... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
– Widzę, że stosują panowie najnowsze osiągnięcia medycyny. – Skórzewski obejrzał kolekcję butli z kwasem karbolowym. Hansen kiwnął poważnie głową. – Teorie doktora Listera znalazły swoje potwierdzenie. Rozpylanie karbolu wokół pola operacyjnego drastycznie zmniejsza liczbę powikłań. Odprawił pacjenta gestem. Po chwili wszedł następny. Temu częściowo zapadł się nos, co nadawało twarzy wyjątkowo odstręczający wygląd. Trąd zaatakował też dłonie. Hansen powiedział coś po norwesku, chory wyciągnął ręce. Rany po palcach częściowo się zabliźniły. Lekarz wziął długą szpilę oprawioną w drewno i ostrożnie nakłuwał kikuty. – Fatalnie – powiedział. – Kuracja zachowawcza nie daje skutku. – Co zastosowaliście? – zapytał Paweł, wyjmując notes. – Preparat chininowo-arszenikowy. Bakcyle prawdopodobnie początkowo zostały zmuszone do odwrotu, ale teraz widocznie przyzwyczaiły się do zmienionych warunków. Rany otwierają się znowu. – Osteoliza? – zapytał Skórzewski. – Właśnie. Osteoliza. Paliczki rozsypują się na kawałki. Normalną tkankę zastępuje coś w rodzaju chrząstek... Tak to wygląda. – Danielsen z szuflady wyjął szklane pudełko z wypreparowanymi kośćmi dłoni. – Może ubytek wapnia dałoby się zahamować? – zauważył Polak. – Preparaty można podać doustnie. – Potrafi je pan przygotować? – W głosie Hansena słychać było zaciekawienie. – Oczywiście. – W takim razie oddamy panu do dyspozycji nasze laboratorium. – Powinniście go odnaleźć i zabić – powiedział trędowaty. – Ja już nie żyję, ale jego musicie dopaść... Wyszedł. – Zapadanie się nosa, czyżby wcześniej chorował na syfilis? – zapytał Skórzewski kolegów. – Nie. Czasami trąd atakuje tkankę chrzestną i błony śluzowe. To powoduje rozkład przegrody nosowej i zmiany kształtu tego organu. Często tą drogą, wzdłuż nerwów węchowych, bakterie wędrują do mózgu. A wtedy śmierć następuje w ciągu kilku dni. – A nie zdarzało się, by zaatakował oczy i przesuwał się po nerwie wzrokowym? – Jak do tej pory nie. – Kogo oni chcą zabijać? – zaciekawił się Polak. – Ktoś ich celowo zaraża? To chyba niemożliwe. Stary uśmiechnął się lekko. – Legenda. Idiotyczna legenda. Nie ma o czym mówić. Po minie Hansena widać było, że on akurat chce o tym powiedzieć, ale wymowne spojrzenie kolegi skutecznie mu w tym przeszkodziło. – Nie zdołaliśmy na sto procent udowodnić, jakimi drogami przenosi się trąd – powiedział Armauer. – Przypuszczamy, że przez bakterie obecne w wydzielinach chorych, więc celowe zarażenie, choć bardzo trudne, jest chyba wykonalne. Nie wykluczamy także możliwości podróżowania bakcyli na kroplach pary wydychanej przez chorych wraz z powietrzem, ale tego na razie nie udało się potwierdzić. Paweł poczuł, jak po kręgosłupie spływa mu lodowata kropla potu. *** Armauer Hansen zabrał gościa na obiad do niewielkiej, cichej jadłodajni nieopodal szpitala. Lokal urządzono w starym, drewnianym domu. Część ścian usunięto, pozostawiając jednak podpierające strop słupy. Gdy weszli do środka, sala była nabita niemal do granic wytrzymałości. – Chyba nie ma wolnego miejsca – zauważył Skórzewski. – Spokojnie, zaraz będzie. Po chwili, faktycznie, zaczęło robić się luźniej, a po następnych kilku minutach połowa izby opustoszała. Siedli przy zwolnionym stoliku. Podeszła kelnerka i podała kartę. Armauer zamówił gulasz z renifera i zupę rybną. Dziewczyna pospiesznie zniknęła. – Dlaczego tak nagle wyszli? – zaciekawił się Polak. Hansen uśmiechnął się szeroko. – Zgadnij. Paweł przez dłuższą chwilę się zastanawiał, a potem wzruszył ramionami. – Oczywiście dlatego, że uważają nas za nieczystych, uciekają od nas jak od chorych, zakażonych zwierząt – wyjaśnił doktor Hansen beztrosko. – Zresztą, nie ma co się dziwić. – Właściciel restauracji nie wezwie na pomoc kilku sąsiadów i nie wyrzuci nas? – Nie. Ja jestem właścicielem. To jedyne miejsce w Bergen, gdzie mogę spokojnie zjeść. Z innych restauracji i tawern faktycznie by mnie natychmiast wyproszono. Nie ma to jak zła sława – westchnął. – W leczeniu nie uzyskaliście dotąd poważniejszych efektów... – Paweł powrócił do nurtujących go pytań. – Preparat chininowo-arszenikowy nie poskutkował, ale to nie znaczy, że nie zadziała ten następny. Opracowałem nową recepturę. Na bazie rtęci. Skład chemiczny trochę podobny do tego środka, którym leczy się syfilis... – To bardzo rujnuje organizm..