... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— Nie wie­działem, że róż­nią się kolo­rem. Wła­śnie to mnie tak za­sko­czyło. Nie chciałem po­tłuc ci lu­sterka. Nie wie­działem, że szkło jest takie kru­che.Przyglą­dała mu się uważnie, i czy­tał z jej miny, że nie daje wiary tym wy­ja­śnie­niom. Je­śli chce ją prze­ko­nać, to naj­lepiej po­wie­dzieć prawdę. Ale nie całą.— Kiedy za­my­kam prawe oko — wy­jaśnił — nie wi­dzę nic na lewe. Kiedy prawe oko mam otwarte, wi­dzę le­wym — ale nie­zu­peł­nie to samo, co pra­wym. Wi­dzę nim nie to, co się aku­rat dzieje, lecz co się bę­dzie działo za chwile.— Masz dar ja­sno­wi­dze­nia? Wi­dzisz przy­szłość?Kon­rad wzruszył ra­mio­nami.— Chyba tak, ale to nic spe­cjal­nego. W naj­lep­szym wy­padku wiem, co wy­darzy się za kilka se­kund, góra za mi­nutę, dzięki czemu mogę pod­jąć od­po­wiednie działania.— I wy­ko­rzy­stałeś ten dar, kiedy się po­zna­liśmy? Zo­ba­czy­łeś zwie­rzo­łaka?— Wie­działem już wcześniej, że czai się w lesie. Kiedy nad­je­cha­łaś, zro­zu­mia­łem, że się go nie spo­dziewasz. Ja go wi­działem, a ty nie. Wi­działem, jak wy­sko­czył z za­rośli i strą­cił cię z konia. Kilka chwil po­tem zo­ba­czy­łem to wszystko po­now­nie. Na szczęście nie zabił cię od razu.— Tylko dzięki temu, że mnie ostrzegłeś.— Może i tak. — Kon­rad wzruszył ra­mio­nami.— A teraz coś wi­dzisz?— Nic. — Po­krę­cił głową. — To zna­czy nie wi­dzę żad­nej róż­nicy. Wi­dzę cie­bie, jak tu sie­dzisz, i tyle. — Po­nad głową dziew­czyny spoj­rzał na las. — Nie ma żad­nego nie­bez­pie­czeń­stwa.— Czyli ty wy­czu­wasz za­gro­żenie? Po­tra­fisz przewi­dzieć, że sta­nie się coś złego, i mo­żesz temu za­po­bie­gać?— Za­po­biec nie po­trafię. Wi­dzę, co się za chwilę ma stać, i mogę co naj­wy­żej uczynić wszystko, by tę wie­dzę wy­ko­rzy­stać. Jeśli w po­bliżu jest ja­kieś dzi­kie zwie­rzę, mogę je omi­nąć. Wiem, któ­rędy bę­dzie szło, i wy­bie­ram inną drogę.Ely­ssa miała rację: wi­dział nad­cią­ga­jące za­gro­żenie. Cza­sami zu­peł­nie try­wialne, na przykład, pod ja­kim ką­tem spadnie na niego kij Adolfa Branden­he­imera. A cza­sem o wiele po­waż­niej­sze. Wła­śnie ta zdol­ność tyle razy oca­liła mu w puszczy życie.I cza­sami omal nie za­biła.Nie mógł cał­ko­wicie pole­gać na swoim darze, bo dwu­krot­nie już go za­wiódł, i to w kry­tycz­nej sytu­acji. Po raz pierwszy pod­czas walki ze zwie­rzo­ła­kiem, który na­padł na Ely­ssę. Było wtedy tak, jakby oślepł, bo nie wie­dział, co za chwilę zrobi stwór, jak ude­rzy.Pra­wym okiem śle­dził bieg wy­da­rzeń, ale lewe nie pod­po­wia­dało mu nic. Wszystko było czarne, przy­szłość ja­wiła się jako pusta ot­chłań — zu­peł­nie jakby pi­sana mu była śmierć. Po­my­ślał na­wet przez uła­mek se­kundy, że nie widzi przy­szło­ści, bo już jej przed sobą nie ma.Nie zgi­nął. Mało tego, zabił zwie­rzo­łaka. Ale naj­strasz­niej­sze w tej walce było owo nagłe oślepnię­cie, nie­moż­ność uj­rze­nia tego, co się ma wy­da­rzyć.Po raz drugi przytrafiło mu się to, kiedy z łuku ustrzelił odyńca. Martwe zwie­rzę opa­dła wa­taha wil­ków, o któ­rych bli­skiej obecności nie miał poję­cia. Omal nie padł ofiarą dra­pież­ni­ków.Owszem, nie­bez­pie­czeń­stwo po­większało za­sięg jego wzroku. Ale zbyt wiel­kie prze­cią­żenie zmy­słów zda­wało się od­bie­rać mu ten dar i sta­wał się wtedy tak samo bez­radny jak wszyscy.Do dzi­siej­szego dnia po­trafił wy­biec w przy­szłość naj­wy­żej na kilka se­kund. Dzi­siaj zo­ba­czył, co bę­dzie za wiele lat.Ely­ssa nie spuszczała zeń wzroku, chciała usły­szeć, co zo­ba­czył w lu­sterku.Był oszoło­miony, pod­nie­cony, gdyż po raz pierwszy zo­ba­czył swoją twarz. I to wszystko. Ni­czego wię­cej nie wi­dział, bo niby co miał wi­dzieć?— Je­śli wi­dzisz tylko za­gro­żenie — po­wie­działa Ely­ssa — to nie wiesz, co się za chwilę sta­nie...Spoj­rzał na nią, nie bar­dzo ro­zu­mie­jąc, co ma na myśli. Z nie­prze­nik­nioną miną odło­żyła lu­sterko na trawę za sobą.Po­chy­liła się, od­pięła bez po­śpie­chu sprzączkę jed­nego ze skó­rza­nych san­da­łów i strząsnęła go ze stopy. Wy­lą­do­wał obok Kon­rada. Po­tem w ten sam spo­sób po­zbyła się dru­giego. Po­szy­bo­wał w po­wie­trzu i byłby ude­rzył chło­paka w pierś, gdyby ten go zręcznie nie prze­chwycił w locie.Miała na sobie je­dwabną bla­do­nie­bie­ską bluzkę i długą, ak­sa­mitną spódnice