... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Polacy żądali zwrotu ziem ukraińskich zagarniętych przez Paleja, a potem zajętych przez Rosję, zmniejszenia kontyngentu wojsk rosyjskich utrzymywanych polskim kosztem i wypłaty subsydiów na kontynuowanie wojny. Skarżono się również na grabieże i szkody wyrządzone przez armię rosyjską. Rosjanie przyrzekali spełnić niemal wszystkie życzenia, zastrzegając się tylko, że oddadzą Rzeczypospolitej twierdze i miasta Ukrainy Prawobrzeżnej, jeśli zainteresowani przyślą kogoś do ich odebrania. Strona rosyjska obiecywała także wypłacenie subsydium, do którego zobowiązywała się w traktacie narwskim, ale przypominała, że z kolei Rzeczpospolita nie wywiązała się z zawartego w nim warunku - wystawienia kilkunastotysięcznej armii. Piotr uważał, że należy utrzymać sojusznika przy sobie, nie oglądając się na cenę, jaką by przyszło ewentualnie zapłacić. Takie stanowisko nie zawsze spotykało się z aprobatą jego najbliższego otoczenia; zwłaszcza hetman kozacki Mazepa patrzył z niepokojem na rysujące się porozumienie w sprawie Ukrainy Prawobrzeżnej. Sądził, że uda mu się połączyć obydwie części ziem ukraińskich pod swoją buławą hetmańską. Reprezentował w tej mierze tradycyjny pogląd starszyzny kozackiej, która faktycznie nigdy nie uznała rozbioru Ukrainy dokonanego na mocy rozejmu andruszowskiego, a potwierdzonego później w pokoju wieczystym. Uznał w tej sytuacji, że najlepszym wyjściem będzie próba porozumienia się z Karolem XII, który - być może - uzna jego pretensje. Piotr musiał liczyć się z jeszcze jedną poważną siłą mogącą przeszkodzić w realizacji jego zamierzeń, a mianowicie z państwem tureckim. Śledziło ono uważnie rozgrywające się wydarzenia i było gotowe przeciwdziałać w wypadku, gdyby Rosja zechciała umocnić się na zajętym przez siebie Prawobrzeżu. Strony pertraktujące w Żółkwi musiały także zastanowić się nad sposobem zapełnienia próżni, jaka wytworzyła się w kraju po abdykacji Augusta II. Najprostsze rozwiązanie - wyrażenie zgody na Leszczyńskiego, rzecz jasna, nie wchodziło w rachubę. Pamiętamy, że Mienszykow deklarował się wprowadzić na tron polski dowolnego kandydata, ale pierwsza próba uczynienia konkretnych posunięć w tym kierunku wyszła od sandomierzan. Do królewicza Jakuba Sobieskiego wysłano posła z zawiadomieniem, że na najbliższej elekcji zostanie wysunięty jako kandydat na króla. Jednocześnie królewicz dowiedział się, że Piotr poprze jego kandydaturę. Sondaże poczynione na dworze wiedeńskim przez Sobieskiego przyniosły wynik negatywny. Cesarz odmówił poparcia i w tej sytuacji Jakub odrzucił propozycję, nie chcąc narażać się na niebezpieczeństwo walki z niepokonanym dotąd królem szwedzkim. Podobnie postąpili bracia Jakuba: Konstanty i Aleksander, którzy nawet próbowali wywiedzieć się o opinii Karola XII w tej mierze. Szwedzi natomiast, chcąc zniechęcić Polaków do cara, rozpuszczali pogłoski, że opróżniony przez Augusta II tron polski zająć ma albo Mienszykow, albo też carewicz Aleksy. Piotr daleki był od tego rodzaju pomysłów, niemniej jednak starał się uszczęśliwić Rzeczpospolitą swoim kandydatem, podobnie jak przed kilku laty uczynił to z Augustem II, czy Karol XII z Leszczyńskim. Kolejnymi pretendentami stali się Eugeniusz Sabaudzki i Franciszek Rakoczy II, książę Siedmiogrodu i przywódca powstania antyhabsburskiego na Węgrzech. Eugeniusz zgodził się na przedłożoną mu propozycję, ale znowu, po konsultacji z Wiedniem, musiał ją odrzucić. Dwór cesarski nie chciał narażać się na prowadzenie wojny ze Szwecją w chwili, gdy miał na karku Francję i stałe niebezpieczeństwo odnowienia się konfliktu z Turcją. Inaczej wyglądała sytuacja Rakoczego. Był on skłócony z cesarzem, a Piotr obiecywał mu załatwienie w Wiedniu ugody. We wrześniu 1707 r. podpisane zostało porozumienie rosyjsko-węgierskie, na którego mocy Rakoczy wyrażał zgodę na objęcie tronu polskiego w wypadku, gdy zostanie nań wybrany w wolnej elekcji, zaś Piotr obiecywał nakłonić cesarza do przywrócenia swobód na Węgrzech i w Siedmiogrodzie. Polacy przeciwstawili się jednak stanowczo temu projektowi, a ponowne wkroczenie Szwedów do Rzeczypospolitej przerwało dalsze próby poszukiwań kandydata do polskiej korony. Ruchy armii szwedzkiej budziły zaniepokojenie dowództwa rosyjskiego, zwłaszcza że na kwaterach żołnierze szwedzcy przyszli do siebie, odpoczęli, uzupełnili wyekwipowanie i załatali straty poniesione w dotychczasowych walkach. Trudno ją było zresztą nazwać szwedzką, gdyż obecnie przeważał w niej element niemiecki, zwerbowany w czasie postoju w Saksonii. Liczyła 33 tys. ludzi. Do starcia z Rosjanami jednak jeszcze nie doszło. Szwedzi zatrzymali się przed Wisłą, a wojsko carskie wycofało się za Bug, aby uniknąć okrążenia. Obydwie strony czekały na nadejście mrozów, które umożliwiłyby sforsowanie rzek i ułatwiłyby poruszanie się po traktach rozmiękłych jesienią. Przez całe lato 1707 r. car znajdował się wśród swoich wojsk