... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Stanęła twarzą w kierunku Shaido, unosząc do góry worek z wodą, jakby to była tarcza lub raczej broń. - Niechaj ten, kto wątpi w me słowa, podniesie tylko rękę! Zgodnie z Umową Rhuidean zostanie wyzuty z cienia, będzie mu odmówiony wstęp do wszelkiej siedziby, stanicy czy namiotu. Własny szczep będzie nań polował jak na dzikiego zwierza. Niektórzy Shaido pośpiesznie odsłonili twarze - choć tylko niektórzy - do Couladina jednak nic nie potrafiło przemówić. - Oni są uzbrojeni, Bair! Weszli do Rhuidean uzbrojeni! To jest...! - Milczeć! - Bair pogroziła mu pięścią. - Ty masz czelność mówić o broni? Ty, który chciałeś naruszyć Pokój Rhuidean i mordować z obnażoną przed światem twarzą? Oni nie wzięli broni, ja zaświadczam o tym. - Statecznym ruchem odwróciła się do niego plecami, jednak spojrzenie, którym omiotła Randa i Mata było niewiele łagodniejsze od tego, którym obdarzyła Couladina. Skrzywiła się na widok dziwnej włóczni w ręku Mata, wyposażonej w ostrze przypominające klingę miecza. Spytała: - Czyś znalazł ją w Rhuidean, chłopcze? - Dano mi ją, stara kobieto - odburknął chrapliwie Mat. - Zapłaciłem za nią i zamierzam ją zatrzymać. Prychnęła. - Obaj tak wyglądacie, jakbyście się tarzali po nożowej trawie. Co...? Nie, opowiecie później. - Mierząc wzrokiem wykuty z Mocy miecz Randa, zadygotała. - Pozbądź się tego. I pokaż im znaki, zanim ten głupiec Couladin spróbuje ich znowu podburzyć. Przez to swoje zacietrzewienie gotów jest, bez mrugnięcia okiem, doprowadzić do wygnania całego swego klanu na banicję. Szybko! Przez chwilę gapił się na nią bez słowa. Znaki? Potem przypomniał sobie piętno, które pokazał mu kiedyś Rhuarc, piętno człowieka, który przeżył Rhuidean. Pozwolił mieczowi zniknąć, rozwiązał tasiemkę przy lewym mankiecie koszuli i podwinął rękaw do łokcia. Wokół przedramienia wił się kształt sylwetki podobnej do tej, która widniała na sztandarze Smoka, falista pręga zwierza ze złotą grzywą, pokrytego purpurowymi i złotymi łuskami. Spodziewał się tego naturalnie, ale i tak przeżył wstrząs. To coś wyglądało jak fragment skóry, jak jakieś nie istniejące, niesamowite stworzenie, które się w niej zagnieździło. Ręka była niby taka jak zawsze, lecz łuski iskrzyły się w słońcu niczym wypolerowany metal; miał wrażenie, że jeśli dotknie złotej grzywy falującej nad nadgarstkiem, poczuje pod czubkami palców każdy pojedynczy włosek. Podniósł szybko obnażoną rękę tak wysoko, by Couladin i jego ludzie mogli ją zobaczyć. Wśród członków klanu Shaido rozległy się szmery; Couladin tylko coś warknął bez słów. Tłum zgromadzony wokół granitowego występu rósł, jako że coraz więcej Shaido nadbiegało ze swoich namiotów. Nieco wyżej na zboczu stał Rhuarc z Heirnem i jego Jindo; czujnie obserwowali Shaido oraz Randa, spowici w aurę wyczekiwania, której nie rozproszył widok symbolu na uniesionym ramieniu. W połowie drogi dzielącej obie grupy przystanął Lan, z rękoma wspartymi o rękojeść miecza i twarzą niby czoło nadciągającej burzy. W chwili, gdy Rand zaczynał powoli pojmować, że Aielowie czekają na coś więcej jeszcze, zbliżyły się do niego schodzące ze szczytu góry Egwene oraz pozostałe trzy Mądre. Twarze starszych kobiet aż mieniły się kolorami, będącymi w takim samym stopniu rezultatem pośpiechu, do którego zostały zmuszone, jak i złości, przepełniającej je w nie mniejszym stopniu niźli Bair. Amys obrzucała piorunującymi spojrzeniami Couladina, natomiast wzrok słonecznowłosej Melaine obwiniał Randa. Seana wyglądała, ujmując najprościej, na kogoś, kto zaraz zacznie gryźć skały. Egwene, z głową obwiązaną chustą, której końce miała ułożone na ramionach, wpatrywała się w Mata i w niego na poły z konsternacją, a na poły tak, jakby jakiś czas temu porzuciła nadzieję, że ich jeszcze kiedykolwiek zobaczy. - Głupi mężczyzno - burknęła Bair. - Wszystkie znaki. Cisnąwszy worek z wodą w stronę Mata, chwyciła prawą rękę Randa i zadarła mu rękaw, ukazując lustrzane odbicie stworzenia wyrytego w skórze lewego przedramienia. Na moment zaparło jej dech w piersiach, dopiero po chwili wydała przeciągłe westchnienie. Zdawała się balansować na ostrej jak brzytwa granicy dzielącej ulgę od lęku. Mimo że spodziewała się zobaczyć drugie piętno, nie potrafiła pozbyć się strachu. Amys i pozostałe dwie Mądre niczym echo odpowiedziały podobnym westchnieniem