... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Dom pachniał woskiem i różami. Dawne sztywne bukiety zastąpiły stojące w wielkich srebrnych wazach pęki ogrodowych kwiatów, które gubiły płatki na wypolerowane blaty w ostatnim tchnieniu gasnącego piękna. Juliet, charcica Zeva, leżała wyciągnięta na kozetce w holu; otwarte na oścież drzwi i okna łapały wieczorne promienie słońca. Zniknęły ciężkie brokatowe kotary, a na ich miejscu wisiały proste zasłony z kremowego jedwabiu; zamiast zimnych, ciemnych mebli ustawiono wygodne sofy i fotele, które czyniły z pokoi przytulne zakątki. Wszędzie porozrzucane były książki i czasopisma, a pod stołem leżał nie zauważony, przeżuty przez psa skórzany kapeć. Pod wpływem Missie dom zmienił swój charakter, Zev także wyglądał teraz inaczej: był rozluźniony, uśmiechnięty, swobodny. — Wszystko przygotowane — oznajmił z podnieceniem — i chyba mogę obiecać ci niespodziankę. — Przyjemną czy nie? — 350 — Uśmiechnął się. — Sama ocenisz. Zaprowadził ją na taras, gdzie pod niebieską markizą stal nakryty do kolacji biały stół. Nie istniało nic, czego by o niej nie wiedział; nic, czego ona nie wiedziałaby o nim, ich losy były teraz połączone. Kiedy siedzieli przy stole rozmawiając o winie, truskawkach i filmie, łączyła ich zażyłość pary będącej od lat małżeństwem. A przecież nie byli nawet kochankami. Missie uznała, że Zev tego wieczoru wygląda wyjątkowo korzystnie. Po kolacji wziął ją za rękę i powiedział: — Nadeszła chwila prawdy. Jesteś gotowa? Włączył projektor, zgasił światło i usiadł obok niej. Historia Marietty była prosta — opowieść o sierotce czyniącej dobro. Zawierała w sobie patos i humor, wyreżyserował ją mistrz w osobie Dicka Neverna. Na ekranie mignęła czołówka, przeleciały napisy, po czym nagle pojawiła się Azaylee patrząca na Missie wielkimi, przerażonymi oczyma i pytająca, gdzie są jej rodzice. W jej niskim głosie wyczuwało się napięcie, które natychmiast chwytało za serce i sprawiało, że prze/ resztę filmu nie można już było oderwać od niej oczu. Missie milczała, kiedy Zev zmieniał szpulki, i obejrzała film do końca bez jednego słowa, po czym wybuchnęła płaczem. — Nie wiedziałam, że ona może być taka, Zev. — Pociągnęła nosem. — Nie wiedziałam, że może tak wzruszać. — Ale ja wiedziałem — odparł łagodnie. — Zrozumiałem to w chwili, gdy ją zobaczyłem. Miesiąc później „Marietta" weszła na ekrany rówocześnie w Nowym Jorku, Filadelfii i San Francisco, otrzymując wszędzie świetne recenzje. Krytycy obsypali młodą Avę Adair pochwałami, obwołali ją „odkryciem", ,,rozkwitającą gwiazdą" i „utalentowaną młodą aktor- ką". Azaylee miała niecałe szesnaście lat i posyłanie jej na studia wydawało się głupotą, skoro otwierała się przed nią taka wspaniała kariera. Wobec tego Missie zabrała ją razem z Rachel na wakacje. — Jedźcie do Meksyku, do Agua Caliente — podsunął Zev. — „Magic" pokryje rachunki. W przeciwieństwie do taniej, hałaśliwej Tijuany Agua Caliente była luksusowym kurortem oferującym gorące źródła i kąpiele błotne, tereny golfowe, korty tenisowe i olbrzymi marmurowy basen, który podobno kosztował siedemset pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Hotel mógł się pochwalić pięćdziesięcioma wytworymi bungalowami z różo- — 351 — wymi łazienkami i szylkretową armaturą oraz jadalnią, w której na złoconych półmiskach serwowano europejskie dania i podawano najlepsze francuskie wina. Dla swojej przyszłej gwiazdy i przyszłej żony Zev chciał wszystkiego co najlepsze, chociaż nie poprosił jeszcze Missie o rękę, bo postanowił dać jej czas, żeby zapomniała o tragedii z O'Harą. Agua Caliente słynęła również z wyścigów konnych i gonitw psów, toteż hotel był pełen rozmaitych hazardzistów, gwiazd filmowych i ludzi z wyższych sfer. Rachel i Azaylee spędzały większość czasu w olbrzymim basenie, popijały lemoniadę z wysokich szklanek traktując jak powietrze każdego chłopca, który próbował z nimi poflirtować, i chichotały, kiedy wycofywał się, zbity z tropu rozbawionym spojrzeniem dwóch par pięknych, wyzywających oczu. Kręcił się tam jeden mężczyzna, który się dziewczętom dosyć podobał, Meksykanin o wyglądzie playboya, niejaki Carlos del Villaloso. Był od nich starszy, miał chyba ze trzydzieści lat, ale ku ich zmartwieniu zwracał uwagę na wszystkie kobiety w hotelu oprócz nich. Missie przechadzała się w chłodny wieczór po ogrodzie, kiedy zdała sobie sprawę, że ktoś dotrzymuje jej kroku. Podniósłszy wzrok, zobaczyła obok siebie Carlosa del Villaloso. — Piękny wieczór, seńora — powiedział z czarującym uśmiechem. — Widzę, że pani tak jak ja jest miłośniczką przyrody. Piękne ogrody są jedną z największych radości świata. Francja, Włochy i Anglia oczywiście doszły w tej dziedzinie do perfekcji, dzięki klimatom. Dziś jednak myślę, że mój ojczysty kraj wcale nie wypada źle w porównaniu z nimi. Zawsze uważam mój własny ogród za najpiękniejszy, dopóki nie zobaczę innego. Przystanęła pod drzewem obrośniętym barwnym pnączem. — Sądzę, że najlepiej jest zachwycać się tym ogrodem, w którym się właśnie stoi — odparła z chłodnym uśmiechem. Stuknął obcasami i skłonił się grzecznie. — Con su permcsso, seńora. Carlos del Villaloso. Był wysoki, szczupły i elegancki, a jego oliwkowa skóra była tak gładka, że wyglądała na wypolerowaną. Miał ciemnobrązowe oczy, cienkie wąsiki i bardzo białe, równe zęby. Był ubrany w białą marynarkę, czarne włosy wypomadował na gładko, na małym palcu lewej ręki nosił sygnet z dużym brylantem. — O'Hara — przedstawiła się. — O'Hara? — Villaloso zmarszczył brwi z namysłem. — Chyba znam to nazwisko... Odwróciła się pospiesznie. — Obawiam się, że muszę wracać. Moja córka na pewno chce już iść na kolację. — 352 — Roześmiał się i powiedział: — Ach, młode dziewczyny zawsze są głodne. Czasem się im przyglądam i zastanawiam, gdzie one to wszystko mieszczą. — Szedł obok niej. — Miło mi było panią poznać, senora — rzekł z uprzejmym ukłonem, gdy Missie szybkim krokiem wchodziła do hotelu. Później w jadalni, idąc do swojego stolika, ukłonił się jej z uśmiechem