... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Duch męża gapił się na nią spod stojącej pod oknem latarni. „Możesz uciekać, ale i tak nie zdołasz się przede mną ukryć", ostrzegała zjawa. Dylan pobiegł za nią, złapał z tyłu za nogi i wbił palce w miękką bawełnianą piżamę. Czuła, jak paznokcie drapią jej uda. - Mamusiu, nie! Nie patrz tam, proszę cię! - Tam nikogo nie ma, kochanie. - Wzięła go na ręce i podniosła do okna. - Widzisz? Tylko owady, które krążą dookoła lampy. - A czemu to robią? - Bo przyciąga je światło. - Dlaczego? 234 O mój Boże, pomyślała Emma. Była zbyt wyczerpana, żeby o trzeciej nad ranem bawić się w zgadywankę. Powinna chyba wiedzieć takie rzeczy. - Nie mam pojęcia, kochanie - przyznała szczerze. Może chce lepiej widzieć? A może przyciąga je ciepło lampy? Albo pragnienie śmierci? - Ten pan powiedział, że mnie potnie na tysiąc kawałeczków i rzuci rekinom na pożarcie - poskarżył się Dylan. Rekiny w Ohio, zdziwiła się Emma? Nic dziwnego, że dzieciak obudził się z takim wrzaskiem. - Nigdy mu na to nie pozwolę - pocieszyła synka. -Chyba o tym wiesz, prawda? Główka Dylana podskoczyła kilka razy w górę i w dół. Policzki miał mokre od łez. - Teraz już jesteś bezpieczny, mój maleńki - szepnęła, niosąc go z powrotem do łóżka. - Nic złego ci się nie przytrafi, dopóki jesteś ze mną. Zawsze będę cię bronić i zrobię wszystko, żeby nic ci nie groziło. Położyła go obok Michaela. - A teraz spróbuj zasnąć, kochanie. Widzisz, jak Mi-chael głęboko śpi? - Bo nie śni mu się nic złego. -Nie. - Ma szczęście. - Tak. - Pocałowała spocone czółko, odsuwając opuszkami palców mokre kosmyki włosów. - Tobie też już nie przyśni się nic złego. Zgoda? - Zostań tutaj - zażądał. - Nie mogę, kotku. Nie zmieścimy się we troje. - Zmieścimy się, zobaczysz. - Dylan przysunął się bliżej Michaela, który odruchowo przeturlał się na bok. - Widzisz? - No dobrze. Ułożyła się obok Dylana. Natychmiast jedną rączką objął ją w pasie, a nogę zarzucił na jej udo, jakby 235 X chciał ją przytrzymać na miejscu. Wspaniale, pomyślała. Teraz naprawdę znalazłam się w pułapce. Zamknęła oczy, modląc się o odrobinę snu, lecz za każdym razem, gdy zasypiała, Dylan kopał ją, przekręcał się na bok albo jęczał przez sen, tak że natychmiast się budziła. Dudnienie w jej głowie przybierało na sile i wkrótce wiedziała na pewno, że tej nocy już nie zaśnie. Miała zaledwie dwadzieścia lat, gdy poznała człowieka, który później miał zostać ojcem Dylana. Był starszy od niej i o wiele bardziej doświadczony, lecz podobnie jak ona, nie umiał znaleźć sobie miejsca i nie bardzo wiedział, co dalej ma zrobić ze swoim życiem. Emma natychmiast poczuła duchową więź z małym, zagubionym chłopcem ukrytym pod postacią dorosłego mężczyzny i zgodziła się uciec z nim do Las Vegas. - Jesteś w ciąży? - brzmiało pierwsze pytanie matki, gdy stamtąd wrócili. - Nie. Jesteś zadowolona? - Nie. A ty jesteś pewna? Nawet nie spytała, czy Emma oszalała z miłości. Interesowało ją wyłącznie to, czy córka jest w ciąży. Tak jakby był to jedyny powód, dla którego ktoś mógłby się z nią ożenić. - Czy tak zamierzasz nam pogratulować, mamo? A potem, choć matka wcale o to nie pytała, dodała: - Kochamy się. Naprawdę, bardzo się kochamy - powtórzyła, jakby chciała przekonać samą siebie, że o to właśnie chodziło. Bo prawda wyglądała niestety tak, że Emma wcale nie była pewna, czy kocha swojego męża, czy też nie. Niewiele mieli ze sobą wspólnego; on czasami bywał w złym humorze albo czymś zaabsorbowany, ona zaś nigdy nie wiedziała, jakie myśli chodzą mu po głowie. Ale wiedziała na pewno, że uwielbia brzmienie jego głosu, kiedy mówił jej, że on ją ko- cha; rozkoszowała się jego wzrokiem, gdy na nią patrzył, podobał jej się własny wizerunek, odbity w jego oczach. Jeśli jednak Emma nie znała zbyt dobrze swojego męża, to on z pewnością nie znał jej wcale. Nie miała zamiaru go okłamywać. Historie, jakie mu opowiadała o starannym wychowaniu, jakie odebrała, o swoich szkolnych osiągnięciach, o przyjęciu na Uniwersytet w Princetown - służyły wyłącznie temu, by mu zaimponować. A potem, kiedy już zrobiła na nim wrażenie i kiedy on zakochał się po uszy, i kiedy zostali mężem i żoną, czyż miała inny wybór, niż tylko ciągnąć tę farsę? Wkrótce się okazało, że kłamstwo przychodzi jej znacznie łatwiej niż powiedzenie prawdy. W dodatku z biegiem czasu coraz trudniej było odróżnić jedno od drugiego. - Czy ty przypadkiem się mnie nie wstydzisz? - zapytał krótko po ślubie. - Oczywiście, że nie! - No bo wiesz, nie jestem tak rozgarnięty ani bystry jak ty. Nie dostałem się do Princetown... - No to co? - spytała wtedy. - Ja też nie chodziłam do Princetown, prawda? - Tylko dlatego, że twoja matka była bardzo chora. - Proszę, nie wspominaj o tym przy niej. Ta sprawa bardzo ją martwi... - Nie bój się, w ogóle nie będę poruszał tego tematu. Ale czy musiałaś jej mówić, że studiowałem w Yale? Myślałem, że spadnę z krzesła, jak to powiedziałaś! - Ale nie zauważyłam, żebyś zaprzeczył. - Bo z wrażenia zapomniałem języka w gębie. Emma odrzuciła do tyłu długie, piękne włosy, jakby chciała w ten sposób zaznaczyć, że zupełnie nie rozumie jego obaw