... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— W Parizu oprócz mnie znajdowaro się jeścze pórtora miriona rudzi — wtrącił Japończyk. — Nieważne, to tylko poszlaka. Numer dwa. — Komisarz z fałszywą dobrodusznością okopał się na świeżo zdobytym przyczółku. — Więc mamy półtora miliona podejrzanych — włączył się Rosjanin. — Owszem. — Gauche nabił fajkę i wykonał kolejny ruch. — Ale śmiertelne zastrzyki zrobił służbie lorda Littleby lekarz. Lekarzy jest w Paryżu nie półtora miliona, tylko znacznie mniej, prawda? Zapadła cisza. Kapitan Cliff zapytał: — Prawda, tylko co z tego? — A to, panie kapitanie — zgasił go ostrym spojrzeniem Gauche — że nasz przyjaciel Aono podaje się za oficera, lecz jest dyplomowanym chirurgiem. Niedawno ukończył wydział medyczny Sorbony! Właśnie o tym mówi depesza. Efektowna pauza. Stłumiony rozgwar głosów w Pałacu Sprawiedliwości, gazetowi portreciści skrzypią ołówkami w notesach: „Komisarz Gauche wyciąga asa z rękawa”. Poczekajcie, robaczki, to jeszcze nie as. As się dopiero szykuje. — Teraz, panie i panowie, przejdziemy od poszlak do dowodów. Czy monsieur Aono może nam wyjaśnić, dlaczego lekarz, przedstawiciel szanowanej i pożytecznej profesji, udaje oficera? Po co to kłamstwo? Po woskowej skroni Japończyka spłynęła kropelka potu. Aono milczał. Nie na długo wystarczyło mu prochu. — Odpowiedź jest tylko jedna: żeby odsunąć od siebie podejrzenia. Morderca był przecież lekarzem! — podsumował zadowolony komisarz. — Przejdźmy do dowodu numer dwa. Czy słyszeliście państwo o japońskich sztukach walki? — Nie tylko słyszałem — powiedział kapitan. — Kiedyś w Makau na własne oczy widziałem, jak japoński nawigator pobił trzech amerykańskich marynarzy. Chuchro takie, pluniesz i padnie, a jak zaczął skakać, wymachiwać rękami i nogami — wdeptał w ziemię trzech potężnych wielorybników. Jednego uderzył kantem dłoni w rękę, aż mu się łokieć w drugą stronę wygiął. Złamał kość, wyobrażacie sobie państwo? Co za cios! Gauche z ukontentowaniem skinął głową. — Ja również słyszałem, że Japończycy znają sztukę śmiertelnej walki wręcz, bez jakiejkolwiek broni. Szturchną palcem i zabiją. Wszyscy nieraz widzieliśmy, jak mister Aono uprawia gimnastykę. W jego kajucie pod łóżkiem znaleziono kawałki rozbitej tykwy, i to wyjątkowo twardej. A w worku — jeszcze kilka całych. Najwyraźniej oskarżony ćwiczył na tykwach celność i siłę ciosu. Nie wyobrażam sobie, jak silny musi być człowiek, który gołą ręka rozbija tykwę, w dodatku na kilka kawałków… Komisarz znacząco powiódł wzrokiem po obecnych i sformułował dowód numer dwa. — Przypominam państwu, że czaszka nieszczęsnego lorda Littleby została rozłupana na kilka części niezwykle silnym ciosem, zadanym ciężkim i tępym narzędziem. A teraz wyjaśnijcie mi, skąd te odciski na kancie dłoni oskarżonego. Japończyk błyskawicznie schował pod stół drobne, muskularne ręce. — Jackson, proszę nie spuszczać go z oczu. Ten człowiek jest bardzo niebezpieczny — ostrzegł Gauche. — W razie czego niech pan natychmiast strzela w nogę albo w ramię. A ja pozwolę sobie jeszcze zapytać, panie Aono, gdzie się podział pański złoty znaczek. Milczy pan? Wobec tego sam odpowiem: znaczek zerwał z pańskiej piersi lord Littleby w chwili, kiedy zadawał mu pan śmiertelny cios kantem dłoni w głowę! Aono otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przygryzł wargi mocnymi, nieco krzywymi zębami i zmrużył oczy. Jego twarz przybrała całkiem obojętny wyraz. — Przebieg wypadków na rue de Grenelle wyglądał następująco. — Gauche rozpoczął podsumowanie. — Wieczorem piętnastego marca Hintaro Aono zjawił się w willi lorda Littleby z zamiarem zamordowania wszystkich tam obecnych i zdobycia trójkątnej chusty ze zbiorów pana domu. Miał już wówczas bilet na „Lewiatana”, który cztery dni później wypływał z Southampton do Indii. W Indiach oskarżony najwyraźniej zamierzał przystąpić do poszukiwań brahmapurskiego skarbu. Nie wiemy, w jaki sposób skłonił nieszczęsną służbę, by poddała się „szczepieniom profilaktycznym”. Zapewne pokazał jakieś podrobione rozporządzenie rady miasta. Mogło to wyglądać całkiem wiarygodnie: jak wynika z depeszy którą otrzymałem, studentów ostatniego roku medycyny często się wykorzystuje w podobnego rodzaju masowych akcjach sanitarnych. Pośród studentów i młodszej kadry Sorbony jest niemało Azjatów, więc żółta skóra wieczornego gościa nie wzbudziła podejrzeń. Najdziwniejsze jest wstrząsające okrucieństwo, z jakim zamordowano dwójkę niewinnych dzieci