... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zaczęło mnie męczyć pragnienie. Mroczki tańczyły mi przed oczami. Nie mogłem zasnąć, choć czułem się martwy i pusty w środku. Czas stanął w miejscu i przestał mnie obchodzić. Po prostu leżałem, zwinięty w kłębek i przygnębiony. Będąc zarazem apatyczny i rozwścieczony, pożądałem kobiety. Urszulo, odeszłaś. Już nigdy cię nie zobaczę. Nie wiem, czy płakałem z tego bólu, być może kopałem nogami ziemię i przeklinałem Boga, zachowując się jak rozhisteryzowane dziecko. Były to okropne, ciągnące się w nieskończoność słodko-gorzkie godziny, które spędziłem gdzieś między Gorkim a Saratowem w oczekiwaniu na pojawienie się pociągu. W końcu nadjechał. Był to pociąg towarowy, mknący dość szybko. Powiedziałem sobie: skacz, nawet jeśli skręcisz przy tym kark. Gdy tylko minęła mnie lokomotywa, rzuciłem się biegiem wzdłuż wagonów, przerażony możliwością upadku na luźnych kamieniach nasypu i dostania się pod kola wagonów. Chwyciłem za poręcz węglarki. Trzy, cztery razy próbowałem podciągnąć się w górę, ale nie udawało mi się to i już prawie straciłem głowę, gotów puścić poręcz lub przestać biec i pozwolić wlec się po ziemi, aż zacisnąłem zęby i wziąłem odbicie. Już po chwili wciągnąłem się na tył wagonu i zwaliłem na podwodę, która stała tam przykryta brezentem. Chwilę potem przeżyłem prawie atak serca, gdy jakaś upiorna gęba ukazała się nagle nad podwodą, na której ległem, ciężko dysząc. Patrzyliśmy na siebie, obaj sparaliżowani strachem. Wreszcie wyciągnąłem z kieszeni pistolet. Tamten jęknął i zamknął oczy. – Jetzt is alles aus!*[No to już po mnie!] – Co u diabła! Jesteś Niemcem? Zdumiony opuściłem broń i w następnej chwili ukazał się drugi człowiek. Zwiali z obozu jenieckiego sto pięćdziesiąt kilometrów na północ od Ałatyru. Początkowo było ich czterech, ale jeden spadł z pociągu i dostał się pod koła, drugi zaś zeskoczył prosto w ramiona trzech Rosjan. Ci, na szczęście, nie przeszukali wagonu. Przestudiowawszy mapę, zrozumieliśmy, że gdy dostaniemy się do Saratowa, musimy uważać, aby nie wylądować na wybrzeżu Morza Kaspijskiego. Byliśmy zgodni, że najlepiej będzie próbować przedostania się na Powołże, w stepy na północny zachód od Stalingradu, gdzie, jak obaj napotkani twierdzili, są teraz nasze wojska. Zostali wzięci do niewoli dobre cztery miesiące wcześniej, w Majkopie na Kubaniu, a od tego czasu Niemcy posunęli się jeszcze dalej w stronę Wołgi. Dojechawszy do Saratowa, wypełzliśmy z wagonu, by sprawdzić, czy na stacji nie ma jakiegoś pociągu, do którego moglibyśmy się przesiąść, jeśli nasz zmierzałby w niewłaściwym kierunku. Znaleźliśmy stertę skrzyń z surowymi rybami, otwarliśmy jedną i najedliśmy się do syta. Surowa ryba jest naprawdę smaczna, pod warunkiem, że jest się odpowiednio głodnym. Kilka kotów, które dołączyły do nas, dostało rybie resztki, a także trzy całe ryby, których już nie daliśmy rady zjeść. Następnie wróciliśmy na miejsce, gdzie zostawiliśmy nasz pociąg. Już go tam nie było, za to znaleźliśmy inny, wyładowany ciężarówkami i amunicją, i uznaliśmy, że z takim ładunkiem może tylko jechać w odpowiednim kierunku – w stronę frontu. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mojej świadomości, że moja droga powrotna wiedzie na front. Dotąd nawet przez chwilę nie zastanawiałem się nad celem powrotu, ale teraz widok skrzyń z amunicją uświadomił mi ten fakt. Z powrotem do tego wszystkiego! Dotychczas myślałem tylko o jednym – wydostać się z Rosji. Związek Sowiecki był dla mnie miejscem niebezpiecznym. Ale jeśli chciałem pozostać wśród żywych, to czy powinienem podążać w kierunku frontu? Wracać po to, by ponownie iść na czele wszystkich ataków i stanowić strażą tylną podczas odwrotów? Paranoja był uderzająca. Dlaczego życie bywa tak pozbawione sensu? Czyż nie prostszą rzeczą byłoby od razu strzelić sobie kulkę w łeb? Było to dziwne i niewytłumaczalne, ale poczułem się nagle znacznie bardziej przygnębiony, niż w chwili, gdy wracałem z urlopu z Urszulą. Być może nasze małżeństwo i mój urlop były w moim życiu okresem, który był spójny i przyniósł satysfakcję; pozostawił przekonanie, że gdyby życie nie ofiarowało mi już nic więcej, to przecież właśnie „to” dostałem. Ale tutaj, w Związku Sowieckim, nie doświadczyłem niczego, co byłoby doświadczeniem pełnym, zamkniętym, samym w sobie. Ja, samotny uciekinier, podróżowałem, a ten ogromny kraj, pośród mych cierpień, udowodnił mi, jak wielki jest świat, jak barwny, bogaty i pełen sposobności do przygód. Widziałem coś, co istniało na znacznie większą skalę niż małe, otoczone Niemcy, poddawane obecnie procesowi dławienia. Spotkałem kobietę, która mogłaby wyjść prosto ze złotolitego, wielobarwnego dywanu Baśni tysiąca i jednej nocy. Bez wahania oddała mi wszystko, co miała, a ja wiedziałem, że zawsze będę mógł powrócić i zawsze, zawsze otrzymam więcej, a ona nigdy nie będzie miała dość. Tyle że nigdy nie wrócę i nigdy już się nawzajem nie odnajdziemy. Wielki kraj właśnie zamykał za mną swe wielkie wrota po przelotnej wizycie. Czułem dziką chęć, by odwrócić się, wrócić do tego, co przypominało życie na wulkanie, odnaleźć moją księżniczkę i szczęśliwie zakończyć przygodę. Nie spróbować byłoby z mojej strony głupotą, zaś uczynić to – szaleństwem