... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Obojętnie, co by to było. Widzę, że zazdrość cię zżera - odparła z ironią w głosie. - Mówisz tak, bo sam jeszcze nie wygrałeś. Jeśli myślisz, że podzielę się z tobą moimi żetonami, to jesteś w błędzie. Lepiej więc sam zacznij grać, może dopisze ci szczęście. - Uśmiechnęła się do niego radośnie i wrzuciła kolejne żetony do automatu. - Wydawało mi się, że mówiłaś, jaki to hazard jest nudny, że tylko głupcy tracą tak czas, a ty sama byś nigdy nie zagrała. - Josh wyraźnie drażnił się z nią. - Ale to tylko taki głupi żart. - Cha, cha, ale śmieszne. A ty będziesz chodził i powtarzał: „A nie mówiłem?” To tylko dowód na to, jak bardzo można się pomylić w ocenie innych. Hej! Popatrz, znowu wygrałam! Czy myślisz, że zmieści mi się wszystko do jednego pojemnika? Mandy i Josh grali w automaty na Owocowym Rynku, dopóki Lois nie zadecydowała, że ma już dosyć dobrych ujęć i przerwała filmowanie. - Mandy - ponaglał Josh, widząc, że ta najwyraźniej nie zauważyła przerwania zdjęć. - Możesz już przestać udawać zainteresowanie, kamera jest wyłączona. Mandy. Mandy? Ale Mandy albo wcale nie słuchała, albo nie okazywała tego po sobie. Cała była skupiona na wrzucaniu żetonów w nadziei wielkiej wygranej. Wygrała znów, potem przegrała wszystko i teraz była gdzieś na zero. Spodziewała się, że jeszcze tylko chwilka i trzy melony ustawią się obok siebie, spełniając jej marzenia. - Połknęła bakcyl - stwierdził Chuck, wyłączając dodatkowe oświetlenie. - Pod każdym pozorem trzymaj ją z dala od tego miejsca, bo wsiąknie tu na dobre. Pomachał technikowi na pożegnanie, po czym wziął delikatnie Mandy pod rękę. - Mamy jeszcze trochę czasu na parę gemów w tenisa - zasugerował delikatnie. Tenis bowiem był jednym z tuzina innych rzeczy, które Mandy podsuwała wcześniej Lois, byle unikać filmowania młodej pary podczas gry w kasynie. - Tenis? - Mandy zmarszczyła z niesmakiem nos. - Jak wpadłeś na tak idiotyczny pomysł? Kto by chciał uganiać się w taki upał za jakąś głupią piłką? Nie, chcę zostać w kasynie. W końcu nie widzieliśmy nawet połowy. - Sugerujesz więc, żebyśmy przeszli się po kasynie? - spytał sceptycznie. - Ale zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiała przeciąć więzy łączące cię z tym automatem? Mandy spojrzała na niego z irytacją. - Przecież jest tu tysiąc innych maszyn. Spróbuję tylko niektórych, jak będziemy przechodzić. Poza tym ta przestała mnie chyba lubić. Josh pozbierał żetony i ruszyli. Przeszli chyba wszystkie alejki w kasynie, oznaczone dla orientacji określoną kombinacją świateł. Spacerując grali równocześnie w grę, polegającą na dobieraniu najbardziej niezwykłych profesji do spotykanych i niczego nie podejrzewających przechodniów. Mandy grała od czasu do czasu na różnych maszynach, śmiejąc się z niektórych rysunków zabawnie przedstawiających owoce lub żartując z „maszyn dla leniwych”, które pozbawione były rączek do pociągania. - Tak łatwo traci się tu pieniądze - zdecydowała w końcu, kiedy przegrała kolejne parę dolarów w elektronicznego pokera. - Chyba zaczynam tęsknić za swoimi arbuzami. - Zamówię ich całą ciężarówkę na twoje urodziny. - Josh wziął ją delikatnie pod rękę i poprowadził szybko do Dzielnicy Teatralnej, gdzie kolorowe neony i lustra zostały tak skonstruowane, by stworzyć nastrój i atmosferę Broadwayu. W końcu, gdy Josh zaczął się już obawiać, czy nie zgubią się na dobre w Mieście Automatów, trafili na tak zwany Górny Pokład. Pełno było tam wszelkiego rodzaju balonów, malowanych tęczy i chmur, no i oczywiście wszechobecnych automatów do gry. - Masz dosyć, moja hazardzistko, czy chcesz jeszcze spróbować swego szczęścia w black jacka przy stoliku w głównej części kasyna? - Proponując to, Josh mocno zaciskał kciuki, by pomysł ten nie został przyjęty. Jedno, na co miał ochotę, to wycofać się w zaciszne miejsce i usiąść razem przy drinku z lodem. Mandy po cichu kończyła opowieść o swoich sukcesach. - Zaczęłam na Owocowym Rynku z dziesięcioma dolarami, a skończyłam teraz z trzynastoma. Grałam całe popołudnie i wygrałam trzy dolary. Nigdy bym nie przypuszczała, ze hazard tak wciąga. - Mandy rozejrzała się wokół. - Popatrz, Joe, to wygląda na prawdziwy balon na gorące powietrze. Ale sprytne. Ciekawa jestem, jak oni go tu wprowadzili. - Wcale go nie wprowadzali - wycedził wolno, obejmując ją. - Kasyno zostało zbudowane dokoła niego. Mandy dopiero teraz spojrzała z uwagą na Josha. - Masz już dosyć, co? Dlaczego nie powiedziałeś nic wcześniej? - Ponieważ sprawiało mi wielką przyjemność patrzenie, jak się świetnie bawisz, kochanie. Nie zrezygnowałbym z tego za skarby świata. Zadowolona? - Nawet bardzo - odparła. - Uczciwie mówiąc, to od dawna nie bawiłam się tak dobrze. Ostatnio chyba w zeszłym roku, na targach w Allentown. Wygrałam wtedy na jednym ze stoisk wypchanego jednorożca. - Mówiłaś, zdaje się, że nie uprawiasz hazardu - wytknął jej Josh, zsypując wszystkie monety razem. - Miałam na myśli, że nie dla pieniędzy. W końcu przecież nie można do hazardu zaliczyć gry o jednorożca. Josh potrząsnął tylko głową, całkiem pokonany specyficzną logiką Mandy. - Nie mogę uwierzyć, że nigdy nie wybrałaś się do Atlantic City, mieszkając tak blisko. Przespacerować się promenadą lub popływać. Słyszałem reklamy o tym, że autobusy z Allentown do kasyna jeżdżą codziennie. - Wiesz, byłam bardzo zajęta przez ostatnie lata - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do niego. Widząc jednak pytający wzrok Josha, dodała szybko. - To znaczy, chciałam powiedzieć, że miałam bardzo dużo zajęć w przedszkolu, rozumiesz... - Tak bardzo, że nawet rzekomy miesiąc miodowy w towarzystwie męża na słowo honoru, zaprawiony sekretnym śledztwem i wszechobecną ekipą telewizyjną, może być traktowany jako wypoczynek. - Uśmiech Josha gdzieś zamarł. Na pewno nie był jeszcze przygotowany, by usłyszeć, dlaczego zdecydowała się na życie w tak prymitywnych warunkach w Allentown, kiedy mogła żyć, jak pączek w maśle, z Alexandrem Tremaine'em w Southampton. Lepiej, żeby wiedział o Mandy Tremaine mieszkającej na trzecim piętrze w domu czynszowym, która pracuje jako wychowawczyni w przedszkolu. - No i te ostatnie dni też nie zrelaksowały cię zbytnio. Niestety ja też nie jestem bez winy i często wtykałem ci szpilki... - I mówiłeś mi, że czujesz, jak budzi się w tobie miłość - dodała Mandy ze ściśniętym gardłem. Położyła mu delikatnie palce na ustach, kładąc kres dalszej przemowie. Stali na środku jednego z przejść, tak że inni gracze i personel kasyna musieli ich omijać. Zapatrzeni w siebie nawet tego nie zauważyli. - Nie chciałabym być teraz w żadnym innym miejscu na ziemi ani też mieć u boku innego mężczyzny. Josh uśmiechnął się słabo