... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Jarmarki wgierskie zamknito, na doBy nikogo std nie wpuszczano. Gdzieniegdzie troch ciasno zaczBo by w[ród sBawnej sBobody. Ju| dobrze rozhulaBa si sBoboda, a nie byBo jeszcze wie[ci o posBach. Co[ zbyt dBugo nie wracali. Tak dBugo, |e ju| przestali im zazdro[ci ci, którzy nie poszli. Kto wie na jakim [wiecie ta Widnia cesarska? Ciekawa rzecz, czy mo|na stamtd wróci do chaty? Ju| miano ich za przepadBych. Od Szkindów szBy jeszcze inne wie[ci: - Stamtd, zza gór - powiadali - nie puszczaj nikogo tak sobie. Je[li posBowie wróc, to kto wie... mo|e przystali do paDskiego stanu. Wróc - mo|e z man- PRAWDA STAROWIEKU datorami, hajdukami, wojskami... Albo sami przebrani ohydnie, niesBawnie, w szarapackie stroje poBatane. Pióropuszyc si bd, kogucie, wywy|sza. Pych mami a zwodzi gBupich. Potem zaczn co[ szepta chytrze, namawia, zaprzga Bóg wie do czego. W koDcu paDszczyzn tu wpuszcz. - Z dala od nich! Wida byBo, |e przecie| na tej ziemi, a nie na innej ta Widnia - cho mo|e gdzie[ na samym krajuszku - bo posBowie wrócili. Opowiadali wszyscy jednakowo. Chybaby tam gdzie[ razem wszystkich ich zamroczyBo. Jednak nie spadli z obBoków, tylko po prostu przyjechali drogami, pBajami, wierchami, byli zdro|eni i zmczeni. I czego nie naopowiadali! Dopóki byli razem, przewa|nie opowiadaB sam Dmytro. Kiedy ju| rozeszli si po wsiach i po chatach, zlatywali si do ka|dego ludzie z daleka, Bóg wie skd. Nikt nie wiedziaB, co ma o tym wszystkim my[le. Ka|dy niemal z posBów ju| i sam nie wiedziaB dobrze, co mu si [niBo, a co naprawd widziaB. I dzisiaj po[ród tych gór, co ton w bezczasie, trudno jest wierzy, |e jest jeszcze co[ innego na [wiecie. W mgBach jesiennych utonBy zdarzenia. WynurzaBy si z mgieB, kiedy chciaBy. PrzemieniaBy si do woli. Wdrowcy przyzwyczaili si nie |y tak na co dzieD, lecz oglda wci| co[ nowego, dziwowa si wci|, lub co najmniej innych zadziwia, dziwami oszaBamia. Gdy wypoczli po trudzie niezmiernym, gdy wtulili si w cisz bez zdarzeD, i tutaj w rodzonym kraju zaczli rozglda si za dziwami. Ten i ów zobaczyB co[ takiego, czego dotd nie zauwa|yB. Oto górska jesieD, stara bo|a pisanczarka, krasiBa [wiat. Na noc zanurzaBa go w mgBy. KpaBa, pBukaBa drzewa, li[cie i trawy. Przed [witem wycigaBa je z kpieli mgielnej. BieliBa mrozem, kdzierzawo pisaBa szronem, deseniowaBa szronem. Na poBoninach zawiBe wzory sobie wycieniowywaBa srebrem pajczyn: na drzewach pki i rozplecione warkocze pajczyn jak ozdoby drzewka weselnego, na polach, na badylach zeschBych, na ksztaBt kielichów kwiatowych, na pBotach koronkowo tkane o[mioboki. Potem zorzami wszystko ró|owiBa lekko. Gdy dzieD nastaB, zatapiaBa wszystko w gBbokim górskim bBkicie. A wtedy wytryskiwaBy z lasów, gstwin mBododrzewu, z zagajników, z traw, fale i strugi ogniste - barwy. SypaBy si zewszd, potem ukBadaBy si tczami. Od ciemnej zieleni smerekowej i zgasBej dbowej, poprzez niebiesk kiedrow, pBowe, zBotawe, |óBte, krwawe, szkarBatne smugi kBadBy si na bBkit. TrwaBy tak na nim bez ruchu