... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
.. Ciężko!... – Prawda! – westchnęła pani Zabielska wspomniawszy na Marynię. – Nie po sercu mi taki rozpis! Roku nie ma, jak na tej burmistrzówce osiadłem, ledwie co mieszczan poznałem bliżej, a tu ciągaj ich, wódź się, a w duszy się nie dziw, że im do białych mundurów niepilno! Wybrali nam oni przecież nie tak dawno tysiące ludu! Teraz znów! A przy tym ta wojna nowa!... Już ci nie trzeba się długo namyślać z kim! Bez Napoleona się nie obejdzie... a bez naszych z Księstwa także! I co? Swój swego będzie mordował! Złe!... – Złe, źle – przytwierdziła Janka. – Ot i frasunek! Jest czego, tu obowiązek niewoli, a tu żal zdejmuje. Weź Piętków – poczciwi ludziska mają dwóch synów, podobno chcieli do Warszawy się przebierać. Rodzice uprosili, a teraz przyjdzie na nich! – Niech się salwują! – Ba! Właśnie, ale im niebezpieczeństwo ani w głowie! Kto ich uprzedzi? – Ja! – zakonkludowała energicznie pani Zabielska. – Januś! Zastanów się! Myśleć o tym niepodobna – gardłowa sprawa! Pieczęć tajemnicy!... Prócz mnie, pułkownika i komisarza Mólskiego nikt o tym nie wie i wiedzieć nie może, dopóki werbunkowych oddziałów nie rozpuszczą! A wówczas będzie za późno!... – Trzeba więc teraz koniecznie! – upierała się Janka. – Szkoda Piętków! – Szkoda, lecz nie ma sposobu! Z pułkownikiem może by się udało, bo to dobry człek w gruncie rzeczy, lecz na Mólskiego nie ma sposobu. Człowiek mi nieszczery, czytam w jego każdym wejrzeniu! Podobno ja mu popsułem szyki. On o toż samo burmistrzostwo zabiegał w Rządzie Cyrkularnym Lubelskim i gdyby nie wstawiennictwo pana Józefa Podhorodeńskiego, to pan Domański nic by nie wskórał! Mólski żadnej mi krzywdy nie wyrządził, lecz nie ufam mu!... Niechby podejrzenie padło– wzięliby do fortecy i mnie, i na starych rodzicach Piętków by się mścili! Nie, nie!... Ot, nieszczęście naszło! Chociaż, kto wie, może się jeszcze co zmieni. A może lepiej, by wojna była. Janka zadumała się smutnie. Pan Tadeusz ciągnął jakby do siebie: 5 5 – Podobno takich niepewnych czasów dawno nie bywało! Kto ich wie zresztą! Papier lakoniczny bardzo! Ale, ale... Januś moja! Przepomniałem! Toż pułkownik do nas się dzisiaj zaprosił na wieczerzę. Należy go przyjąć poczciwie. Niemiec nam życzliwy... Janka porwała się jak łania spłoszona. – Nic mi nie powiedziałeś. – Daruj! Ot, masz, zagadaliśmy się. Lecz przecież czym chata bogata! W tejże chwili wbiegł do alkierza pacholik z wieścią, że pułkownik von Wassenfeld już przyszedł. Janka wysunęła się do izby czeladnej, pan Tadeusz zaś wyszedł naprzeciw gościa i pomógł mu z płaszcza i pasów się uwolnić. – Mein Gott!1 Mein Gott! – mruczał pułkownik strzepując szronem zaszłe wąsiska. – Panie Zabielski, jaki mróz! Brr!... Jeszcze takiego nie pamiętam!... Zabielski powiódł gościa do obszernej, widnej izby na prawo, usadowił na krześle i zawołał na pachołika. Ten zawczasu przygotowane drewna w kominku ułożył i skrzesał ognia. Jasny płomień buchnął wesołym trzaskiem, oświetlając izbę a miłym ciepłem przejmując. – O! Oh! Panie Zabielski, panie burmistrzu!... – zaczął po chwili Wassenfeld. – Co to za rozkosz tak siedzieć w ciszy i spokoju!... Pan tego nawet ocenić nie potrafisz... ale ja! Ile razy brakło nam w polu takiego kącika! Ile razy dałoby się pół życia za takie schronisko! – Służba wojskowa ciężka! – zauważył pan Tadeusz.. – Bardzo! Bardzo ciężka – wzdychał pułkownik. – Jeszcze póki człowiek młody, to się rwie do niej... ale potem... pusto! Pułkownik zamyślił się. – Prawda, prawda! – potwierdził młody gospodarz domu. – Tyle lat ciągłych przemarszów. – I... i... dodaj: ciągłego niepowodzenia! Przegrana bitwa demoralizuje nie tylko żołnierza, ale i oficerów... zniechęca, budzi brak zaufania. A myśmy mieli przegranych bitew aż za wiele! Myślisz, że nasze wojsko było kiedy gorsze, mniej sprawne, gorzej zaopatrzone? Nigdy! Francuzi nie mieli ani takiej artylerii, ani takich grenadierów, ani takich strzelców jak nasi, tyrolscy... Ich przewaga – to jeden może Bonaparte... – No i marszałkowie... – Hm! Zapewne! Pod takim wodzem... Zresztą, powodzenie... daje pewność siebie! Krótko mówiąc, mieliśmy dawniej wszystko..