... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Jednym z tych ostatnich był spokrewniony z Seishuu ród Shirakawa. Najstarsza córka pana Shirakawy, Kaede, przybyła do zamku Noguchi jako zakładniczka tuż po ceremonii zamiany pasa dziecięcego na dziewczęcy. Spędziła w zamku pół życia - dostatecznie długo, by stwierdzić, iż nienawidzi go z co najmniej tysiąca powodów. Nocami, kiedy nie mogła spać ze zmęczenia, lecz nie śmiała się wiercić ani przewracać w obawie, że któraś ze starszych dziewcząt się zbudzi i wymierzy jej klapsa, układała w myślach całe ich spisy. Na szczęście nikt nie mógł sięgnąć do jej głowy i dać klapsa myślom, choć niejedna osoba o tym marzyła. Może dlatego właśnie tak często bito ją po twarzy i całym ciele. Z uporczywą zawziętością dziecka Kaede lgnęła do blaknących wspomnień z domu, który opuściła, mając zaledwie siedem lat. Nie widziała matki ani młodszej siostry od chwili, gdy pod eskortą ojca zjawiła się w zamku. Ojciec powracał trzykrotnie, lecz jedynie po to, by stwierdzić, że umieszczono ją ze służbą, a nie z dziećmi Noguchi, jak przystało na córkę rycerskiego rodu. Miara jego upokorzenia się dopełniła; nie mógł nawet zaprotestować, choć ona, nadzwyczaj na swój wiek spostrzegawcza, widziała szok i wściekłość, malujące się w jego oczach. Podczas pierwszych dwóch wizyt umożliwiono im krótkie rozmowy na osobności, z których Kaede najlepiej zapamiętała, jak ojciec, chwyciwszy ją za ramiona, powtarzał z naciskiem: „Gdybyś tylko urodziła się chłopcem!”. Za trzecim razem pozwolono mu jedynie na nią popatrzeć. Nie przyjechał więcej i Kaede nie otrzymała już żadnych wieści z domu. Doskonale rozumiała jego pobudki. Dzięki otwartym oczom i uszom, a także umiejętności nawiązywania pozornie niewinnych rozmów z nielicznymi osobami, które były jej życzliwe, w wieku lat dwunastu wiedziała już, że jest zakładniczką, pionkiem w zmaganiach klanów. Jej życie nie miało wartości dla możnowładców, traktujących ją niemal jak swoją własność, chyba że wzmacniało ich pozycję przetargową. Matka Kaede była spokrewniona z rodem Maruyama; ojciec władał strategicznie ważnymi włościami Shirakawa i nie mając własnych synów, byłby w przyszłości zmuszony adoptować ewentualnego męża córki. Trzymając dziewczynkę w niewoli, Noguchi tym samym zapewniali sobie lojalność, wsparcie i dziedzictwo jej rodu. Przestała już nawet myśleć o wielkich uczuciach - lęku, tęsknocie za domem, samotności - lecz świadomość, że Noguchi nie cenią jej nawet jako zakładniczki, nadal figurowała na pierwszym miejscu wśród rzeczy znienawidzonych. Nienawidziła także wielu innych rzeczy: drwin dziewcząt z tego, że jest leworęczna i niezdarna, zaduchu wartowni przy bramie, stromych schodów, na które tak ciężko się wchodziło, zwłaszcza dźwigając ciężary... Albowiem bez przerwy nosiła jakieś ciężary: miski z zimną wodą, czajniki z wrzątkiem, jedzenie, które wiecznie zgłodniali mężczyźni wpychali pośpiesznie do ust, oraz inne przedmioty, o których zapomnieli lub po które nie chciało im się chodzić. Nienawidziła samego zamku, od potężnych głazów jego fundamentów do ponurego mroku górnych pomieszczeń, gdzie spaczone belki stropu zdawały się odzwierciedlać jej uczucia, jakby chciały się wyrwać ze zniekształconej formy i wrócić do lasu, skąd kiedyś przybyły. No i mężczyźni. Och, jakże ich nienawidziła! Im była starsza, tym bardziej ją napastowali. Służące w jej wieku rywalizowały o ich uwagę, schlebiały im i nadskakiwały, mówiły sztucznie dziecinnymi głosikami, udając delikatne, a nawet nierozgarnięte, aby tylko znaleźć opiekuna. Kaede nie winiła ich za to - od dawna żywiła przekonanie, że w walce, którą jest życie, kobiety powinny korzystać z wszelkich dostępnych środków obrony - ale sama nie potrafiła się tak dalece poniżyć. Nie mogła nawet o tym myśleć. Jedyną szansą, jedyną drogą ucieczki z zamku było dla niej małżeństwo z kimś z własnej klasy. Gdyby zaprzepaściła tę możliwość, równie dobrze mogłaby umrzeć. Wiedziała, że nie powinna znosić zaczepek, że powinna pójść do kogoś na skargę. Oczywiście, zbliżenie się do pana Noguchi było nie do pomyślenia, ale może zdołałaby porozmawiać z jego żoną. Jednak po zastanowieniu uznała, że nie zostanie do niej dopuszczona - że właściwie nie ma się do kogo zwrócić. Musiała bronić się sama. A przecież mężczyźni byli tacy silni! Uchodziła za wysoką - zbyt wysoką, jak na dziewczynę, twierdziły złośliwie koleżanki - dzięki ustawicznej pracy była też dość sprawna fizycznie, ale gdy raz czy drugi jakiś mężczyzna dla żartu ją złapał, nie umiała się wyrwać, chociaż trzymał ją jedną ręką. Samo wspomnienie o tym przyprawiało ją o dreszcz strachu. A unikanie zalotów z każdym miesiącem stawało się coraz trudniejsze. Pod koniec ósmego miesiąca w piętnastym roku życia Kaede tajfun przyniósł z zachodu całodniowe ulewy. Nie znosiła deszczu, który sprawiał, że wszystko zaczynało cuchnąć wilgocią i stęchlizną, nienawidziła, kiedy mokra cienka suknia przylegała jej do ciała, ukazując zarysy krągłych pośladków i ud, co powodowało, że mężczyźni tym częściej ją zaczepiali. - Hej, Kaede, siostrzyczko! - krzyknął do niej wartownik, kiedy biegła w deszczu do kuchni obok drugiej baszty bramnej