... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Tak było podczas wakacji. Potrafiła przez tydzień nie wychodzić prawie z domu, nie wpadając przy tym w depresyjną dziurę, bo wiedziała, że na sobotę umówiła się z Est na wspólny wypad do kina. Teraz jednak poczuła, jak otwiera się przed nią nieskończona, pusta przestrzeń. Ogarnął ją trudny do opanowania lęk. Przecież nie siądzie w pierwszy dzień świąt i nie zacznie się uczyć matmy do klasówki, która ma być dopiero w przyszłym roku! Włączyła komputer. Sorry, no maił - powiedział. Nie ma co dzwonić do Est, tam pewno odbywają się święta w rodzaju łódzkich, ale z jeszcze większym przytupem. Zjazd rodzinny z całej Polski! Może zadzwonić do Patyka? Marta uświadomiła sobie, że to on zwykle do niej dzwoni, a ona do niego bardzo rzadko. Nie, dziś się na to nie odważy. Głupio przeszkadzać komuś w czasie świąt. A jeśli Patyk nudzi się tak samo jak ona? To niemożliwe. Inni mają fajne rodziny, uwielbiające wspólnie spędzać czas, albo tysiące 126 znajomych, albo jakieś niezwykle atrakcyjne zajęcia. To tylko ona nie wie, co ze sobą począć. Mechanicznie wyjęła ze stojącego na kuchennym stole kieliszka wykałaczki i zaczęła przekładać je z kupki na kupkę. Zadzwonić - nie zadzwonić, to w sprawie Patyka, kocha - nie kocha, a to w sprawie Marka. I jeszcze ojciec. Jak spytać garstki drewienek, co się dzieje? Czyżby odprawiał starożytne męskie rytuały świąteczne? Najpierw picie płonącego spirytusu, a później skoki z sosny na śnieg? Prawie mu uwierzyła! Tym razem nie da się tak głupio nabrać! Nie było sensu wróżyć sobie: skłamał - nie skłamał. Czuła jednak, że patyczki, które obraca w palcach, mają specjalną moc. Mogą odpowiadać na pytania albo wpłynąć jakoś na rzeczywistość. Na razie zbudowała z nich studnię i znowu spojrzała na ekran telewizora. Chłopczyk, już prawie zdrowy, siedziaLobok choinki, podktórąpiętrzyły się stosy prezentów. Spod jego domu nowiutkim samochodem odjeżdżał uśmiechnięty bezdomny, a Święty Mikołaj wraz z aniołem odlatywali saniami ciągniętymi przez renifery w stronę mrugającej na czarnym niebie gwiazdy. Lista płac. Marta przeklikała się przez wszystkie kanały i z westchnieniem wyłączyła telewizor. Niecierpliwym gestem zburzyła studzienkę. Widać to nie było to zaklęcie! A jednak to. Zbudować, a potem zburzyć. Sposób na wywoływanie telefonów. - Marta? Nic przeszkadzam? - Nie bardzo - przywitała go ostrożnie. 127 Kochany Patyk. Też nie był pewien, czy powinien dzwonić w czasie świąt! Wyczuła to. A może okazać trochę entuzjazmu? - Tak się cieszę, że dzwonisz! Siedzę sama w domu i świruję - postanowiła rozwiać wątpliwości. - Sama? A rodzice? Wyruszyli kuligiem, a tobie kazali niańczyć braciszka i przebierać mak? Czekasz na wróżkę? - Coś w tym rodzaju. - To wyjrzyj przez okno! Marta odsunęła zasłonę. Podszyta zdradliwym lodem chlapa, która utrzymywała się bez przerwy chyba od listopada, zniknęła. W powietrzu wirowały drobne igiełki mroźnego śniegu. Wszystko wokół było czyste i nieskalane. Pomarańczowosine światło osiedlowych latarni odbite od sypkich kryształków wydzierało z mroku świetliste jaskinie. Zza firanek błyskały lampki, świeczki i kolorowe bombki. Brakowało tylko mknącego po lekko pomarańczowym niebie zaprzęgu Mikołaja. -No i jak? -Niesamowicie! - Pójdziesz ze mną jutro na spacer? -Tak! - To o jedenastej, przy metrze. Pojedziemy do Lasu Kabackiego. Tylko ubierz się ciepło! Marta jeszcze przez chwilę stała przy oknie, a potem odwróciła się i zobaczyła, że kuchnia jest znów przyjazna i przytulna. Zrobiła sobie herbatę, na talerzyk w różyczki 128 nałożyła ciasto, a z boku nasypała garść bakalii. Tak uzbrojona schroniła się w swoim pokoju. Włączyła Garbarka, owinęła się pledem i sięgnęła po Muminki. Lęk opuścił ją, pozostawiając jedynie lekki ślad melancholii. Ojciec? Pomyślę o tym jutro! Przecież nic złego mu się nie stało. A jeśli nawet robi coś głupiego, to na własny rachunek. Powoli szli ulicą, pozostawiając za sobą biały las, tatusiów ciągnących na sankach roześmiane dzieci, pary emerytów i radośnie biegające psy. - Wracasz do domu na rodzinny obiadek? - zagadnął Patyk. Do tej chwili prawie ze sobą nie rozmawiali. Snuli się wolno, czasem rzucając jakieś półsłówka