... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zanim umarł w wieku lat sześćdziesięciu siedmiu udławiwszy się kością kurczęcia, miał grupki złożone z czterech dziewczyn w każdym z trzydziestu trzech miasteczek Nowej Anglii. Był więcej niż zamożny; był bogaty, a ów sposób, w jaki umarł, stanowił sam w sobie symbol powodzenia i dostatku. W obecnych czasach instytucja domów publicznych zdaje się do pewnego stopnia zamierać. Uczeni podają różne tego przyczyny. Niektórzy twierdzą, że upadek moralności wśród dziewcząt zadał domowi publicznemu cios śmiertelny. Inni, być może więksi od tamtych idealiści, utrzymują, że wzmożony nadzór policyjny prowadzi do likwidacji tych domów. W ostatnich latach ubiegłego i w pierwszej części obecnego stulecia dom publiczny był uznaną, choć nie dyskutowaną jawnie instytucją. Mówiło się, że jego istnienie chroni przyzwoite kobiety. Nieżonaty mężczyzna mógł pójść do takiego domu i wyzbyć się energii płciowej, która mu zakłócała spokój - a jednocześnie zachować powszechne zapatrywania na czystość i urok kobiet. Było to niepojęte - ale jest przecież tyle niepojętych rzeczy w naszym społecznym myśleniu! Domy te przedstawiały się bardzo rozmaicie: od pałaców pełnych złota i aksamitów aż po najohydniejsze nory, których smród mógłby odstraszyć wieprza. Od czasu do czasu krążyły opowieści o tym, jak prowodyrzy owego procederu kradną i ujarzmiają młode dziewczęta, i możliwe, że niejedna z tych opowieści była prawdziwa. Ale ogromna większość prostytutek ściągnęła do owej profesji przez własne lenistwo i głupotę. W domach publicznych nie ciążyła na nich żadna odpowiedzialność. Karmiono je, odziewano i pielęgnowano, dopóki się nie zestarzały, a wtedy je wypędzano. To zakończenie nie było odstraszające. Nikt, kto jest młody, nie myśli, że będzie stary. Niekiedy do profesji przystępowała jakaś sprytna dziewczyna, ale ta zwykle przerzucała się na coś lepszego. Zakładała własny dom bądź z powodzeniem uprawiała szantaż, bądź wreszcie wychodziła bogato za mąż. Istniała nawet specjalna nazwa dla tych sprytnych. Nazywano je szumnie kurtyzanami. Pan Edwards nie miał kłopotu ani z werbowaniem dziewczyn, ani z utrzymywaniem ich w ryzach. Jeżeli któraś nie okazała się należycie głupia, wyrzucał ją. Nie dobierał także zbyt ładnych. Jakiś miejscowy młodzieniec mógł się zakochać w ładnej kurewce, a wtedy dopiero byłby diabelny kłopot. Jeżeli która z dziewczyn zaszła w ciążę, miała do wyboru albo wycofanie się, albo sztuczne poronienie, dokonywane w sposób tak brutalny, że zdarzało się sporo wypadków śmiertelnych. Mimo to dziewczyny zazwyczaj wybierały poronienie. Panu Edwardsowi nie zawsze wszystko szło gładko. Miał swoje problemy. W czasie, o którym wam opowiadam, spotkał go szereg niepowodzeń. W katastrofie kolejowej zginęły dwa zespoły po cztery dziewczyny każdy. Trzeci utracił przez nawrócenie, kiedy to jakiś małomiasteczkowy pastor, zapaliwszy się nagle, począł rozpłomieniać miejscowych obywateli swymi kazaniami. Rosnąca rzesza jego owieczek musiała przenieść się z kościoła na pole. Następnie, jak to często bywa, pastor odkrył swą atutową kartę. Przepowiedział datę końca świata i cała okoliczna ludność przybiegła z wielkim bekiem do niego. Pan Edwards pojechał do tego miasteczka, wyjął z walizki ciężki kańczug i niemiłosiernie oćwiczył dziewczyny. Te jednak, miast uznać jego punkt widzenia, poprosiły o dalsze razy, aby w ten sposób zmazać swoje urojone grzechy. Pan Edwards z niesmakiem dał za wygraną,- zabrał im suknie i wrócił do Bostonu. Dziewczyny osiągnęły niejaki rozgłos, kiedy przybyły nago na zgromadzenie wiernych, aby się wyspowiadać i dać świadectwo prawdzie. Tak doszło do tego, że pan Edwards zamiast wybierać po jednej dziewczynie to tu, to tam, wziął się do przepytywania i werbowania od razu większej ich liczby. Musiał odbudować od podstaw trzy zespoły. Nie wiem, skąd Cathy Ames dowiedziała się o panu Edwardsie. Może napomknął jej o nim któryś z dorożkarzy. Jeżeli dziewczyna naprawdę chciała wiedzieć, docierały do niej te wiadomości. Pan Edwards nie był w najlepszej formie, kiedy weszła do jego gabinetu. Odczuwane bóle żołądka przypisywał potrawce z płastugi, którą żona przyrządziła mu na kolację poprzedniego wieczora. Przez całą noc nie kładł się do łóżka. Potrawka wybuchała w obie strony, toteż wciąż jeszcze czuł się słaby i odrętwiały. Z tego powodu nie od razu ocenił należycie dziewczynę, która przedstawiła się jako Katarzyna Amesbury. Była o wiele za ładna do jego przedsiębiorstwa. Głos miała niski, gardłowy, budowę drobną, nieledwie delikatną, cerę prześliczną. Jednym słowem, nie nadawała się wcale dla pana Edwardsa