... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Czy Yyrkoon wie? - Nie. Książę Yyrkoon zabrania siostrze mieszać się w sprawy magii. Jego przyjaciele wywodzą się jedynie spośród mroczniejszych między nadprzyrodzonymi istotami, toteż wie, jak niebezpiecznie zadawać się z nimi. Przypuszcza więc, że wszystkie czarnoksięskie przedsięwzięcia zawierają podobny element niebezpieczeństwa. Poza tym nie może ścierpieć myśli, że inni posiadają moc, jaką on włada. Prawdopodobnie tego właśnie nienawidzi w Elryku najbardziej. - Miejmy nadzieję, że pięknej pogody wystarczy jutro dla całego Melniboné - mówi Elryk. Cymoril patrzy na niego zaintrygowana. Ona nadal należy do Melniboné. Nie przyszło jej na myśl, że jej czary mogłyby komuś przeszkadzać. Teraz wzrusza tylko cudownymi ramionami i dotyka lekko dłoni swego pana. - Ta "wina"- mówi. - To przeszukiwanie sumienia... Nie jestem w stanie zrozumieć jego celu. - Muszę przyznać, że ja również. Wydaje się, że nie ma żadnej praktycznej wartości. A przecież niejeden z naszych przodków przepowiadał zmianę w naturze naszego ludu. Zmianę tak duchową, jak i cielesną. Może widzę zwiastuny tej zmiany, gdy nachodzą mnie owe dziwaczne, obce myśli? Muzyka nasila się, potem opada i znów nasila. Dworzanie tańczą, choć wiele par oczu kieruje się ku Elrykowi i Cymoril, rozmawiającym na szczycie podwyższenia. Nie kończą się domysły. Kiedy Elryk ogłosi Cymoril przyszłą cesarzową? Czy przywróci dawny, zniesiony przez Sadryka zwyczaj poświęcania dwunastu par młodożeńców Władcom Chaosu, by zapewnili pomyślność w małżeństwie królom Melniboné? Przecież to oczywiste, że ta właśnie decyzja Sadryka sprowadziła nieszczęście na niego i śmierć na jego żonę, przyniosła mu chorowitego syna i zagroziła ciągłości monarchii. Elryk musi przywrócić ten zwyczaj. Z pewnością nawet on boi się, by nie odezwała się klątwa, jaka spadła na jego ojca. Niektórzy jednak twierdzą, że Elryk nie uczyni nic zgodnie z tradycją i jego postępowanie zagraża nie tylko jego życiu, ale i istnieniu samego Melniboné i wszystkiego, co ono reprezentuje. Ci, którzy tak mówią, zdają się być w dobrych stosunkach z księciem Yyrkoonem. On zaś tańczy nadal, pozornie czy też naprawdę nieświadom tych głosów i tego, że jego siostra rozmawia cicho z kuzynem zasiadającym na Rubinowym Tronie. Ten cesarz przysiadł na brzegu fotela niepomny na swą godność; nie ma w nim ani trochę pogardliwej dumy, jaka dawniej cechowała każdego władcę Melniboné. Gawędzi z ożywieniem, zupełnie nie zważając na to, że dworzanie tańczą, by go zabawić. Książę Yyrkoon zastyga nagle wpół obrotu i podnosi swe ciemne oczy, by spojrzeć na cesarza. Dokładnie wyliczona dramatyczna poza Yyrkoona przyciąga uwagę Dyvima Tvara i Pan Smoczych Jaskiń marszczy brwi. Sięga ręką do boku, gdzie zawsze wisi jego miecz. Teraz jednak to miejsce jest puste. Na balu dworskim nie nosi się mieczy. Dyvim Tvar nieznacznie, lecz z uwagą obserwuje księcia, wstępującego na schody Rubinowego Tronu. Wiele par oczu śledzi cesarskiego kuzyna i nikt już nie tańczy, mimo że nadzorca niewolników zmusza ich do coraz większego wysiłku, a muzyka staje się coraz głośniejsza. Elryk podnosi wzrok. Jego kuzyn stoi o stopień niżej od tego, na którym siedzi Cymoril. Yyrkoon składa ukłon, z którego przebija ledwo uchwytna pogarda. - Twój sługa oddaje ci się, panie - mówi. ROZDZIAŁ 2 PIERWSZE STARCIE Jak bawisz się na balu, kuzynie? - pyta Elryk. Jest świadom, że melodramatyczny akt wiernopoddaństwa Yyrkoona został przygotowany specjalnie po to, by go zaskoczyć i jeśli to możliwe, poniżyć. - Czy podoba ci się muzyka? Yyrkoon spuszcza oczy; jego usta układają się w tajemniczy uśmieszek. - Podoba mi się wszystko, suzerenie. A tobie? Czyżby coś cię nie zadowalało? Nie tańczysz! Elryk podparł bladym palcem podbródek. Utkwił wzrok w przysłoniętych powiekami oczach Yyrkoona. - A jednak podoba mi się taniec, kuzynie. Można przecież znajdować przyjemność w zadowoleniu innych. Yyrkoon jest zdumiony. Otwiera szeroko oczy i napotyka wzrok Elryka. Elryk wzdryga się lekko i odwraca spojrzenie. Wiotką ręką wskazuje galerie dla muzyków. - Może zresztą to ból innych sprawia mi przyjemność. Nie troszcz się o mnie, kuzynie. Jestem zadowolony. Tak, zadowolony. Możesz tańczyć dalej. Bądź pewien, że twemu cesarzowi podoba się bal. Niełatwo jednak odwrócić uwagę Yyrkoona od celu, do którego zmierza. - Czyż cesarz nie powinien okazać zadowolenia, by jego poddani nie odeszli zasmuceni i zmartwieni, że nie rozbawili swego władcy? - Chciałbym ci przypomnieć, kuzynie, że cesarz nie ma żadnych obowiązków wobec swych poddanych, oprócz obowiązku rządzenia nimi - odpowiada spokojnie Elryk. - To oni służą jemu. Taka jest tradycja Melniboné. Yyrkoon nie spodziewał się, że Elryk użyje przeciw niemu takiego argumentu. Gorączkowo szuka riposty. - Zgadzam się, panie. Obowiązkiem cesarza jest rządzić poddanymi. Być może dlatego tak wielu z nich nie bawi się na balu tak, jak mogliby. - Nie rozumiem cię, kuzynie. Cymoril podnosi się. Stoi zaciskając dłonie, napięta, zaniepokojona drwiącym tonem brata, jego lekceważącym zachowaniem. - Yyrkoon... - mówi. Udaje, że dopiero teraz zauważył jej obecność. - Ty tutaj, siostro? Widzę, że podzielasz niechęć cesarza do tańca. - Yyrkoon, posuwasz się za daleko - zwraca się do niego szeptem dziewczyna. - Cesarz jest wyrozumiały, ale... - Wyrozumiały? A może nierozważny? Czy troszczy się o tradycje naszej wspaniałej rasy? Czyż nie traktuje z pogardą jej dumy? Do tronu podchodzi Dyvim Tvar. Najwyraźniej wyczuł, że Yyrkoon wybrał ten moment, by wypróbować siłę Elryka. Cymoril jest przerażona. - Yyrkoon, gdybyś żył... - mówi szybko. - Nie dbałbym o życie, gdyby zginąć miała dusza Melniboné. A strażniczką duszy naszego narodu jest odpowiedzialność cesarza. Cóż stałoby się, gdybyśmy mieli władcę pozbawionego tej odpowiedzialności? Słabego władcę? Cesarza, który nie troszczyłby się o wielkość Smoczej Wyspy i jej ludu? - Nieuzasadnione pytania, kuzynie. - Elryk odzyskał już panowanie nad sobą i wolno cedzi słowa zimnym głosem. - Taki cesarz nigdy nie zasiadał na Rubinowym Tronie i nigdy na nim nie zasiądzie. Dyvim Tvar zbliżył się i dotknął ramienia Yyrkoona. - Książe, jeśli cenisz swą godność i życie... Elryk uniósł dłoń. - Nie trzeba, Dyvim Tvar. Książę Yyrkoon rzadko zabawia nas intelektualną rozmową. Obawiając się, że jestem znudzony muzyką i tańcem, choć wcale tak nie jest, pomyślał, iż dostarczy tematu do podniecającej dysputy. Myślę, że zabawiłeś nas nadzwyczajnie, książę Yyrkoonie - Elryk zabarwił ostatnie zdanie ojcowskim ciepłem. Yyrkoona ogarnął gniew. Zagryzł wargi. - Mów jednak dalej, drogi kuzynie - dodał Elryk. - Ta rozmowa mnie zaciekawiła. Mów dalej... Yyrkoon obejrzał się, jakby szukając poparcia. Wszyscy jego zwolennicy byli jednak w sali na dole