... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

To wbrew prawu zmuszać cię… - Ale mogą odebrać mi pracę… - Czy grożą ci zwolnieniem, gdybyś się nie zgodził? Nie mogą tego zrobić. — Przynajmniej tak sądził. Na uniwersytecie było to wykluczone, ale w sektorze prywatnym sprawa wyglądała inaczej. Jednak żeby aż tak? — Potrzebujesz prawnika — dodał. Starał się przypomnieć sobie prawników, których znał. Gail chyba byłaby najlepsza, pomyślał. Od dłuższego czasu zajmowała się prawami człowieka. Wolał zastanawiać się nad tym, kto mógł w tym wypadku pomóc, niż podsycać w sobie pragnienie rozbicia komuś głowy. - Nie… tak… nie wiem. Martwi mnie to. Pan Aldrin powiedział, że powinniśmy zapewnić sobie pomoc jakiegoś prawnika… - Racja — przytaknął Tom. Rozważał przez chwilę, czy nie byłoby lepiej skierować uwagę Lou na coś innego. — Słuchaj… wspomniałem ci o turnieju… - Nie jestem wystarczająco dobry — rzucił prędko Lou. - Prawdę mówiąc, jesteś. Zastanawiam się, czy udział w turnieju nie pomógłby ci w tym drugim problemie… — Bił się z myślami, próbując ustalić, czemu tak uważał. — Jeśli skończy się na tym, że będziesz musiał spotkać się ze swoim pracodawcą w sądzie, to będzie to przypominać pojedynek szermierczy. Twoje umiejętności mogłaby ci się bardzo przydać. Lou obrzucił go pozbawionym wyrazu spojrzeniem. - Nie rozumiem, czemu miałoby się to przydać. - Cóż… Może i nie. Pomyślałem sobie tylko, że mógłbyś wykorzystać nowe doświadczenia. - Kiedy jest ten turniej? - Za kilka tygodni — odparł Tom. — W sobotę. Mógłbyś pojechać z nami; ja i Lucia będziemy w pobliżu i dopilnujemy, żebyś spotkał tam miłych ludzi. - Są też niemili ludzie? - No cóż, owszem. Niemili ludzie są wszędzie i kilku z nich zawsze zdoła dostać się do grup szermierczych. Lecz większość z nich jest miła. Mogłoby ci się spodobać. — Nie powinien nalegać, choć żywił coraz silniejsze przekonanie, że Lou potrzebował większego kontaktu z normalnym światem, o ile można tak nazwać bandę entuzjastów historycznych sztuk walki. Na co dzień byli najzwyczajniejszymi ludźmi na świecie; po prostu lubili przebierać się w kostiumy i udawać, że zabijają się nawzajem szpadami. - Nie mam kostiumu — zauważył Lou, patrząc na swoją starą kurtkę bez rękawów. - Coś ci znajdziemy — zapewnił go Tom. Prawdopodobnie będzie na niego pasował któryś z jego strojów. Miał ich więcej, niż sam potrzebował, więcej od przeciętnych mężczyzn z siedemnastego wieku. — Lucia nam pomoże. - Nie jestem przekonany — mruknął Lou. - Cóż, daj mi znać w przyszłym tygodniu, czy chcesz spróbować. Będziemy musieli wpłacić za ciebie wpisowe. Jeśli nie, wkrótce będzie następny turniej. - Zastanowię się — obiecał Lou. - Dobrze. A jeśli chodzi o tamto… Być może znam prawniczkę, która mogłaby ci pomóc. Porozmawiam z nią. A co z Centrum, rozmawiali z nimi? - Nie. Pan Aldrin do mnie dzwonił, ale nikt nie mówi nic oficjalnie i myślę, że też nie powinienem nic mówić, dopóki oni nie zaczną. - Nie zaszkodzi wcześniej sprawdzić, jakie prawa ci przysługują— zauważył Tom. — Nie jestem pewny… Przepisy ciągle się zmieniają, a ja nigdy nie miałem nic wspólnego z badaniami nad ludźmi, więc nie jestem na bieżąco. Potrzebujesz eksperta. - To będzie mnóstwo kosztować — powiedział Lou. - Może — odparł Tom. — To też trzeba sprawdzić. Centrum z pewnością może udzielić ci takich informacji. - Dziękuję — powiedział Lou. Tom odprowadzał wzrokiem swojego cichego, zamkniętego w sobie, niekiedy przerażającego na swój niegroźny sposób przyjaciela. Na samą myśl o jakichkolwiek eksperymentach, którym miałby być poddany Lou, robiło mu się niedobrze. Lou to Lou, i był w porządku taki, jaki był. W środku zastał Dona rozciągniętego na podłodze pod wentylatorem i gadającego jak zwykle o niczym oraz pochyloną nad haftem Lucie, której twarz mówiła: „Ratuj mnie!”. Don odwrócił się ku niemu. - A więc uważasz, że Lou jest gotowy do zawodów, hę? — spytał. Tom skinął głową. - Podsłuchałeś? Owszem, tak uważam. Dokonał ogromnych postępów. Fechtuje się z najlepszymi spośród nas i świetnie sobie radzi. - To wielka presja dla kogoś takiego jak on — zauważył Don. - Takiego jak on… Masz na myśli autystycznego? - Tak. Nie radzą sobie zbyt dobrze z tłumami i hałasem, prawda? Czytałem, że to dlatego znakomici wykonawcy muzyki nie dają publicznych koncertów. Lou jest w porządku, ale uważam, że nie powinieneś nakłaniać go do udziału w turnieju. Załamie się