... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
– Co, co?! – z irytacją spytał Żukow. – Szeregowiec Pankratow melduje swoje dostarczenie – powtórzył Sasza. Żukow patrzył na niego. Nikt nigdy nie ośmielił się tak mu odpowiedzieć. Sasza wytrzymał jego spojrzenie. Rozstrzelają? A niech rozstrzeliwują! – To wy dowodziliście kompanią? – Prowadziłem ją do Prońska. – Skąd? – Z rejonu wsi Chitrowanszczina, na zachód od linii kolejowej Michajłow-Pawelec. – Gdzie dowódca kompanii? – Poległ podczas nalotu. – No właśnie – wtrącił gruby major – wszyscy oficerowie zginęli, wszyscy kierowcy przeżyli. – Kto wam kazał prowadzić kompanię? – groźnie spytał Żukow. Sasza rozejrzał się zaszczutym wzrokiem. Generałowie, pułkownicy siedzą tu, patrzą na niego. Dobrze odżywieni, czyści, ważni, z rombami i belkami na naramiennikach... Ich by teraz tam, w śnieg, do jaru, wynosić samochody na rękach... Stratedzy... Doprowadzili kraj... Pozwolili Hitlerowi dojść do Moskwy... Wygarnąć by im wszystko, co o nich myśli... – Pytam, kto wam kazał prowadzić kompanię?! Ten też! Słynny dowódca, a też prowadzi śledztwo. – No?! – Żukow podniósł głos. – Ojczyzna kazała, towarzyszu generale armii – wychrypiał Sasza. Wszyscy milczeli. I generałowie, i pułkownicy. Żukow nie spuszczał z Saszy uważnego spojrzenia. – Jesteście członkiem partii? – Bezpartyjny. – Skąd wzięliście się w Prońsku? – Kompania miała dostarczyć ładunek do Uzłowej, na tyły 239. Dywizji. Spotkaliśmy kapitana z grupą żołnierzy, powiedział, że dywizja jest w okrążeniu. Co robić? Niemieckie czołgi idą na Michajłow i Skopin. Mogliśmy się wydostać jedynie drogą między Michajłowem i Skopinem. – Czyżby tam była droga? – W budowie. Żukow pochylił się nad mapą. – Tu nie ma żadnej drogi. – Zaczęto ją budować tuż przed wojną, ale nie dokończono. Walec wyrównał teren. Na mapie jej oczywiście nie zaznaczono. – Skąd wiedzieliście o tej budowie? – Pracowałem na niej. – Możecie pokazać? Sasza też pochylił się nad mapą. Z furażerki spadła kropla wody, śnieg tajał w cieple. – Pozwólcie zdjąć nakrycie głowy, bo zamoczę mapę. – Zdejmujcie. Sasza wsunął furażerkę pod pachę, znów schylił się nad mapą. – Droga prowadzi tędy: Durnoje, Griaznoje, Malinki, Chitrowanszczina. Żukow podsunął mapę szefowi sztabu. – Zaznaczcie na swojej, uaktualnijcie. – Zwrócił się do Saszy. – W jakim stanie jest ta droga? – Musieliśmy odwalać śnieg łopatami. Z pługiem można przejechać bez problemów. – Jak długo jechaliście? – Dwie doby. Nocami. W dzień baliśmy się nalotów. – Noce są teraz długie – powiedział Żukow w zamyśleniu. – Straty? – W drodze – żadnych. Mamy jednak rannego, jest sporo odmrożeń. Proszę o pomoc medyczną. – Sasza obejrzał się na majora. – Wprawdzie obywatel major nazwał nas przestępcami, ale przestępcy też mają prawo do opieki lekarskiej. – Udzielimy pomocy – powiedział Żukow. – Znacie nazwisko dowódcy 239. Dywizji? – Nie znam. – Pułkowniku Martirosjan! Wstał dowódca 239. Dywizji, młody, przystojny Ormianin. – Pułkowniku, czy to wasza kompania? – Pozwólcie zameldować, towarzyszu generale armii, przydzielono nam samodzielną kompanię transportu, była w drodze, ale dywizja walczyła już w okrążeniu z przeważającymi siłami nieprzyjaciela. Dwudziestego siódmego listopada po zakopaniu w lesie broni ciężkiej przerwała okrążenie i dotarła tutaj, do rejonu Bolszoje Sioło. Kompania samochodowa nie mogła dołączyć do okrążonej dywizji. Mam podstawy przypuszczać, że to właśnie ta kompania. – Dlaczego tak uważacie? – Wskazują na to wszystkie okoliczności. I jeśli pozwolicie mi coś powiedzieć... – Mówcie! – Jeśli pozwolicie mi coś powiedzieć – powtórzył Martirosjan – to rajd tej kompanii do Prońska, w kleszczach dwóch nacierających zagonów pancernych nieprzyjaciela, uważam za mężne spełnienie powinności żołnierskiej. – Ach tak – uśmiechnął się Żukow. – Dobrze, siadajcie! Szeregowiec... – Pankratow – podpowiedział major. – Pankratow... Umiecie czytać mapę. Gdzie się tego nauczyliście? – Na wydziale komunikacji Instytutu Transportu w Moskwie. – A więc inżynier..