... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
To wszystko, co mam ci na ten temat do powiedzenia. - Dobrze, panie prezydencie - powiedział Alan Hedges, wstając z krzesła. - Skoro dyrekcja tego teatru życzy sobie, żeby tak się stało, tak właśnie się stanie. W South Burlington Ed pokazywał Delii McIntosh zgniłą pszenicę. Kiedy powracali do domu, było już prawie ciemno i światła jeepa wyłaniały z szarości zgniłe, czarne kłosy, sprawiające niesamowite wrażenie. - Zauważyłaś to? - Ed wskazał na światła samochodu. -Ani jednej ćmy. Della popatrzyła na niego. - Uważasz, że wirus je również zabił? - To całkiem możliwe. A może po prostu nie lubią wilgotnych, gnijących pól? Kiedy Ed parkował samochód na dziedzińcu z czerwonego asfaltu, światła w domu świeciły normalnym, jasnym blaskiem, dając złudne poczucie normalności. Della ściągnęła chustę z rudych włosów i powiedziała: - Myślę, że czas na mnie. Pojadę do Wichity. Która godzina? - Ósma trzydzieści. Wcale nie musisz wracać do miasta. Możesz zostać na noc tutaj. - Mam zarezerwowany pokój w "Mount Yernon Inn". - No i co z tego? Zatelefonuję do nich, że ważne sprawy zatrzymały cię po drodze. Jazda stąd o tej porze do Wichity jest i nudna i niebezpieczna. - Hm... no cóż - westchnęła Della. - Muszę przecież przygotować obiektywną opinię na temat, czy się nadajesz, aby reklamować fundusz Shearsona w telewizji. - Czy jeśli zjesz u mnie kolację i prześpisz się na farmie, stracisz obiektywizm? Poza tym Dilys przyrządziła wspaniały pasztet z hikorą; musisz tego spróbować. Della roześmiała się. - Skoro tak, to już mnie przekonałeś. Pasztet z hikorą to trzecia z moich wielkich słabości. Wspięli się po schodach i stanęli na werandzie. - A jakie są twoje dwie pierwsze wielkie słabości? - zapytał z uśmiechem. Della zamarła w bezruchu. Rude włosy nadawały jej dziki wygląd w świetle lampy, a ostre cienie podkreślały jeszcze bardziej potężne rozmiary jej piersi. Była zupełnym przeciwieństwem Season pod wieloma względami - bezpośrednia, swobodna, łatwo akceptująca nowe otoczenie. - Moją drugą wielką słabością jest wieś - powiedziała. - Czy widzisz ten księżyc, wysoko nad nami? Wielki księżyc w pełni? To księżyc Kansas i Oklahomy. Nie zobaczysz takiego ani w Waszyngtonie, ani w Nowym Jorku. Już mieli wchodzić do środka, kiedy dopadł ich Jack Maro-witz, przeskakując po dwa drewniane schody prowadzące na werandę. - Ed! - zawołał. - Masz chwilę czasu? - Oczywiście, Jack. Della, to jest Jack Marowitz, po prostu techniczny geniusz. Jack, to jest pani Della McIntosh. Współpracuje z senatorem Jonesem w wysiłkach na rzecz utworzenia funduszu pomocy dla farmerów z Kansas. - Miło mi panią poznać. - Jack potrząsnął ręką Delii. -Posłuchaj, Ed, możesz mi poświęcić chwilkę? Przepraszam panią, Dello, ale wolałbym porozmawiać z Edem na osobności. - Nie obrażę się - powiedziała Della. - Ed, może po prostu wejdę do środka i zapoznam się z twoją matką? - Doskonały pomysł, Dello, to nie potrwa długo. Della weszła do domu i zatrzasnęła za sobą drzwi. Dopiero wówczas Ed zapytał: - Co się stało, Jack? Wyglądasz, jakbyś przed chwilą zobaczył ducha. - Ed, to tylko teoria, ale jeśli spokojnie ją rozważyć, ma ona sens. - Mów. - Czy byłeś ostatnio w domu Willarda? - Oczywiście. Wczoraj wieczorem piliśmy tam piwo. Willard, ja i Dyson Kane. - W porządku. Czy pamiętasz, co wisi u niego na ścianie? Ed zmarszczył czoło. - U Willarda na ścianie? Co masz na myśli, tapety? - Żadne tapety. Pomyśl o obrazach, widoczkach, które tam wiszą. - Nie bardzo pamiętani... jest portret Nanette... olejny obraz Mount Sunflower... nic więcej nie przychodzi mi do głowy. - A fotografia South Burlington z lotu ptaka? - Ach, rzeczywiście. Wisi nad kominkiem. - Właśnie. Kto wykonał tę fotografię? - Nie wiem. Zrobiono ją chyba na początku tego roku, zgadza się? Zdaje się, że byłem wówczas w Nowym Jorku, porządkując jeszcze jakieś interesy. Pamiętam, że mama wspominała mi coś o tym. Była bardzo zadowolona... ale to wszystko. Jack był bardzo spięty i podekscytowany. - Posłuchaj - powiedział. - Tę fotografię z powietrza wykonała kompania o nazwie Your Spread From The Sky. Przez ponad rok mieli bazę na lotnisku w Salina i latali nad całym Kansas, fotografując wszystkie farmy i domy. - Skąd to wiesz? - zapytał Ed. - Ich nazwa wydrukowana jest u dołu fotografii. Your Spread From The Sky, Salina, Kansas. Rozmawiałem o tym z Willardem