... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zakrztusił się i prędko napił herbaty, która stała przy łóżku. Położył się na plecach, w skroniach mu waliło. — .Chcesz porozmawiać? Powiedzieć co się stało? Culum twarz miął zszarzałą, a białka oczu brudnoróżowe - Nic nie pamiętam - odparł. — Boże, czuję się okropnie.. — Zacznij od początku. — Grałem w wista z Gorthem i kilkoma znajomymi — rzekł z wysiłkiem Cułum. — Pamiętam, że wygrałem około stu gwinei. Sporo piliśmy. Ale pamiętam, że włożyłem wy graną do kieszeni. A potem... cóż, reszta to pustka... - Pamiętasz dokąd poszedłeś? - Nie. Niezupełnie — Culum łapczywie napił się herbaty i przeciągnął rękami po twarzy, jakby chciał się pozbyć w ten sposób kaca. — O Boże, czuję się potwornie! * Czy pamiętasz, do jakiego burdelu poszedłeś? Culum potrząsnął przecząco głową. * Czy masz jakąś stałą, do której chodzisz? * Boże Święty, nie! — To żaden powód do chwały, synku. Byłeś u jakiejś, to jasne. Obrabowano cię, to też jasne. Jasne też, ż«do trunku nasypano ci środka odurzającego. - Uśpiono mnie? — To najstarsza sztuczka na świecie. Właśnie dlatego ostrzegałem cię, żebyś nigdy nie chodził do domu publicz nego, którego nie polecił ci ktoś zaufany. Czy to twoja pierwsza wizyta w domu publicznym w Makau? - Tak, tak, Chryste Panie, uśpiono mnie? - A teraz rusz głową. Pomyśl synku! Pamiętasz ten dom? — Nie, nic. Mam w głowie kompletną pustkę, - A kto ci go wybrał, co? Culum usiadł na łóżku. — Piliśmy i graliśmy. Byłem... mocno zalany. A potem wszyscy rozmawiali... o dziewczynach. I tych domach. No i.., — Culum spojrzał na ojca z nie skrywanym wstydem i udręką .— ja po prostu... po tym alkoholu i... no więc, paliłem się do dziewczyny. Po prostu postanowiłem, że... że muszę iść do jakiegoś domu. * Nic w tym złego, synu. Kto ci dał adres? * Chyba..; nie wiem... ale myślę, że każdy dał mi jakiś. Zapisali mi adresy... albo podali mi adresy, nie pamiętam. Pamiętam tylko, że wyszedłem z Klubu. Czekała tam lektyka i wsiadłem do niej. Zaraz.,, teraz sobie przypominam. Kazałem zanieść się do zakładu pani Fortheringill. — Tam by cię nie obrabowano, synku. Ani nie nasypa no narkotyku do kieliszka. Ani nie odniesiono w taki sposób. Nie opłacałoby się to im ze względu na opinię. :— Tak. Na pewno. Właśnie to powiedziałem temu mężczyźnie. Tak. Jestem całkiem pewien! - Którędy cię nieśli? Do chińskiej dzielnicy? — Nie wiem. Coś jakbym sobie przypominał... nie wiem. - Powiedziałeś, że się „paliłeś". Jak to wyglądało? — No, to było jak... pamiętam, że było mi gorąco i... do diabła, szaleńczo pożądam Tess, a przez .ten trunek i wszystko... nie miałem spokoju, no i... no i poszedłem do te go domu, — Zamilkł. — Boże, głowa mi pęka roszę, daj mi spokój. - Nosisz przy sobie osłonki? Culum zaprzeczył potrząsając głową. — Czy ten płomień, ta żądza - były wczoraj inne? Culum jeszcze raz potrząsnął głową. Nie. Takie jak od tygodni, ale... tak, w pewnym sensie inne... chociaż nie, nie całkiem. Stwardniał mi, jakby był z żelaza, lędźwie mnie paliły, po prostu musiałem mieć dziewczynę i... och, nic nie wiem. Zostaw mnie! Proszę... przykro mi, ale proszę cię... Struan podszedł do drzwi. - Lo Czum-aaaaa! — krzyknął. --Tak; panie? — idź dom Czen Szeng. Sprowadź tu pierwszy krowa dziko lekarz mig-mig. Rozumi? — Lozumi, baldzo dobly-eee! - odparł z oburzeniem Lo C2iim. — Już być na dół baldzo duzio dobly lekarz na choly głowa, bum-bum i każdy chołób. Miody pan jak Tai-Pan - to samo, na pewno! Na dole Struan porozumiał się z lekarzem za pośrednictwem Lo Czuma. Lekarz zapewnił, że prędko przyśle lekarstwa i specjalne pożywienie, i przyjął hojną zapłatę. Struan wrócił na górę. — Gzy pamiętasz coś więcej, chłopcze? - spytał. — Nie…. nic. Przepraszam. Nie chciałem na ciebie krzyczeć. * Posłuchaj, synu! Skup się, Culum. To to ważne! * Ojcze, proszę, nie mów tak głośno — odrzekł Culum, otwierając znękane oczy. — Słucham? — Wygląda na to, że zadano ci środek podniecający. - Co?! — Tak, środek podniecający. Są tuziny takich, które można dodać do napoju! * Niemożliwe. -To była zwyczajna gorzałka, a moja... moja żądza... to niemożliwe! * Są tylko dwa wyjaśnienia. Pierwsze: że kulisi zanieśli cię do jakiegoś domu — a nie była to filia przybytku pani Fortheringill w Makau — gdzie dostają większą łapówkę za sprowadzenie bogatego klienta, a do tego udział w zyskach z obrabowania go. Tam dziewczyna albo dziewczyny dały ci narkotyk, obrobiły cię i dostarczyły z powrotem. Dla twojego dobra liczę, że tak było. Druga możliwość jest taka, że któryś z twoich znajomych zadał ci środek podniecający w Klubie, postarał się, żeby czekała na ciebie ta lektyka... i żebyś trafił do konkretnego domu. * Bzdury! Po co ktoś miałby to robić? Dla stu gwinei, pierścienia i zegarka? Jeden z moich znajomych? Idiotyzm! — Powiedzmy jednak, że ktoś cię nienawidzi. Powiedz my, że jego plan zakłada, abyś trafił na zarażoną dziewczynę — taką, która ma france! - Co takiego?! ~- Owszem. Boję się, że właśnie tak się stało. Culumowi na chwilę zamarło serce. * Ty chcesz mnie tylko nastraszyć — powiedział. * Na miłość boską, synu, wcale nie! Ale taka możliwość rysuje się całkiem wyraźnie. Jest bardziej prawdopodobna od innych, ponieważ odniesiono cię. * Kto mógłby mi to zrobić? * Sam musisz sobie na to odpowiedzieć. Ale jeśli nawet tak się stało, nie wszystko stracone. Jeszcze nie. Posłałem po chińskie lekarstwa. Zażyjesz je wszystkie, bezwarunkowo. * Ale na france nie ma przecież lekarstwa! * Owszem. Jeżeli choroba się utrwali. Ale Chińczycy wierzą, że można zlikwidować zatrucie franca czy to coś, co ją powoduje, jeżeli od razu zastosuje się środki oczyszczające krew. Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy, wiele lat temu, przydarzyło mi się to samo. Arystoteles znalazł mnie w rynsztoku, Sprowadził chińskiego lekarza i nic mi się nie stało. Tak właśnie się poznaliśmy i dlatego jest tak długo moim przyjacielem. Nie mam pewności, czy dom, w którym wtedy byłem, lub tamta dziewczyna były zarażone czy nie; w każdym razie nie złapałem francy. - O Boże, pomóż mi. — Właśnie