... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Bo co miałby robić? Dojeżdżać z Wall Street żeby spotkać się z nią przy lunchu gdzieś w Greenwich, jak przypadło Gail? Wzdragała się na samą myśl. Był w tych wyobrażeniach kimś zupełnie innym. Kiedy pojedzie do Francji?-zapytała smutno. Za kilka tygodni. Statek wyruszy wcześniej, potrzebuje około osiemnastu dni na przepłynięcie Atlantyku. W okolicach pierwszego sierpnia lądujemy w Hotel du Cap, to właśnie Serena nazywa, hazardowym podróżowaniem po trałach trzeciego świata" -powiedział bez złośliwości i oboje wybuchli śmiechem. Gap Zntibes nie należało,ściśle rzecz biorąc, do miejsc jakie w dawnych czasach oboje zwykli odwiedzać, india nie onie miałaby nic przeciwko temu, żeby spędzić w nim trochę czasu. Zadzwonię do ciebie przed wyjazdem -ciągnął Paul -Byłoby cudownie, gdybyś mogła odwiedzić nas na pokładzie i poznać Seren. -Nie dodał tylko, że Serena wstaje na ogół koło południa i kładzie się spać o trzeciej czwartej rano, utrzymując, że po północy pisze się jej najlepiej. Ja też tak myślę-odparła cicho India. Chciała jeszcze zobaczyć Paula i poznać jego żonę. Miała ochotę na wiele rzeczy, przeważnie całkiem niemożliwych. Pierwszy raz od kiedy dwadzieścia lat temu poznała Douga, odczuwała coś takiego wobec mężczyzny, tym razem jednak jej uczucia przyoblekły postać przyjaźni. Uważaj na siebie i Sama-powiedział gardłowo czując nagle przypływ opiekuńczości wobec tej kobiety i jej syna. -Odezwę się wkrótce. podziękowała mu, że zadzwonił, a kiedy oboje odłożyli słuchawki, długo siedziała w ciszy, wpatrując się w telefon. Dobrze było wiedzieć, iż Paul jest tak blisko, a jednocześnie skońzeneeow swowa suksusowycujjwnieurządzonym świecie, o ile bowiem łączyło ich coś na kształt braterstwa dusz, żywoty nie miały nawet wspólnej granicy. Ich spotkanie było przypadkiem, kaprysem losu, który wcale nie musiał mieć miejsca. W swoim i sama imieniu podziękowała Opatrzności, że ów przypadek się zdarzył. Tej nocy, leżąc nieruchomo, rozpamiętywała ich rozmowę i rozmyślała nad tym, co zdaniem Paula powinna zrobić ze swoim życiem. Nie wiedziała, czy znajdzie w sobie odwagę, żeby zastosować'się do jego sugestii. Zakomunikowanie Dougowi, iż wraca do pracy, oznaczałoby huragan w ich małżeństwie. Na zajutrz wybrała się z psem na długi spacer plażą i znów w nieskończoność zadawała sobie pytanie, co dalej. Najłatwiej byłoby podążać drogą wydeptaną przez czternaście lat, ale nie była już pewna, czy potrafi się na to zdobyć. Takie wyjście-bez względu na to, ile dobrej woli by okazała-było równie niemożliwe jak powrót do łona matki. A zresztą wobec obojętności Douga dla jej poświęceń wcale nie miała ochoty dłużej się męczyć. Nadszedł Czwarty Lipca. Dzieci tego dnia długo spały, po południu zaś zgodnie z tradycją całą gromadką poszli do Parkerów na barbecue. Impreza toczyła się już na całego: byli wszyscy sąsiedzi, z pękatych beczułek płynęło piwo, na długim bufecie kusiły nie przypalone smakowite potrawy. India gawędziła właśnie ze starym znajomym, kiedy w nienagannie wyprasowanej niebieskiej koszuli i białych dżinsach Pojawił się Paul, któremu towarzyszyła uderzająco piękna wysoka kobieta o długich włosach i wspaniałej figurze. Duże złote kolczyki w kształcie kół, złota kolia, na palcu lewej dłoni pierścionek z brylantem wielkości kostki lodu, biała krótka spudnica, biała bluzka bez ramiączek, białe sandały na wysokich obcasach... Serena Smith wyglądała tak jakby zstąpiła właśnie ze stronicy paryskiego żurnala była seksowna, elegancka, piękna, majestatyczna i tak fascynująca, jak wyobrażała sobie India. Przystanęła, powiedziała coś do Paula, a on się roześmiał, szczęśliwy w towarzystwie kobiety, której nie sposób było zignorować, zapomnieć czy też przegapić w tłumie. Przyciągała wszystkie spojrzenia. India patrzyła, jak całuje na powitanie Dicka i Jenny, a potem bierze kieliszek białego wina z tacy, tak jakby trzymający ją kelner był powietrzem. Życie w luksusie, wśród służby, było najwyraźniej żywiołem Sereny. Mogło się zdawać, że poczuła na sobie wzrok Indii, odwróciła się bowiem, spojrzała na nią, przechyliła lekko głowę, słuchając czegoś, co mówi Paul a potem powoli ruszyła przez tłum w jej stronę. India zastanawiała się gorączkowo, co powiedział Serenie Paul, ile powiedział...poznałem tę biedną, żałosną, nieszczęśliwą kobietę, która mieszka w Westport...zrezygnowała z pracy czternaście lat temu i od tej pory nie wyściubia głowy z pieluch...bądź dla niej miła? Wystarczyło raz spojrzeć na Serenę Smith, żeby zrozumieć, iż w żadnym wypadku nie złożyłaby w ofierze swej kariery i tożsamości po to, by traktowano ją jako opiekunkę do dzieci i wierną towarzyszkę swojego męża. Kiedy podeszła bliżej, india doznała wrażenia, że jest przy niej kopciuszkiem, zwykłą kurą domową...a chwilę później całe jej ciało przeszył dreszcz, poczuła bowiem na ramieniu dłoń Paula. Indio-powiedział z uśmiechem-przedstawiam ci moją żonę, serenę Smith. Kochanie, to ta znakomita fotoreporterka, o której ci opowiadałem, i autorka wspaniałych zdjęć, które widziałaś. A jednocześnie matka młodego żeglarza. India odetchnęła z ulgą: nie zdradził Serenie żadnych jej tajemnic. Zarazem jednak poczuła się jeszcze mniejsza i brzydsza przy tej oszałamiającej kobiecie o filmowym uśmiechu Serena wyglądała na piętnaście lat młodszą od swej koleżanki ze studiów. Jenny, ale też Jenny nie robiła sobie makijażu