... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Będziesz zdany tylko na siebie - odparł Sirocco. - Możemy użyć robobaterii dla położenia osłony bliskiego działania na skrzydłach. Jeśli dasz nam przykrycie optyczne i podczerwone na tysiąc dwieście stóp, damy sobie radę. Sirocco zawahał się na ułamek sekundy. - Okay - powiedział wreszcie. - Do roboty. W dziesięć minut później Sirocco ukończył pośpiesznie nakreślony z pomocą oficera operacyjnego plan ogni i przekazał szczegóły do pierwszego, drugiego i czwartego plutonu, Colman zaś zakończył odprawę swego plutonu za pośrednictwem dowódców drużyn. Sierżant sprawdził i zabezpieczył wyposażenie osobiste; rozładował, załadował i ponownie sprawdził swe działo szturmowe M32; sprawdził i przeliczył amunicję. Gdy tylko pierwsza salwa bomb dymowych rozerwała się w odległości tysiąca dwustu stóp, kryjąc teren przed obserwacją nieprzyjacielską, trzeci pluton rzucił się naprzód wzdłuż ścieżki, w kierunku gęściejszych zarośli poniżej. W parę chwil później granaty przesłaniania optycznego zaczęły wybuchać dokładnie poniżej zasłony dymnej, rzygając chmurami pyłu aluminiowego, rozkładającymi nieprzyjacielski system kontroli i komunikacji laserowej. Skoncentrowany ogień zaporowy artylerii przed nacierającym oddziałem i wysokoenergetyczne promienie pulsujące, wystrzeliwane przez plutony flankujące natarcie toczyły się naprzód wzdłuż ścieżki, oczyszczając ją z min i innych urządzeń przeciwpiechotnych. Za zaporą ogniową drużyny trzeciego plutonu posuwały się skokami, osłaniając się wzajemnie ogniem dla uzupełnienia działań artylerii. Oporu nie było. Artyleria obrońców otworzyła ogień w dziesięć sekund od pojawienia się zasłony dymnej, ale nieprzyjaciel strzelał na ślepo i po większej części nieskutecznie. Po trzynastu minutach walka była skończona. Colman stał na żwirowatym brzegu strumienia, przyglądając się, jak jego ludzie wyprowadzają z nieprzyjacielskiego bunkra zdumionego majora i jego ogłupiały sztab. Dołączono ich do stada rozbrojonych obrońców, zgonionych do kupy pod czujnym spojrzeniem uśmiechniętych wartowników z trzeciego plutonu. Najważniejszym zadaniem było wzięcie jeńców i uzyskanie informacji, plon zaś stanowiło, na dodatek do majora: dwóch kapitanów, porucznik, podporucznik, starszy chorąży sztabowy, sierżant szef, dwóch sierżantów i ponad tuzin szeregowych. Ponadto zdobyto nienaruszone wykazy sygnałów wywoławczych i mapy wraz z bezcennym sprzętem łączności i sterowania bronią. Całkiem niezły połów, pomyślał Colman z satysfakcją. Komputery uznały dwóch ludzi z trzeciego plutonu za zabitych i pięciu za ciężko rannych. Colman myślał sobie, jakby to było pięknie, gdyby prawdziwe wojny można było prowadzić w taki sposób. W tym momencie jaskrawe światła wysoko w górze w mgnieniu oka zmieniły na scenie wydarzeń noc w sztuczny dzień. Przez parę sekund mrużył oślepione oczy, po czym zsunął hełm na tył głowy i rozejrzał się. “Zabici" i “ciężko ranni", trafieni na zboczu wyżej, schodzili grupką po ścieżce, pozostałe trzy plutony kompanii “D" wychodziły z ukrycia. Wzdłuż wąwozu widać było większy ruch po obu stronach, w miarę jak jednostki obrońców i napastników pojawiały się na otwartej przestrzeni. Wozy sztabowe, transportery piechoty i różne inne pojazdy latające zaczęły brzęczeć z daleka, zza odleglejszych łańcuchów wzgórz, gdzie kończyło się niebo. Colman nie miał pojęcia, że aż tyle wojska brało udział w manewrach. Nieprzyjemne uczucie wślizgnęło się do jego mózgu: właśnie doprowadził do przedwczesnego końca skomplikowaną zabawę, na którą sztabowcy cieszyli się od dłuższego czasu; prawdopodobnie nie będą z tego powodu zbyt szczęśliwi. Może nawet dojdą do wniosku, że nie chcą go dłużej w Armii pomyślał filozoficznie. Jeden z wozów sztabowych zbliżył się z narastającym wyciem, przez sekundę zawisł nieruchomo prawie dokładnie nad bunkrem, by wreszcie gładko wylądować. Jego tylne wejście odsunęło się, ukazując szczupłego, śniadego kapitana Sirocco w hełmie, battle-dressie i kamizelce przeciwodłamkowej. Gdy pojazd był sześć stóp nad ziemią, wyskoczył zwinnie i podszedł spokojnie do Colmana. Jego niefrasobliwa twarz, ocieniona obfitym czarnym wąsem, jak zwykle nie wyrażała niczego, ale w oczach tańczyły ogniki. Niezła robota, Steve - powiedział bez wstępów. Z rękami na biodrach odwrócił się i przyjrzał grymasom oburzenia wziętych do niewoli “nieprzyjacielskich" oficerów, stojących z ponurymi minami koło bunkra. - Nie sądzę jednak, abyśmy za to dostali odznaki sprawności zuchowych. Właśnie złamaliśmy prawie wszystkie punkty regulaminu walki piechoty. - Colman chrząknął. Nie spodziewał się wiele więcej. Sirocco podniósł brwi i wieloznacznie skinął głową. - Czołowy atak na umocnioną pozycję, odsłonięte skrzydła, praktycznie żadnej możliwości odwrotu, żadnego planu postępowania w nieprzewidzianych wypadkach, niedostateczne wsparcie z powierzchni i żadnego ognia przeciwartyleryjskiego wyrecytował rzeczowo, a równocześnie bez cienia niepokoju. - A co na temat odsłaniania przed wrogiem słabizny? - spytał Colman. - Nic o tym nie ma w regulaminie? - Zależy o tego, kim jesteś. Gdy chodzi o kompanię “D", wszystko jest względne. - Nie myślałeś kiedy, by podszyć spodnie na siedzeniu kawałkiem kamizelki przeciwodłamkowej? - spytał Colman po chwili. Być może będzie ci potrzebna. - Ach, gówno mnie to obchodzi. - Sirocco spojrzał w górę. W każdym razie za chwilę się przekonamy. Colman poszedł za jego wzrokiem. Pancerny transporter dla Bardzo Ważnych Osobistości, z odznakami generalskimi na masce, zdążał w ich kierunku. Colman przerzucił swe M32 na drugie ramię i wyprostował się w oczekiwaniu. - Podciągnąć się tam! zawołał do ludzi z trzeciego plutonu, włóczących się grupami, paląc i rozmawiając, nad strumieniem i koło bunkra. Papierosy rozduszono grubymi podeszwami butów bojowych, rozmowy umilkły, grupki stanęły w większym porządku. - Na czym opierał pan swoją analizę obrazu sytuacji, sierżancie - zapytał Sirocco ostrym, wysokim głosem, małpując urzędowy sposób mówienia pułkownika Wessermana, adiutanta generała Portneya. Nadał swemu głosowi ton podejrzliwy i oskarżycielski. Czy kapral Swyley odegrał istotną rolę w sformułowaniu pańskiej oceny taktycznej? - Takie pytanie musiało się pojawić; regulaminowa procedura analizy obrazowej, prowadzonej w brygadzie, nie ujawniłaby żadnych danych, usprawiedliwiających decyzję natarcia. - Nie, sir - odpowiedział sztywno Colman, patrząc nieruchomo wprost przed siebie. - Kapral Swyley obsługiwał kompak. Nie można mu powierzać analizy danych wywiadu elektronicznego. Jest daltonistą. - W takim razie, jak wyjaśnicie wasze niezwykłe wnioski? - Myślę, sir, że był to przypadek trafnego domysłu. Sirocco westchnął