... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Każdy wielmoża starał się w swych ogrodach hodować ananasy. Mieli swoje ananasarnie: król - w Ogrodzie Saskim, Królewski brat Kazimierz - na Solcu, Potoccy - w Wilanowie. Możliwe, że Zajączek chciał upiec na jednym ogniu dwie pieczenie: nazwać się od owocu, który uważał za najdoskonalszy wytwór natury, a jednocześnie obrzydzić ten owoc jego arystokratycznym hodowcom. W każdym razie mało brakowało, a lista starszyzny wojskowej insurtecji kościuszkowskiej wzbogaciłaby się o nową postać: "generała_lejtnanta Ananasa". Zapobiegł temu obecny na zebraniu członek wydziału wojskowego Rady Najwyższej Narodowej, Jan Nepomucen Horain. Był to bliski współpracownik Zajączka, lecz miał poczucie humoru, którego tak beznadziejnie brakowało jego starszemu koledze. ""Jak to - zawołał Horain - składasz nazwisko najnikczemniejszego zwierzątka, byś go zamienił na najpiękniejszą roślinę? Cóż na tym tracisz, kto twemu patriotyzmowi uwierzy?" Roześmiali się wszyscy, wniosek upadł... Ale zażarty jakobinizm Zajączka nie zawsze przyjmowany był tak wesoło. Częściej budził niepokój i grozę. Zwłaszcza w sierpniu i wrześniu 1794 roku, kiedy jakobiniński generał, z powołania Naczelnika Kościuszki, pełnił urząd prezesa Sądu Kryminalnego Wojskowego. Ustanowienie 19 sierpnia 1794 roku - w miejsce dotychczas funkcjonującego cywilnego Sądu Kryminalnego Księstwa Mazowieckiego - doraźnego trybunału rewolucyjnego, bo tym właśnie miał być w swej istocie Sąd Kryminalny Wojskowy, pozostawało w ścisłym związku z dramatycznymi wydarzeniami z 9 maja i 28 czerwca 1794 roku. W dniach tych - pod naciskiem rozkołysanych przez jakobinów mas ludowych - odbyły się na Rynku warszawskim publiczne egzekucje wyciągniętych z więzień, szczególnie skompromitowanych dostojników targowickich. Wśród powieszonych znaleźli się dwaj hetmani (Piotr Ożarowski i Józef Zabiełło) oraz dwaj biskupi (Józef Kossakowski i Ignacy Massalski). Hetmani i biskupi na szubienicach! Tego jeszcze w Polsce nie było! Na Zamku Królewskim i w magnackich pałacach powiało grozą. Krążyły paniczne wieści, że hugoniści ( tak od imienia Kołłątaja nazywano warszawskich jakobinów) przygotowują listy proskrypcyjne, obejmujące króla, całą jego rodzinę i wszystkich popleczników. W umiarkowanych kołach powstańczych odpowiedzialnością za samosądy czerwcowe (w maju doszło jedynie do wymuszenia na sądzie wyroków na zdrajców - w czerwcu wieszano ich już bez wyroków) - obciążano Hugona Kołłątaja, reprezentanta jakobinów w rządzie powstańczym oraz generała Zajączka, głównego czerwieńca w armii. Dla uspokojenia opinii Kościuszko kazał aresztować agitatorów jakobińskich, uznanych za bezpośrednich podżegaczy do samosądów czerwcowych. Wśród aresztowanych znaleźli się dwaj młodzi radykalni kaznodzieje warszawscy: ksiądz Florian Jelski i ksiądz Józef Mejer - wielokrotnie już przedtem upominani za polityczny charakter swych kazań. Ale te krótkotrwałe areszty nie były żadnym rozwiązaniem. Naczelnik powstania coraz lepiej rozumiał, że zbiorowe wybuchy nienawiści do zdrajców ojczyzny miały swe główne źródło nie w agitacji hugonistów, lecz w ogólnej sytuacji zewnętrznej i wewnętrznej powstania, a przede wszystkim w opieszałości sądów w karaniu targowiczan. Do zbliżenia Kościuszki z jakobinami przyczyniały się także wiadomości nadsyłane z Paryża przez Franciszka Barssa, reprezentującego władze powstańcze w rewolucyjnej Francji. Wyrażano tam zdziwienie, że "Kościuszko zbyt łagodnie traktuje króla, a surowo lud. 13 lipca Saint Just oświadczył Franciszkowi Barssowi, że rewolucja w Polsce robiona przez szlachtę nie może liczyć na pomoc jakobińskiej Francji". W początkach sierpnia, kiedy wokół Warszawy zaczęła się zacieśniać obręcz interwencyjnych wojsk rosyjskich i pruskich, fala ludowego gniewu znowu poczęła rosnąć i zanosiło się na nowe samosądy. Tym razem ofiarą paść miał brat królewski: książę_prymas Michał Poniatowski - ogólnie znienawiedzony ideolog partii dworskiej