... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

No bo my[my jak dotd jako[ si zgadzaBy, przewa|nie. WBa[ciwie to podobno byBa midzy nami zawsze jaka[... szczególna wiz... Znowu gada teraz jak maBa dziewczynka. I szczerze mówic, coraz jej trudniej przypomnie sobie jakikolwiek dowód na to, |e rzeczywi[cie tak to jest. A jednak wydaje si, |e to prawda. W koDcu Stella u|yczyBa jej swojego mieszkania. I nawet je[li jest tu jaka[ przesada, Richard powinien si cieszy, |e Stella j lubi, tak jak ona, Anna, 171 cieszy si, |e Stella lubi jego. Wszyscy troje s z tej samej gliny. Jak miBo, |e mog si przyjazni. Podnosi wzrok i stwierdza, |e Richard patrzy prosto na ni. {e wlewa si jej do [rodka przez jej oczy. Anna u[miecha si, ale czar nie pryska. On po prostu dalej patrzy. Nigdy tak naprawd nie rozumiaBa, o co chodzi z tymi oczami. Ksi|ki albo nawet ludzie mówi o nich takie niezwykle rzeczy: |e przez nie mo|na dokona rozbioru duszy na atomy, zobaczy nimi jej bBysk jak w oku magicznego obiektywu. Ale je[li odrzuci romantyzm, co tak naprawd mo|na zobaczy? Widzi tu osady miBo[ci, ale one s równie| w jego nerwowym u[miechu, w zadartych skórkach, w tej maleDkiej kupce monet, które stale przed sob porzdkuje. Ale oczywi[cie to tylko osady; przecie| nie z ich powodu on tutaj teraz jest. Pragnie kogo[ innego, nie Stelli. A Anna pragnie jego. Tak, na pewno tak. Richard jest jak najbardziej godny po|dania, je[li si lubi takie rzeczy, a ona, u[wiadamia sobie nagle, rzeczywi[cie je lubi. Odwzajemnia spojrzenie. Jakie on ma smakowite ramiona. Co to jest ta maBa biaBa grudka pod jego okiem? Czy on mnie pocaBuje? Tak, chyba jest do[ seksowny; sBucha wszystkiego, co mówi. I o dziwo jest interesujcy. Gdybym tylko mogBa tu zosta, rozmawia z nim, bez koDca. Naprawd chyba do siebie pasujemy. Jego spojrzenie prze[lizguje si po jej ciele: suche gardBo, sutki jak radary, zefiry w |oBdku, topniejce zBoto midzy udami. Jak dBugo on si bdzie tak na mnie patrzyB? Czy które[ z nas powinno co[ teraz powiedzie?  Anna? 172  Tak?  To jest ta chwila, która odmieni jej |ycie; wBa[nie ta, o której jej przyjacióBki bd musiaBy sBucha do znudzenia  kiedy ju| po prostu to wiedzieli.  Naprawd musz ju| i[. Robi si pózno.  Ojej. Naprawd?  pyta gBupawo i czar pryska. Wszyscy doro[li poszli ju| do domu. Na pitrze u  Floriana" nie ma ju| prawie nikogo