... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Oto hultaj! – mówił półgłosem do siebie – a przecie to adulterium in flagranti78, a jeszcze do tego przed ślubem, o czym jeszcze nikt nigdy nie słyszał. Adulterium przed ślubem! to chyba tylko taki łotr Francuz coś podobnego wymyśli! ale są przecie na to sądy duchowne... Tu stanął i spytał się siebie: Gdybym z tym poszedł do arcybiskupa? dałby mu łupnia... – Ale potem się zastanowił, mówiąc: Do arcybiskupa? Niegłupi. To pan zanadto prędki. Zaraz się gniewem unosi i żolnierzyska stoją u niego na schodach. Niech tam idzie do niego kto inny... Ale przecie Frąc, to jego rzecz. Dla Frąca mam nawet obowiązek wdzięczności, bo życie mi wyratował. Nie mogę przecie dopuścić, aby mu rogi przyprawiano, a jeszcze do tego przed ślubem... Na tę myśl się uśmiechnął, a rozważywszy rzecz głębiej, tak sobie mówił: Frącowi muszę powiedzieć, bom mu to winien. Jeżeli mu powiem, to Frąc tego Kergolajowi nie daruje. Są przecie obydwa rycerze i o swój honor dbać muszą. Ani chybi, że się z sobą pobiją. Frąc chłop jak niedźwiedź, pewnie Francuza zabije. Ja nic na tym nie zyskam, ale przynajmniej pomszczę się na tym przeklętym Francuzie, co mnie w beczkę wpakował, a jeszcze i zimną wodą mnie polał. Jeżeliby Francuz Niemca zamordował, to może byłoby lepiej. Ale nie. Bo przecie, jak się Frąc naocznie przekona, że jego narzeczona go oszukuje, to jużci się z nią nie ożeni. A wtedy Pachna... To rzekłszy, uśmiechnął się znowu, zatarł ręce z radości i poszedł poszukać Frąca. Znalazł go zaraz, bo wiedział, gdzie go ma szukać. Frąc siedział w piwiarni w Bazarze, już dobrze piwem nalany, ale właśnie co nowy garniec nadpoczął. Chociaż piwiarnia była żołnierzami nabita, siedział sam jeden, bo od czasu, jak został rycerzem, stał z rygorem niemieckim na straży swego honoru i ludzi niższych rangą od siebie nie przypuszczał do swojej poufałości. Z kupcem, nie mającym żadnej rangi, mógł się pobratać, chociaż go miał za stworzenie o wiele niższe od siebie. A potem, kupiec zawsze żołnierzowi się przyda. Kundrat siadł przy nim i najprzód dziękował mu po raz dziesiąty, że na cmentarzu tak dzielnie stanął w jego obronie. Frąc mu odpowiedział z godnością: – Nie masz za co dziękować, bo jest to obowiązek rycerski stawać w obronie niewinnych, chociażeś ty na sztrof zasłużył za to, że chciałeś wywoływać dusze umarłych. Ty nie wiesz, 78 adulterium in flagranti (łac.) – cudzołóstwo na gorąco (schwytane na gorącym uczynku) 169 jaka to straszna jest rzecz dusza ludzka, co błądzi nocą po ziemi. Gdybyś był duszę obaczył, byłbyś tak samo umarł ze strachu, jak Kijas. Żaden człowiek podłej kondycji widoku dusz nie wytrzyma, bo też i żołnierz niełatwo do nich się przyzwyczaja. Na Wysokim Zamku, po starościńskich komnatach, dusze chodzą co nocy, dzwonią łańcuchami i zieją z gęby płomieniem. Spałem ja tam trzy noce, ale przecie mi się sprzykrzyło i teraz sypiam w moim dawnym mieszkaniu na Niskim Zamku, gdzie mnie też potrzebuje Łopatka, bo wśród tego natłoku żołnierzy i rozmaitego hultajstwa obejść się beze mnie nie może. Ale nie mów tego nikomu, bom ja powinien i w nocy siedzieć na Górnym Zamku. – Bądź waszmość spokojny – rzecze mu Kundrat – u mnie każdy sekret jak w grobie. A co to pijesz takiego? – Piwo przemyskie. Bardzo dobre, napij się ze mną. – Ja piwa nie pijam, bo od tego żyły miękną w człowieku. Ale jeżeli pozwolisz, to każę dać wina. Frąc przyjął łaskawie, postawiono przed nimi dzban wina i pili. Kundrat chciał już przystąpić do rzeczy, ale nie było sposobu. Albowiem Frąc, nalawszy się winem, stał się gadatliwym i zaczął mu opowiadać szeroko i długo, jak ciężką służbę ma teraz. Ma komendę na Wysokim Zamku, trzeba mu tam prawie cały dzień bawić, w nocy zaś musi przedmieść doglądać, gdzie się tak wiele nagromadziło hultajstwa i takie bójki bywają po nocach, że trzeba by Bóg wie wiele mieć żołnierzy, aby je uspokajać. Ale on na to sposób wymyślił, albowiem uzbroił zamkowych żołnierzy w muszkiety, które się siekańcami nabija, więc jak się to hultajstwo zgromadzi w kupę i ze sobą pobije, każe do nich palić z muszkietów: środek to doskonały, bo siekańcem nikogo nie zabije, ale ich wszystkich popstrzy – a tak zaraz się z jękiem porozbiegają. Czasem i śmiechu jest z tego niemało... Kundrat, człek ludzki, widział w tym wielkie barbarzyństwo, jeżeli ktoś z tego się śmieje, że komuś drugiemu nasypał siekańców za skórę: ale się jeszcze więcej tym niecierpliwił, że Frąc się tak nieskończenie rozgadał. Podobno niemądrze to zrobił, że mu kazał dać wina, bo oto już oczy zaczynają mu białkem zachodzić – a tu już północ, ba, może i więcej, a on jeszcze nie mógł przystąpić do rzeczy. Nareszcie Frąc oparł się plecyma o gzyms ściany, pod którą siedzieli, głowę wyciągnął, oczy trochę przymrużył i przestał mówić; Kundrat więc chwycił za tę sposobność, zabrał głos i pomału opowiedział mu rzecz. Kundrat mówił bardzo rozumnie, najprzód rozbudził w nim jego uczucia dla Pachny, potem podłechtał w nim jego sentymenty rycerskie, a dopiero na końcu opowiedział mu haniebną zdradę Francuza. Frąc niby go słuchał z uwagą, ale zdaje się, że wcale go nie zrozumiał, bo mu odpowiedział z uśmiechem: – Jużci ja wiem od dawna, że Kergolaj się mizdrzy do mojej bratowej, tak jak i o tobie wiem dawno... Tu Kundrat się trochę odsunął od niego – a tymczasem Frąc skończył: – Ale to w tym nie masz nic złego. – Jak to nie masz nic złego? – zawołał Kundrat, przysuwając się znowu ku niemu – przecie mówię waszmości, chyba że mnie nie rozumiesz, że Kergolaj się do niej zakrada, kiedy stróże wołają: – ,,Ostrożnie z ogniem!” – a wychodzi dopiero o świcie. Teraz Frąc go zrozumiał. Ale teraz zerwał się jak oparzony i zaraz go porwał za gardło, wołając: – Łżesz drabie jeden! łżesz jak pies! Nigdy by Pachna... Wiem dobrze, dlaczego to mówisz..