość, że zauważono doktora Theodora Norlinga we własnej osobie. — Wiemy — odparła Luiza. — Przyleciał małą Cessna na lotnisko Bromma — z „Czarnym Hełmem"! Ta baba pojawia się dosłownie wszędzie! Być może nazywa się Sonia Karnell. Mieszkanie numer 2 przy Radmansgatan 490. Norling trzymał w ręku walizkę — kurczowo ją ściskał. — Jezu! Czy to znaczy, że jednak nas wykiwał? Czy ta walizka była mniej więcej tej samej wielkości, co... — Tamta w wagonie ekspresu do Sztokholmu? Tak, tej samej. — Stig, widzisz tego Saaba, którego kierowca starannie nas nie zauważa? To Harry Fondberg. Nie strać go z oczu. Przypuszczamy, że Norling jedzie do przystani jachtowej koło Alei Ambasad. — Znam tę przystań. Beaurain zmusił się, żeby krótką odległość do samochodu Fondberga pokonać spacerowym krokiem, choć nogi same podrywały mu się do biegu. Wsiadł do Saaba, zatrzasnął drzwiczki i zapalił papierosa. — Norling ma walizkę, której opis dokładnie odpowiada tamtej z wagonu na dworcu centralnym. Przyleciał skądś samolotem i wylądował na Brommie. — Rany boskie! — Fondberg uruchomił silnik, co było sygnałem dla pozostałych wozów, żeby zrobiły to samo. — Chcesz powiedzieć, że to może być ta sama wielka przesyłka narkotyków, przez którą zginął mój człowiek w Bangkoku? Zapnij mocno pasy i dobrze się trzymaj! * * * Siedzący w wynajętym Citroenie Amerykanin miał na głowie szwedzką czapkę marynarską. We wstecznym i bocznych lusterkach samochodu widział wszystkie najdrobniejsze szczegóły: Beauraina wbiegającego na chwilę do hotelu, po czym czekającego niepozornie na chodniku nie opodal wejścia; przyjazd Saaba z Luizą Hamilton na tylnym siedzeniu i dwoma nieznanymi mężczyznami z przodu. Widział szybką wymianę zdań między Beaurainem i Luizą; powolny powrót Belga do innego Saaba, za którego kierownicą siedział Harry Fondberg. Odczekał, aż kawalkada samochodów — zamykana przez drugiego Saaba z Luizą Hamilton — odjedzie, po czym odbił od krawężnika i ruszył w ślad za nią. Ed Cottel z CIA potrafił rozpoznać sytuację alarmową, kiedy się na nią natknął. 184 * * * Od momentu opuszczenia komendy zachowywali ciszę radiową. Fondberg zabezpieczył się na wszelki wypadek, przesyłając wiadomość człowiekowi, który zauważył Norlinga, żeby użył radia, ale tylko w przypadku, gdyby się okazało, że Norling nie kieruje się jednak do przystani jachtowej. Do momentu odjazdu „konwoju" sprzed Grand Hotelu taki sygnał nie nadszedł. Samochody ruszyły dalej, najpierw dwa nie oznakowane wozy policyjne, potem Saab Stiga Palmego i Luizy Hamilton, a blisko za nimi z kolei Citroen Cottela — wyposażony w radiostację zręcznie zamontowaną po wynajęciu samochodu. Za jej pomocą utrzymywał kontakt ze swymi, jak to nazywał Fondberg, „oczami". Trzymając się o jeden pojazd za Saabem Stiga Palmego, uruchomił ją teraz. — Tu Karmel. Słyszycie mnie? Dobra. Czy Ozark się pojawił? — Tu Monterey, Karmel. Nie, powtarzam, nie pojawił się. Do tej pory ani śladu Ozarka. Prowadzę dalej nadzór i czekam na dalsze instrukcje. — W porządku. Z wyrazem rezygnacji na twarzy Cottel odwiesił mikrofon i skupił się na tym, żeby nie zgubić w ruchu ulicznym Saaba. Ciągnęło się to już wiele dni i nie pozostało mu nic innego, jak trwać w uporze. Wcześniej czy później musi nastąpić przełom. „Ozark" był kryptonimem Wiktora Raszkina. Rzecz w tym, że facet jakby zapadł się pod ziemię. * * * — Podaj mi pistolet, połóż go na fotelu obok mnie — poprosił Luizę Stig Palmę, zręcznie lawirując za dwoma nie oznakowanymi wozami policyjnymi. Dojeżdżali już do Alei Ambasad, co oznaczało, że są bardzo blisko przystani jachtowej. Nie zadając żadnych pytań, Luiza podniosła z podłogi zawiniętą w naoliwione płótno broń i położyła delikatnie na pustym siedzeniu przed sobą. — Krystynka może mi się przydać — dorzucił Palmę tonem wyjaśnienia. W typowy dla siebie sposób nadał ulubionej broni żeńskie imię. Kiedy wprowadzał ją do akcji, zwykł używać dość pikantnego języka. — Ktoś nas śledzi. Nie oglądaj się. Jedzie kremowym Citroenem. — Wiesz choć z grubsza, od kiedy? 185 — Stał zaparkowany tyłem do nas przed Grand Hotelem. I od tamtej pory stosuje normalną technikę trzymania się o jeden pojazd za nami. Wygląda na to, że Syndykat obstawił Grand Hotel całą grupą swoich ludzi. — Mówisz, że tylko jeden człowiek? — Jeśli to zawodowy morderca najwyższej klasy, to wystarczy jeden. Jednemu łatwiej się ulotnić po wykonaniu roboty. Może mu chodzić o Beauraina — dodał i umilkł. Luiza przyglądała się zafascynowana, jak Palmę, prowadząc samochód jedną ręką, drugą odwija natłuszczony materiał i wyjmuje Krystynkę