... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Tacy łagodni ludzie? Czarny Rekin pokiwał ze smutkiem głową. Oczy zaczerwieniły mu się od napoju. - To niesprawiedliwe, lecz cóż możemy na to poradzić? Nie mamy szczęścia. - A gdybyśmy pochowali szczątki tamtego wojownika? - spytał Janosz. - Moglibyście wznieść ołtarz i pogrzebać przy nim kości, aby dać spoczynek duchowi czarodzieja. Oczy Czarnego Rekina wypełniły się łzami. Sprawiał wrażenie zbyt poruszonego, aby wykrztusić choć słowo, lecz skinienie głową mówiło samo za siebie. - To właśnie... mieliśmy nadzieję, że ... - dławił się próbując wyartykułować cokolwiek. Janosz spojrzał na mnie, a następnie na Cassiniego. - Co wy na to, przyjaciele? Jak moglibyśmy odmówić tym poczciwym ludziom? KSIĘŻYC SKRYŁ swe blade oblicze pośród chmur, gdy tamtej nocy poprowadzili nas przez las. Dookoła panowała nienaturalna cisza. Nie słyszeliśmy brzęczenia komarów, ani nawet kaszlu polującego kotołaka. Było tak, jakby wszystkie leśne stworzenia, dowiedziawszy się uprzednio o naszej wyprawie, skryły się w bezpiecznych norach i jamach. Czarny Rekin wraz ze swymi ludźmi zaprowadził nas aż na skraj urwiska. Następnie, błagając o wybaczenie, wyciągnął z worka bicz spleciony z morskiej trawy. Uderzał nas lekko, każdego po kolei, by jakakolwiek obraza, której się dopuściliśmy, nie poszła na karb Nabrzeżnych Ludzi. Po tym krótkim obrzędzie zniknęli w ciemnościach nocy. Cassini powiódł za nimi wzrokiem z osobliwym błyskiem w oczach. - Biczowanie na nic się zda - powiedział ponurym głosem - jeśli tamci czarodzieje są tak potężni, jak mówił. - Otworzył zawiniątko, które wziął ze sobą, i wyciągnął rzeczy, na których przygotowaniu spędził niemal cały dzień. - A zatem dajesz wiarę opowieści o przekleństwie? - spytałem. - Byłbym ostatnim głupcem, gdybym w to nie wierzył - bąknął. Janosz chrząknął. Wiedziałem, że on na pewno wierzy. Opis Strażników na koniach prawie idealnie odpowiadał temu, czego był świadkiem jako dzieciak. Rozebraliśmy się do naga i umazaliśmy swe ciała węglem drzewnym, żeby uniknąć niepożądanego spojrzenia. Cassini wyszeptał stosowne zaklęcie. Zarzuciliśmy na plecy węzełki trawiastych lian i zaczęliśmy się wspinać po stromym zboczu urwiska. Tamtej nocy byłem dumny z mych towarzyszy. Janosz, poruszając się bezszelestnie niczym pantera, szedł naprzód wytyczając drogę. Cassini podążał za nim dzielnie, trzymając w pogotowiu złoty dysk na wypadek jakiegoś nieoczekiwanego zaklęcia zagradzającego nam drogę. Długotrwała choroba morska oraz ogólna niechęć do jego osoby sprawiły, że zapomniałem, iż już w czasach szkoły uchodził za śmiałego młodzieńca. Jeśli chodzi o mnie, nie powiem, że byłem odważny, lecz po prostu zbyt młody i głupi, by odczuwać strach. Na szczycie urwiska znajdowała się rozległa, skalista równina. Zamiast niezliczonej ilości głazów i ostrych kamieni, na których sprawdzilibyśmy swe stopy, podłoże zdawało się być gładkie jak szkło. Ruszyliśmy żwawiej. Ledwo mogliśmy dostrzec swe własne ręce przed twarzą, lecz wyczuwaliśmy wyraźnie, że ogromny klif, opisywany przez Czarnego Rekina, majaczy niedaleko. Bogowie musieli się do nas uśmiechnąć, bo księżyc znienacka wychynął zza chmurnego całunu i zatrzymaliśmy się jak wryci przed rozpościerającą się tuż przed nami otchłanią. - Chyba poszaleliśmy - szepnąłem - skoro próbujemy tego dokonać w nocy. - Wkraczaj do ciemności z ciemności - odszepnął Cassini. - Taka jest zasada. - W każdym razie - odezwał się normalnym głosem Janosz, a wszyscy podskoczyliśmy na ten gwałt zadany panującej wokoło ciszy - niebawem rozstrzygniemy spór, czy duch widzi, czy też nie widzi w nocy. - Szszsz - syknął Cassini. - Możliwe, że słyszy. - Właściwie wolałbym, żeby tak było - stwierdził Janosz. - Jeśli zakradniemy się i zaskoczymy go, z pewnością pomyśli, że przybyliśmy we wrogich zamiarach. - Cassini wskazał na przepastny worek, który niosłem całą drogę. Otworzyłem go i ze środka wysypał się gruby bukiet suchych chwastów. Cassini odkorkował flaszkę, którą niósł na sznurku zawiązanym dokoła nagich bioder, i ostrożnie zmoczył chwasty cuchnącą cieczą. Wyszeptał zaklęcie i dostrzegłem jakiś błysk głęboko pośród gmatwaniny zielska. Rozbłysnął płomyk, a kiedy zmienił się w silny ogień, Cassini szybko zepchnął go nogą ze zbocza