... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Pojechała grupa entuzjastów. Wysoko w górach znaleźli opuszczoną wieś - Słoczę. Kiedy dopełniali formalności związanych z wyjazdem do Polski, Gustaw Firla miał widzenie, że jeszcze nim wyjadą, dopadnie ich wilk w owczej skórze... Jakoś niedługo po tym na Śląsk Cieszyński przyjechał (chyba z Niemiec?) niejaki Frank, który zaraził Rudolfa Kanafka nauką Williama Branhama. I właśnie na tle nauki Branhama zdecydowani chrześcijanie przyszli do Słoczy podzieleni. Mimo upływu trzydziestu lat szansa na porozumienie wydaje się żadna. W 1972 r. w Słoczy osiedlił się także Paweł Węglorz. Wówczas zdecydowany chrześcijanin. W przeciwieństwie do reszty mieszkańców przybył z polskiej części Śląska, z Jasienicy. Rudolf i Paweł postanowili przestać być zdecydowanymi chrześcijanami. Pierwszy został branhamowcem, drugi poszukuje na własną rękę. Części ¦¦ ,• • . ..-. . • : ¦ , ..-,¦... Pawła spotkałem na drodze. Szliśmy z Ines z Głębokiego w poszukiwaniu opuszczonej dzwonnicy. Wskazał nam drogę (w las, pod górę i prosto w dół). Weszliśmy w las i pod górę, ale potem wpadliśmy w takie krzaki, że i ścieżka zarosła, i żadnej wskazówki, w którą stronę iść. Jeżyny, pokrzywy, dookoła pomruki, których lepiej nie analizować, i zapadający zmrok. Rój bezczelnych much nad głowami. Kiedy pokaleczeni, wściekli i skłóceni wracaliśmy, Paweł wciąż czekał na drodze. Brudnej ścierki zapadającego zmroku uczepiły się sreberko jego długiej brody i złote guzy damskiego płaszczyka, którym był okutany. - No tak, wpuściłem was w te jeżyny i pokrzywy, tak że widzę, że pani ma tego dość - zwrócił się do Ines - ale gdyby mieć lepsze ubranie, no to jest całkiem przyjemna droga. Ines pozostała milcząca. Paweł się rozgadał. A my byliśmy już bardzo, bardzo zmęczeni. Chcieliśmy spać. Obiecałem Pawłowi, że odwiedzimy go następnego dnia. Model Kiedy przyszliśmy ponownie, wręczył Ines nieco zhuśtaną - jak to określił, kartkę i zaproponował, żeby usiedli naprzeciwko siebie i nawzajem się sportretowali. (Paweł: Mnie łatwo sportretować... najpierw jajo, potem ciach, i ciach... takiego Żyda... brodę...) I kiedy się tak portretowali, Paweł podpyty-wał o rysowanie modeli na Akademii: - Portretujecie kolegę czy obcego? Kto płaci? Ile? Ma się rozebrać czy w spodenkach? Byle dziada z dworca napędzacie? Czy on się krępuje? Musicie wszystko zrobić? Jak chłop, to i... i... jak to się nazywa... genitalia? I to tak podchodzicie blisko? Jak blisko? Na wszystkie zadane pytania otrzymał odpowiedź. Zastanowił się i zażenowany tym, co usłyszał, stwierdził: - Ja wolę raczej malować przyrodę, krajobrazy, konia... I trzeba przyznać, że wychodzi mu to lepiej niż portretowanie. Rodzina Matka Pawła była jedną z pierwszych zdecydowanych chrześcijanek. Jeszcze jako panna organizowała spotkania wspólnoty. W czasie jednego z takich spotkań poznała przystojnego chłopca, Ottona Lanca, z którym niebawem zaszła w ciążę. W tym czasie Otton Lanc zaglądał również 32 do innej dziewczyny. Także te wizyty okazały się owocne. Trzeba mu więc było dokonać wyboru. Jedna była piękniejsza, druga bogatsza. Wybrał bogatszą, oczywiście. Tymczasem matka Pawła, jako piękniejsza, pozwoliła się uwieść innemu zdecydowanemu chrześcijaninowi i wzięła z nim ślub na kilka miesięcy, zanim powiła chłopczyka, który okaże się najzdolniejszy spośród wszystkich jej dzieci, tak że Paweł jest pewien, że brat zostałby profesorem, gdyby nie wojna, która odcięła go od nauki na sześć lat; został krawcem. Ten brat wciąż żyje. Na skutek stresów, jakie musi przeżywać nieślubne potomstwo w łonie matki, ma silną nerwicę. Ojczym wystawił kiedyś kołyskę na mróz i to także mogło mieć jakiś wpływ na zdrowie psychiczne malucha. Potem matce urodziło się jeszcze dwoje ślubnych: Paweł i Hanka. , . „;,. Błogosławiony Luty 1947 roku. Ojciec Pawła już od dwóch lat był na Syberii, dokąd po wkroczeniu do Polski zesłali go Rosjanie niemnożko porabotać, za pomoc, jaką w czasie wojny organizował dla sierot i wdów po partyzantach. (Rosjanie bezpodstawnie, zaznacza Paweł, posądzili ojca, jakoby jego pomoc omijała partyzantów komunistycznych.) Tymczasem Paweł pełnił służbę w kotłowni Miejskiego Zakładu Ogrodniczego w Białej Krakowskiej (dzisiejszym Bielsku-Białej). Była tam mała izdebka. Spał w niej. Kiedyś o świcie wstał, podłożył do pieca, usiadł w kącie przy lampie i zaczął czytać ewangelię wg św. Łukasza: , Błogosławieni ubodzy, albowiem wasze jest Królestwo Boże. ..» ; Błogosławieni, którzy teraz łakniecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. t Ale biada wam bogaczom, bo już odbieracie pociechę swoją. Biada wam, którzy teraz nasyceni jesteście, gdyż będziecie cierpieć głód. Biada wam, którzy teraz się śmiejecie, bo smucić się i płakać będziecie. (Łuk. 6) Paweł: - Mnie się to podobało do tego stopnia, że czułem siebie też jako ten biedny. Czułem, że to do mnie to słowo. Poczułem, jakby mnie kto kocem obłożył ciepłym. I dreszczyk, jakby elektryzowało coś..