... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Za pośrednictwem przewodu włączonego do zapalniczki w samochodzie ładował akumulatory. Zaczynał mieć kłopoty z dokładnym określaniem miejsca, w którym się znajdowali. Widział ich samochód, znajdujący się w strumieniu samochodów sunących po autostradzie na zachód od Filadelfii, a równocześnie słyszał dobiegający z zewnątrz szum autostrady. Widział zielone znaki drogowe i ogromne ciężarówki. Przemykały mu one przez świadomość jako przezroczyste obrazy przesłaniające Ziemię, która była błękitno-białym klejnotem żeglującym w kosmosie. Kiedy koncentrował się na oglądaniu Ziemi, widoki i hałasy z autostrady stopniowo zanikały. Dziwił się, że jest w stanie patrzeć na Ziemię i równocześnie rozmawiać z Laurą. - Tyle jest tego wszystkiego - mówił. - Tyle ludzi, samochodów, pól, drzew, wszystkiego. Mówił tak, a równocześnie unosił się w krystalicznie czystej przestrzeni kosmicznej. Obiektywy satelitów umożliwiły mu oglądanie całej Ziemi i robienie najazdów na poszczególne obiekty na jej powierzchni, nawet tak małe jak twarz człowieka. Patrzył na całą planetę, przeskakiwał z satelity na satelitę, całkowicie zaabsorbowany tym, co robi. Usłyszał dobiegający z oddali głos Laury. Szum wiatru zagłuszył go trochę. - Nie pozbywaj się nigdy tego samochodu, Solo. Jest cudowny - powiedziała Laura. Wypoczęła i była dzięki temu w dobrym humorze. Solo poczuł, że znowu znajduje się w kosmosie, ale równocześnie nie mógł oderwać się od samochodu. - To była miłość od pierwszego wejrzenia - odparł. Laura kiwnęła głową i wystawiła rękę za okno. Wiatr opływał rękę łagodnie. Laura pomyślała, iż teraz wie, jak się czuje ktoś, kto lata. Pomyślała też, że przez całe życie była zamknięta w klatce. A teraz, nawet ukrywając się przed ludźmi, przed policją i pędząc nie wiadomo dokąd, jest wolna. Odwróciła głowę. - Kocham cię, Solo. - Dziękuję, Lauro - odpowiedział Solo. - Ja też cię kocham. Solo postanowił odbyć odkładaną od jakiegoś czasu rozmowę telefoniczną. Dopiero podczas czwartej randki Bill powiedział Aleksandrze, kim jest. Siedzieli w loży restauracji „Pelikan" znajdującej się w pobliżu przystani dla jachtów w Melbourne Beach. - To znaczy że jestem u ciebie zatrudniona? - spytała Aleksandra, otwierając szeroko oczy. - No... Bill przerwał, bo oczywiście nie to chciał jej dać do zrozumienia. - Ja po prostu jestem właścicielem połowy firmy. Więc właściwie nie jesteś zatrudniona przeze mnie... - Jesteś właścicielem połowy Electron Dynamics. Ja tam pracuję. I nie jestem zatrudniona przez ciebie? Alex pochyliła się w przód, jej podbródek wysunął się oskarżycielsko. Bill poczuł, że jej energia zaraz go zmiecie z powierzchni Ziemi. Uśmiechnął się szeroko. Znalazł właściwą osobę. Jeżeli tylko uda mu się ujść z życiem, będzie szczęśliwy. - No, przyjął cię do pracy Stevens z dziani fotomasek... - Świetnie - Alex zdenerwowana kiwnęła głową. - A przez kogo on jest zatrudniony? - Stevens? Jego zatrudnił Pat Sorensen. - Kto to jest Pat Sorensen? - Nie znasz Pata Sorensona? Bill wziął swoją margaritę i zaczął ją powoli sączyć, .przyglądając się twarzy Alex. Kręciła głową, zdenerwowana. Bill postawił szklaneczkę. - Sorensen jest wiceprezesem. Zajmuje się sprawami produkcji... - Dobrze - kiwnęła szybko głową Alex. - A kto zatrudnia Sorensona? Bill wzruszył ramionami. - No, dobrze już. Położył dłonie płasko na stole i uśmiechnął się. - Przepraszam. Złapałaś mnie. Ja jestem tym sukinkotem, który cię zatrudnia. Alex popatrzyła przez okno na jachty żeglujące w po- dmuchach łagodnego wiatru. Potem odwróciła się z powrotem do Billa. - Dlaczego nie powiedziałeś mi tego od razu? Myślisz, że nie zrozumiałabym, o co chodzi? - Nie złość się, Alex. Wiesz, dlaczego tego nie zrobiłem. - No tak. Nie masz do mnie zaufania. Para siedząca przy sąsiednim stoliku popatrzyła na nich. Alex rzuciła obojgu gniewne spojrzenie. Kobieta i mężczyzna odwrócili wzrok. - Słuchaj, Alex. Poznanie ciebie było dla mnie czymś wyjątkowym. Spodobałaś mi się od razu