... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Chwyćmy paru i niech staną się przykładem dla pozostałych. Ceglasta twarz Berga rozszerzyła się w uśmiechu. - Cieszę się, że będę miał pana za sąsiada - rzekł i wyciągnął rękę przez druty ogrodzenia. Dawid pochylił się lekko, gdy kości jego palców zatrzeszczały w uścisku potężnej dłoni. - Może przyszedłby pan do nas jutro na obiad, panie Berg? Naturalnie z małżonką - spytała Debora głosem, w którym brzmiała ulga. - Z wielką przyjemnością, pani Morgan, z wielką przyjemnością. - Wyciągnę z piwnicy jakąś butelczynę whisky - dodał Dawid. - To bardzo miło z pańskiej strony, ale moja żona i ja pijamy tylko wytrawny dżin Old Buck z odrobiną wody. - Będę o tym pamiętał - obiecał Dawid. Jane Berg była szczupłą kobietą, mniej więcej w wieku swego męża. Miała zasuszoną twarz, pomarszczoną i spaloną słońcem. Włosy również miała zbielałe od słońca i prócz tego poprzetykane pasmami siwizny. Zarazem, jak oceniła Debora, była zapewne jedyną istotą na świecie, której lękał się Konrad Berg. „Ja teraz mówię, Konradzie”.- wystarczało, by jej zwalisty małżonek przerywał w pół słowa każde zdanie, podobnie jak jedno znaczące spojrzenie na pustą szklankę skłaniało go do natychmiastowego jej napełnienia, co czynił z wdziękiem spieszącego się słonia. Miał też wiele kłopotu z dokończeniem każdej niemal dłuższej wypowiedzi, ponieważ Jane nie przepuszczała żadnej okazji do skorygowania go lub dopowiedzenia jakiegoś szczegółu, a on musiał czekać wówczas cierpliwie, aż pozwoli mu podjąć wątek. Debora zadbała o to, by menu obiadowe nie dało okazji do podejrzeń - główne danie stanowiły befsztyki wołowe, z których Konrad Berg spałaszował ze smakiem cztery sztuki; odmówił jednak wina, które podał do nich Dawid. - Wino to trucizna. Zabiło jednego z moich wujów - oświadczył i pozostał przy dżinie, nawet podczas deseru. Po obiedzie zasiedli wokół dużego kominka, w którym wesoło trzaskały polana, i Konrad Berg zaczął objaśniać, przy wydatnym udziale żony, z jakimi to kłopotami przyjdzie Dawidowi walczyć w Dżabulani. - Dociera tu trochę czarnych z terenów plemiennych, przychodzą z północy... - Zza rzeki - uściśliła Jane Berg. - Zza rzeki, ale oni nie stanowią wielkiego problemu. Zastawiają głównie druciane wnyki i nie zabijają dużo... - Ale w najbardziej okrutny sposób; zwierzęta szamocą się po parę dni w pułapce z linką werżniętą w ciało do kości - dodała Jane Berg. - Jak powiedziałem: paru dozorców wystarczy, by uciąć ten proceder. To biali kłusownicy, ze strzelbami i lampami-szperaczami... - Morderczymi reflektorami - sprostowała Jane Berg. - ...morderczymi reflektorami, przyczyniają prawdziwych szkód. To oni właśnie w kilka sezonów oczyścili całe Dżabulani ze zwierzyny. - Skąd oni przychodzą? - spytał Dawid, czując, jak wzbiera w nim złość, taka sama zacięta złość pasterza, jak ta, którą czuł dawniej, gdy unosił się w swej maszynie nad Izraelem. - Osiemdziesiąt kilometrów stąd, w Falabora, jest duża kopalnia miedzi i parę setek nudzących się górników, gustujących w dziczyźnie. Przyjeżdżają tu i strzelają do wszystkiego, co żyje. Ale to też nie są ci, na których warto by się zasadzić. Bądź co bądź, to tylko amatorzy, ci niedzielni myśliwi. - Kim więc są ci najgroźniejsi, zawodowcy? - Tam, gdzie ta piaszczysta droga z Dżabulani łączy się z dużą drogą krajową, niecałe pięćdziesiąt kilometrów stąd... - W miejscu, które nazywa się Wzgórze Bandolierów - uzupełniła Jane Berg. - ...znajduje się skład kupiecki. Jest to jedna z tych placówek handlowych, które czerpią niewielkie zyski z zaopatrywania przejeżdżających podróżnych, lecz zarabiają na handlu z krajowcami. Facet, który prowadzi ten interes, jest jego właścicielem od ośmiu lat i cały ten czas starałem się go dopaść, ale to najbardziej uparty i najprzebieglejszy skurwiel - za przeproszeniem, pani Morgan - jakiego do tej pory spotkałem. - A więc to on jest tym głównym? - spytał Dawid. - Tak, on - przytaknął Berg. - Jego załatwić, a przynajmniej połowę kłopotów ma się z głowy. - Jak on się nazywa? - Akkers. Johan Akkers - wtrąciła się Jane Berg. Dżin Old Buck przymglił jej nieco oczy i zaczynała mieć już pewne kłopoty z wymową. - W jaki sposób moglibyśmy go dostać? - spytał Dawid. - W Dżabulani nie ma już nic, co mogłoby go skusić. Te ostatnich parę kudu jest tak wystraszonych, że nie są warte zachodu. - To prawda, teraz nie ma tu nic, co by go przyciągnęło, ale w połowie sierpnia..