... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

87 Ozháhwunoo (czyt. Ou-ża-ua-nu) – Błękitny Ptak Rozdział trzynasty Ucieczka i pościg Skrajem nadrzecznej polany przemknął szybko długouchy zając. W chwilę po nim mignęła żółta puszysta kita. Assinbo nie biegł jednak zajęczym tropem. Przemknął bezszelestnie tuż obok nóg myśliwego i zaszył się wśród listowia. Myśliwy wcisnął się głębiej w krzew wiecznie zielonego drzewa i czekał. Lis, który przepadał za różowym mięsem długouchego, nie pogonił za nim tym razem. Uciekał. Nie mógł jednak uciekać przed wilkiem. Wilk nie był jego wrogiem. Ryś nie przepadał również za mięsem ukrytym pod rudym futrem, chyba że był wyjątkowo głodny. Assinbo nie uciekał więc przed innym zwierzęciem. Mógł obawiać się tylko człowieka. Myśliwy ukryty w rozłożystym krzewie nie miał wątpliwości, że nadchodził człowiek. Wcisnął się głębiej między gęste gałęzie i czekał. Wiedział, że nie zostawił nigdzie śladów, toteż był spokojny. Żaden wróg nie mógł go tu wykryć. Gdzieś niezbyt daleko rozległ się ostrzegawczy krzyk sójki. Czarna wiewiórka skacząc zręcznie z gałęzi na gałąź zniknęła w niewielkiej dziupli spróchniałego drzewa. Zza ogromnego pnia białej brzozy wychynęła na wąską ścieżkę lekko przygięta postać. W chwilę później pojawiła się druga. Ukryty w krzewie myśliwy patrzył bez drgnienia powiek. Nadchodzący zbliżali się ostrożnie. Ich czujny wzrok przebiegał bezustannie od jednego drzewa do drugiego, badał każdy krzew i dziko splątane zarośla. Co parę chwil przystawali, czujnie nasłuchując. Zatrzymali się na skraju polany o kilka zaledwie kroków od ukrytego myśliwego. Rozmawiali mową rąk, toteż rozumiał ich doskonale. – Wódz kazał dojść tylko do zakrętu rzeki. Wrogów nie było tu jeszcze – powiedział pierwszy. – Musimy wrócić zanim słońce schowa się za las. Co mój brat o tym sądzi? – Myśli tak samo. Po ciemku łatwo zostawić ślady, a wrogowie i tak nie popłyną nocą. Nie znają dobrze tej rzeki. Schwytamy ich jutro. – Milczące skinienie głowy pierwszego zakończyło rozmowę. Obydwaj cofnęli się w głąb lasu. Myśliwy wyczołgał się ostrożnie spod gałęzi, upewnił się, czy nie pozostawił za sobą jakiegoś śladu obecności i szybko oddalił w przeciwnym kierunku. Nim słońce skryło się za odległymi wzgórzami, ominął małe wzniesienie i stanął nagle pośrodku sześcioosobowej grupki swych przyjaciół. – Krzywy Róg widzi, że Czarny Wąż nie miał dzisiaj udanych łowów. Czy nie spotkał zwierzyny, czy zawiodła go ręka? Młodzieniec wykonał przeczący ruch. – Czarny Wąż nie mógł polować. Na swej ścieżce spotkał dwu wojowników Pawnee. Zrezygnował więc z łowów i wrócił szybko, by ostrzec swych braci. – Czy na pewno wie, że to byli Pawnee? – spytał czarownik. – Tak, wie to. Rozmawiali o kilka kroków od krzaka, w którym się ukrywał. Widział o czym mówili – tu opisał wiernie znaki jakimi się posługiwali. – Dlaczego Czarny Wąż nie zabił ich? Nie obawiał się przecież tych dwu preryjnych kojotów – powiedział Szary Niedźwiedź. – Nie, Czarny Wąż nie obawiał się ich, ale wiedział, że gdyby nie wrócili do swego obozu, ich towarzysze poszliby ich szukać. Nie był pewien, czy byłoby to dobre. Wrogów może być wielu. – Czarny Wąż postąpił rozważnie – stwierdził Krzywy Róg. – Pawnee nie mogą domyślać się, że zostali odkryci. Jeśli nasz brat dobrze zapamiętał ich rozmowę, to Krzywy Róg będzie ich mógł oszukać. Jego bracia i siostry nie mogą tu pozostać. Dokąd jest ciemno, muszą wrogów wyprzedzić. Niech zajmą miejsca w kanu. Krzywy Róg poprowadzi. W kilka chwil potem łodzie sunęły z powrotem pod prąd. Odpłynąwszy dość daleko, skierowały się wzdłuż niewielkiego strumienia dopływającego do rzeki z prawej strony. Po pewnym czasie przemknęły na jakieś ciche jezioro, a następnie, przemykając bezszelestnie między oczeretami wydostały się ponownie na rzekę. Tu Krzywy Róg zarządził krótki odpoczynek. Szeptem poinformował swych przyjaciół, że ominęli wrogów i teraz zamiast za nimi, znajdują się przed nimi. Nie pozwolił jednak na dłuższy postój. Gdy księżyc wysunął się zza postrzępionej chmury, ruszyli szybko na północ. Ponaglani świadomością niebezpieczeństwa grożącego dziewczętom, bez odpoczynku płynęli do rana, cały dzień, całą następną noc i jeszcze jeden dzień i noc. Nad ranem ujrzeli szeroko rozlane wody Kemewunáhgumme seebee88. Tu zamiast na wschód, w kierunku wiosek Wahboosoog i Moose, przewodnik dziób swego czółna zwrócił na zachód. Koło południa kanu skryły się w niewielkiej zatoczce jeziora okolonego gęstym lasem. Mimo iż Krzywy Róg widział zmęczenie malujące się na wszystkich twarzach, powiedział stanowczo: – Wiem, że moi bracia są bardzo zmęczeni, ale nim będą mogli odpocząć, muszą zdobyć mięso. Wszyscy są głodni. Młodzieńcy bez jednego słowa wzięli łuki i zniknęli między drzewami. Gdy wrócili przed zachodem słońca, przynieśli kilka indyków i prawie dwa razy po dziesięć kaczek. Czarny Wąż upolował dodatkowo dużego bobra. Czarownik zbudził drzemiące dziewczęta. Kanu popłynęły jeszcze dalej na zachód, przemknęły cicho na wody jakiegoś większego jeziora i skręciły w ujście sporej rzeki. Rzeką tą posuwały się aż do wschodu księżyca. Dopiero wtedy Krzywy Róg przybił ponownie do brzegu i polecił rozniecić ognisko. Wydawał się spokojny i zadowolony. Mówił swobodnie nie ściszając głosu: – Jaguar pytał, dlaczego płyniemy na zachód, a nie na wschód? Niech pomyśli. Wrogowie w swej kryjówce pozostawali tylko do rana