... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Przygotowała się do walki i zirytował ją klasyczny unik, wykonany przez Joego, nim zdążyła powiedzieć choćby słowo. - Nie jestem głodna. - Dobrze, to będziesz patrzyć, jak ja jem. - Wyciągnął rękę i Eve zorientowała się, że trzyma jej telefon. - Naj- pierw jednak włącz telefon. Może zadzwoni Don. Musisz z nim porozmawiać. Spojrzała na niego pytająco. - Musisz mu znów stawić czoło - rzekł spokojnie. - Tak, chcę cię chronić, ale nie chronić przed kimś, kogo nie widzę. Musimy go sprowokować, aby się odsłonił. - Cały czas ci to mówiłam. - Za bardzo się o ciebie bałem, żeby słuchać. Teraz za bardzo się boję, aby nie słuchać. Ty chcesz się zatrzymać, a ja nie mogę. Musimy to zakończyć. Włącz telefon. Wzięła od niego aparat i nacisnęła guzik. r Telefon milczał. Joe uśmiechnął się. - No i proszę, co za rozczarowanie! Myślę, iż oboje spodziewaliśmy się złowróżbnego dźwięku cymbałów. - Lekko popchnął ją w stronę drzwi. - Chodźmy, pora za czynać zabawę. Kiedy zeszli na dół, Spiro czekał już w dużym pokoju. - Gdzie jest lalka? - spytał. - Włożyłem ją do pudełka i schowałem za książkami - wyjaśnił Joe, podchodząc do regału. - Nie chciałem, aby Jane się na nią natknęła. - Nawet nie mrugnęłaby okiem - orzekł Spiro. - Wasza Jane otworzyła mi, kiedy zadzwoniłem do drzwi, i przeprowadziła śledztwo trzeciego stopnia. Zadzwoniła też do ochroniarzy, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie przeskoczyłem przez elektryczne ogrodzenie. - Gdzie ona jest? - Niechętnie pozwoliła mi usiąść i zaczekać, a sama poszła do kuchni, aby przygotować ci coś do jedzenia. - Wziął pudełko i rzucił okiem na lalkę. - Obrzydlistwo. Musiałaś się przestraszyć. - Nie, tylko się wściekłam. - Zadzwonił potem? - Tak, przerwałam rozmowę. Spiro podniósł głowę. - To nie było najmądrzejsze. - Jestem zmęczona i znudziło mi się działać mądrze i ostrożnie. Co ze zdjęciem? Mogę je zobaczyć? - Najpierw musimy je wciągnąć do akt. - Czy mogę dostać duplikat? - Najpierw musimy go wciągnąć do akt. Eve powoli traciła cierpliwość. - A ten Kevin Baldridge? Spiro uśmiechnął się. - Charlie mówi, że pani Harding bardzo dobrze pamięta Kevina Baldridge'a i jego braci. Kevin nie chwalił się, skąd pochodzą, ale jeden z braci wspomniał o Dillard. - Gdzie to jest? - Małe miasteczko w północnej Arizonie. - Dość małe, aby odnaleźć ślad Kevina Baldridge'a? - Może. Musimy mieć nadzieję, iż mieszkańcy mają dobrą pamięć. - A ci bracia? Nawet jeśli Kevin Baldridge wyjechał, oni mogli w końcu wrócić do domu. - To możliwe. - Spiro wstał. - Wkrótce się dowiemy. Kiedy Charlie wróci ze zdjęciem, postara się czegoś do- wiedzieć w archiwum urzędu stanu cywilnego i w szkole. Ja wybieram się dzisiaj do Dillard. - Możemy z tobą pojechać? Wzruszył ramionami. - Myślę, że to nikomu nie zaszkodzi. Jeśli Don jest Kevinem Baldridge'em, twój widok w jego rodzinnym miasteczku może nim naprawdę wstrząsnąć i sprowoko wać do działania. - Spiro rzucił okiem na Joego. - Dziwię się, że się nie sprzeciwiasz. Dlaczego na mnie nie krzy czysz, że ją narażam? Joe zignorował sarkastyczne słowa Spiro. - Kiedy wyjeżdżamy? - spytał. - Po południu. Na razie muszę pojechać na policję, zaczekać tam na Charliego i upewnić się, że zdjęcie zo- stanie wciągnięte do akt. - Urwał na chwilę. - Mark Gru- nard odwiedził mnie dziś rano w hotelu. Powiedział, że nadal z nim współpracujecie. - Znów przerwał, zaciskając usta. - Zapewniłem go, że to wcale nie oznacza mojej współpracy. Nigdy mi się nie podobało, że go w to wciąg- nęliście. - Pomógł mi - przypomniała Eve. - Jestem mu to winna. - Ja nie jestem mu nic winien i nie podoba mi się, iż wciąż kręci się koło Charliego. - Mógł napuścić policję na mnie i na Jane już wiele ra- zy, ale tego nie zrobił. - Dlaczego? - Dlatego że obiecałam mu wyłączne prawa do tej hi- storii, kiedy złapiemy Dona. - Naprawdę? - Spiro ruszył do wyjścia. - Niezależnie od twoich układów z Grunardem na pewno nie zabierzemy go do Dillard. - Zrobiłam ci jedzenie, Eve - powiedziała Jane, stając w drzwiach. - Chodź. - Zaraz przyjdę. Jane obrzuciła Spiro chłodnym spojrzeniem