... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Tych czterech oszczędzi dla siebie. Wszyscy pozostali poznają smak jej zemsty. Nie przyszło jej jednak do głowy, że ci czterej wymienieni mężczyźni mogliby uznać, że najokrutniejsza zemstą, jaką mogła wymyślić Griselda, to chwila fizycznej miłości z nią. Nie mogła się już dłużej zastanawiać, czas naglił. Dokonała wyboru, teraz trzeba zdobyć ubranie, nie może przecież ukazać się naga, będzie musiała wziąć tę wstrętną kąpiel, żeby się pozbyć swojego rozkosznego zapachu, którego przeklęci ludzie nie znoszą. Musi też mieć pieniądze, by zdobyć wszystko, co niezbędne do przebrania. Ów Ali na pewno ma gdzieś w swoim domu schowane pieniądze, może pod materacem, to do niego podobne. Pieniądze istnieją tylko w tym mieście i tutaj też trzeba zrobić wszystkie zakupy. Zupełnie nie pojmowała systemu panującego w pozostałych częściach królestwa, gdzie wszyscy ludzie mieli konkretne obowiązki, musieli pracować. Praca? Griselda zadrżała na myśl o tym. Co powinna zrobić teraz? Trzeba po prostu zabrać się do dzieła. Poczuła buzującą, złą radość i oczekiwanie. Znowu jest w akcji! Cudownie! 6 W Królestwie Światła trwała idylla. Siska sięgnęła po koszyk i włożyła do niego codzienną porcję warzyw. Marchew, sałata, kapusta, jabłka i inne smakowitości, które nosiła jeleniom olbrzymim. Codziennie o tej samej porze chodziła do nich na łąki za Sagą. Spotykała łanię z cielęciem, te same, które ona i Tsi uratowali. Jelenie znajdowały się na skraju lasu. Widziała je z daleka, wiedziała, że na nią czekają. Ta świadomość przepełniała ją radością i pragnieniem czynienia dobra. I to ona, która kiedyś pogardzała zwierzętami! Która ich nie znosiła. Teraz nawiązała wspaniały kontakt z tymi dwoma, porozumiewała się z nimi dzięki aparacikom mowy, które przekazywały raczej myśli niż słowa. Jelenie już ją rozpoznały, wiedziały, że mają w niej przyjaciela, że to ona właśnie pomogła im, kiedy najbardziej tego potrzebowały, a teraz zawsze przynosi tyle smakołyków... Cielę z każdym dniem było większe, przyjemnie patrzeć, jak rośnie. Ale dzisiaj zwierzęta nie wyszły jej na spotkanie, jak to zwykle czyniły. Siska zatrzymała się niepewnie. I wtedy zobaczyła. Przy łani i cielęciu kręcił się jakiś człowiek. Ktoś, kto rozmawiał z nimi przyjaźnie. Siska poczuła w sercu ukłucie zazdrości. To przecież jej jelenie, to ona pierwsza nawiązała z nimi kontakt. Oj! To nie żaden człowiek, to Tsi-Tsungga. Z Czikiem na ramieniu. Co powinna teraz zrobić? Nie widziała leśnego elfa od czasu kwarantanny, ale jej myśli nieustannie krążyły wokół niego niczym kot koło miski śmietany. Nie chciała myśleć o Tsi, ale przez cały czas nie robiła nic innego. On też ją zobaczył i zawołał uradowany: - Księżniczka! Chodź! One nie są niebezpieczne, znają nas. Dobrze o tym wiem, pomyślała. Nie mogła się teraz odwrócić na pięcie i uciec, poszła więc w jego stronę. Jelenie natychmiast ruszyły jej na spotkanie. Podeszły i czekały, aż wyjmie zawartość koszyka. - A niech mnie, och, ale ty jesteś mądra - mówił Tsi zdumiony. - Ja to robię codziennie - odparła krótko, próbując ukryć triumf, który odczuwała. - Ja też przychodzę tutaj często - powiedział Tsi. - Ale nigdy cię nie widziałem. Że też pomyślałaś o warzywach! Ja także powinienem był to zrobić, tymczasem przynoszę im zawsze parę garści siana. Pomagał jej teraz rozdzielać smakołyki. Siska nie mówiła nic, ale serce biło jej tak głośno, że bała się, iż on usłyszy. - Prawda, jak cielak wyrósł? - zapytał Tsi. - Tak, jest bardzo piękny. - To zresztą samiczka. Przecież widzę, pomyślała, ale odrzekła tylko: - Tak. - To bardzo dobrze - ciągnął Tsi. - Byłoby źle, gdybyśmy mieli za dużo samców. - Tak. - Widzisz, jak się do nas przyjaźnie odnoszą? - Widzę. To bardzo przyjemne. - A ja ochrzciłem małą. Nazywam ją Księżniczka. Siska nie mogła powstrzymać uśmiechu. - Mam się z tego cieszyć, czy raczej obrazić? - Och, oczywiście, że cieszyć, po to to zrobiłem - bełkotał przestraszony. - Nie miałem zamiaru... - Tak, wiem. Bardzo mi miło. Tsi stał bez ruchu z marchwią w ręce. Siska starała się na niego nie patrzeć. Czik zaczął ją obwąchiwać i pozwoliła mu na to. Ona, która nie cierpiała zwierząt... Oczy Tsi mieniły się zielonkawo. - Księżniczko, zastanawiam się... Czy myślałaś o tym, wiesz...? Przyjdziesz? Siska głęboko wciągnęła powietrze. - Tak, myślałam o tym. Przyjdę. Zamierzałam pójść teraz... ale Nataniel i Ellen zapytali wczoraj mnie i Sassę, czy nie chciałybyśmy pojechać z nimi do Nowej Atlantydy. Obie bardzo chcemy, tam teraz jest podobno pięknie. Zresztą i tak nie mogłabym odmówić. - Oczywiście, to jasne, że byś nie mogła - przyznał zgaszony, na jego twarzy odmalowało się wielkie rozczarowanie. Łania wyciągnęła pysk i zaczęła ostrożnie obgryzać marchew, którą Tsi trzymał w ręce. Wypuścił ją przestraszony, po czym oboje z Siską wybuchnęli głośnym śmiechem. - Księżniczko, naprawdę bardzo cię lubię - zapewnił czule