... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
— Ale kto mnie uprzedzi, że mogę podjąć ryzyko? — spytał wicehrabia. — Zwróć mi róg, który ci wcześniej dałem — rzekł Piotr Peuquoy — po jego dźwięku cię rozpoznałem. Kiedy w forcie Risbank znowu usłyszysz jego dźwięk, wyjdź bez obawy. Będziesz mógł po raz drugi brać udział w triumfie, jaki tak dobrze przygotowałeś. Gabriel serdecznie podziękował Piotrowi, wybrał razem z nim ludzi, którzy mieli powrócić do miasta, by pomóc Francuzom w potrzebie, odprowadził ich uprzejmie do bram fortu Risbank, a także innych, którzy zostali haniebnie wygnani. W owym czasie, a było już wpół do ósmej, świt zabielił niebo. Gabriel zechciał sam czuwać nad tym, by francuskie flagi zatknięto na forcie Risbank. Miały one uspokoić pana de Guise, a odstraszyć angielskie okręty. Wszedł więc na platformę, która była świadkiem wydarzeń w ową straszną i chwalebną noc. Zbliżył się pobladły do miejsca, gdzie była przytwierdzona sznurowa drabina, skąd biedny Marcin Guerre, ofiara fatalnej pomyłki, został strącony. Pochylił się z drżeniem myśląc, że dojrzy na skale zmiażdżone ciało wiernego giermka. Na początku nic nie znalazł, więc szukał dalej spojrzeniem, a zaskoczenie było pomieszane z rodzącą się nadzieją. Ołowiana rynna, którą ścieka deszczowa woda z wieży, zatrzymała ciało na pół drogi w strasznym spadaniu. Gabriel zauważył je zawieszone, zgięte we dwoje, nieruchome. W pierwszej chwili przypuszczał, że nie ma w nim życia. Ale chciał przynajmniej mu oddać ostatnią przysługę. Pilletrousse był tam również płacząc, bo Marcin zawsze go lubił. Swoje przywiązanie okazał realizując pobożne myśli wicehrabiego. Kazał się mocno przywiązać do sznurów i spuścił się w dół. Kiedy powrócił na wieżę nie bez trudu, z ciałem przyjaciela, zauważono, że Marcin jeszcze oddycha. Przywołany chirurg stwierdził, że biedak żyje. W samej rzeczy, dzielny giermek odzyskiwał przytomność. Niestety po to, aby tym więcej cierpieć. Marcin Guerre był w strasznym stanie. Miał zwichniętą jedną rękę i złamane udo. Chirurg nastawił rękę, ale uznał za konieczną amputację nogi. Jednak nie ośmielił się wykonać tak trudnej operacji. Tym bardziej Gabriel żałował, że był zamknięty w wieży. Przykre dotychczas dla zwycięzcy oczekiwanie przemieniło się w okrutną mękę. Gdyby można było skomunikować się z doświadczonym chirurgiem Ambrożym Parę, Marcina może dałoby się ocalić. III. LORD WENTWORTH CZUJE SIĘ ZASZCZUTY Chociaż diuk de Guise, powodując się rozsądkiem, nie mógł wierzyć w sukces zuchwałego przedsięwzięcia, chciał jednak sam przekonać się, czy wicehrabiemu d’Exmes się powiodło czy nie. W trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł, można się spodziewać nawet nieprawdopodobieństwa. Przed ósmą godziną przybył na koniu z nieliczną świtą na skaliste wybrzeże morskie, które wskazał mu Gabriel jako miejsce, skąd można było za pomocą lunety dostrzec fort Risbank. Po pierwszym spojrzeniu w kierunku fortu diuk wydał okrzyk triumfu. Nie pomylił się. Dobrze rozróżniał sztandar z barwami Francji. Otaczający go rycerze potwierdzili, że to nie jest złudzenie, i podzielali jego radość. — Mój dzielny Gabriel! — zawołał. — Naprawdę dokonał owego cudu! Czyż mnie on nie przewyższa, a ja wątpiłem! Dzięki niemu mamy dość czasu, by przygotować i zapewnić sobie zdobycie Calais. Choćby nadeszła pomoc z Anglii, Gabriel podejmie się spotkać naszych wrogów. — Wasza Wysokość, wydaje mi się, że ich przywołałeś — rzekł jeden ze świty. — Popatrz, panie, czyż nie widać na horyzoncie angielskich żagli? Diuk skierował lunetę na morze. — Pośpieszyli się. Patrzmy, co dalej. To są naprawdę Anglicy. Do diaska! Nie tracili czasu, nie spodziewałem się ich tak wcześnie. Czy wiecie, że gdybyśmy o tej porze zaatakowali Vieux– Château, nagłe przybycie posiłków dla oblężonych przybrałoby dla nas zły obrót? Podwójny powód do wdzięczności względem wicehrabiego d’Exmes. Nie tylko daje nam zaszczyt zwycięstwa, ale i ocala od hańby klęski. Teraz już się nam nie śpieszy, obserwujmy, jak będą się zachowywali przybysze i jak młody dowódca fortu Risbank do nich się odniesie. Patrzyli przez lornetki na morze. Było już całkiem jasno, kiedy statki angielskie przybyły do miejsca, skąd widoczny był fort. Oczom ich ukazała się flaga francuska jak groźne widmo w pierwszym brzasku dnia. Żeby ich utwierdzić w przekonaniu o niezwykłym zjawisku, Gabriel kazał ich powitać czterema strzałami z armaty