... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Radosław znalazłby popleczników nie tylko w podsędku 1 jego swojakach, ale i wśród dostojników książęcych. Szepnął do brata: — Iście lepiej się stało, że Jaśka nie tu. Pójdę ja przestrzec go, by się nie jawił. Pasowanie mu nie uciecze. -— Pójdę i ja. Jeśli się ów Wojan nie schował, bitka się tam zacząć może, a na czym się skończy — nie wiada. — Skory do niej jest pójdźmy. mruknął Żegota. — Tedy Wojan ani myślał się chować, gotował się jednak do odejścia ze swą gromadą i czekał tylko na powrót Jaśka,' by go pożegnać. Gdy ujrzał nadchodzącego wcześniej, niż się spodziewał, patrzył ze zdziwieniem i, gdy ten się zbliżył, powiedział: — Nie widzę na tobie rycerskiego pasa. Rozmyślili się książę? — Nie. Jenom spieszył, bo był u książęcia podsę-dek i zwolili mu pocztowych, by cię chwytać. Wojan parsknął śmiechem, ale oczy miał złe, gdy zaczął: — Takową nagrodę miłościwy pan mi obmyślili! Żeby nie ja, i ty byś we własnym gnoju na swoją czekał. Wysługuj się onej społeczności, co dybami cię wita. Ale na te, co mnie mają zakuć, jeszcze drzewo nie urosło. Tedy niepotrzebnieś się spieszył, nagroda ominąć cię gotowa. Jasiek stropił się. Nie wiedział, jak wyjaśnić Woja-nowi, że książę zbył podsędka nie wiedząc, o kogo chodzi, ani dlaczego on nie wyjaśnił księciu, że głównie Wojana zasługą było przygotowanie przewodników wyprawy, a zwłaszcza przeniesienie wieści księciu Leszkowi. Zdało mu się, iż towarzysz podejrzewa go, że za wszystko, co mu wyświadczył, on przypisał sobie jego zasługi. Nie zważając, jakie mogą być skutki, odparł zarumieniony: — Nie chcesz uchodzić, ostanę z tobą. Twarz Wojana rozjaśniła się, ale powiedział: — Nie chcę uchodzić,-bo nie ostawię Wojtały, stary jest i niemochy, a nie ma nikogo. Samżeś prawił, że darmo żywię, kto nikomu nie świadczy. Tobiem już niepotrzebny ani ty mnie, ale druhami ostać możemy. Idźże tedy odebrać, coć dają. Sławka odetchnęła z ulgą, ale Jasiek odrzekł: — Nie pójdę, pokąd nie będę wiedział, co z tobą. Dziewczyna przybladła:- Jasiek stawia swoją i jej przyszłość. Spojrzała bezradnie na Gozdawę, jakby od niego wyglądając pomocy. Zrozumiał jej niemą prośbę i zwrócił się do Wojana: — Jeśli o onego Wojtałę troskasz się, ja go zabiorę i odwiozę, dokąd zechcesz. A jeśli istotnie druhem ] jesteś Jaśkowi, zrozum, że zmamić możesz wszystko, coś dlań uczynił. Książę wybaczyli mu rańsze przewinienia, ale nie wybaczą, jeśli bitkę naczniecie z pocztowymi, a pewnie się i bez zabójstwa nie obędzie. Te- i dy albo nie staw oporu, gdy nadejdą, albo uchodź, pokąd nie za późno. Słyszę, żeś rycerskiego stanu, nie kasztelański sąd nad tobą, jeno książęcy, a Jasiek] zaświadczy za tobą. Sławka uchwyciła Wojana za rękę, mówiąc błagał- j nie: — Dla mnie to uczyń. Jasiek cię poniechać nie mo-1 że... Urwała, bo głos jej się załamał. Wojan jakby się] zawahał. Szorstko usunął rękę, mówiąc: — Odejdę. — Zwrócił się do Gozdawy: — Wojtałę do siebie zabierzcie. Przyjdę po niego. 1 A ty, Jaśku, z rycerzem Szymonem jedź po konie.! Możesz se i mojego wziąć; skoro rycerzem masz ostać,| zda ci się, a ja na swoich nogach zajdę, dokąd mi trze-| ba. Teraz pospieszaj po swoje, bo książę iście na cie-i bie czekać nie będą. A uwidzisz podsędka, poradź mu,] by mnie nie szukał, bo śmierć najdzie. Odwrócił się i odszedł. Patrzyli za nim i nie zauwa-i żyli, że od grodu spiesznie nadchodzą bracia Topór-* czycy; gdy się zbliżyli, Żegota rozejrzał się i zapytał: \ — Nie ma Wojana? — Tylko co odszedł — odpowiedział Jasiek z ul-i gą. — Wie już, że go szukać będą. — Już go szukają — powiedział Otto, spoglądając ku grodowi, skąd z gromadą zbrojnych nadchodził Jędrzej Rogala. — Nie o niego sprawa, jeno o ciet!-Do grodu nie idź. — Czemuż to? — zapytał Jasiek zaskoczony i zmie-| szany. — Nie lękam ja się podsędka, skoro mi książę wybaczyli, iżem go potłukł. — Nie jeno w nim masz wroga — niecierpliwie od-| parł podkomorzy. — Ja ci poręczam, żeć nie przepadnie, co przyrzeczono, a ninie byś jeno książęciu zamieszał. Później cię objaśnię — uciął, patrząc na zbliżającego się podsędka, który na widok Główki w otoczeniu rycerzy poczerwieniał i stał widocznie się hamując, by się nie rzucić na niego. Milczenie przerwał podkomorzy: — Czego tu? — zapytał wyniośle. — Sami wiecie, że książę kazali imać gwałtownika. Tu musi być; nie wydacie go, sam. poszukam. Odpowiedź Ottona uprzedził Jasiek. Patrząc wyzywająco na1 podsędka rzekł: — Nie czekał na was, jeno niechał wam rzec, byście go nie szukali, bo śmierć najdziecie. Twarz podsędka z czerwonej stała się sina. Przez chwilę nie mógł głosu wydobyć. Zacinając się z wściekłości powiedział: — Doniosę ja książęciu, jak jego wolę szanujecie. A z tobą — zwrócił się do Jaśka — jeszcze się porachuję. — A pospieszaj — powiedział podkomorzy — bo książę o zachodzie odjazd zapowiedzieli. My takoż, tedy żegnaj, bo gadać nie ma o czym. Bolesław nawet zachodu nie czekał, odmówił zaproszeniu kasztelana na wieczerzę i mimo że dzienny skwar jeszcze nie zelżał, ze szczupłym orszakiem w towarzystwie Leszka opuścił Łuków. Zniechęcony był i przygnębiony, drażnił go niesforny tłum, w jaki po l» ukończeniu wyprawy zmieniło się wojsko, a wspomnienie zajścia z Radosławem z Dębna budziło w nim uczucie upokorzenia. Wysforował się naprzód, a Leszko widząc, że stryj przeżuwa coś w sobie, pozostał z orszakiem w tyle, domyślając się, że książę woli być sam. Słońce tymczasem pochyliło się za bory, od których z zachodu ruszył chłodniejszy powiew, a gdy zanurzyli się w ich półcień, Bolesław powściągnął konia i Leszko podjechał. Nie wszczynał jednak rozmowy. Ja- kiś czas jechali w milczeniu, które wreszcie przerwał Bolesław: — Przyjrzałeś się, nad kim to przyjdzie ci panować... jeśli przyzwolą łaskawie. — JJtarczy mi wasze przyzwolenie — odparł Le-szko. — Wasza wola uznać mnie synem, a uznacie, niczyjej łaski mi nie trzeba, by objąć po was dziedzictwo. Prawo będzie za mną. — Prawo! Ja po własnym rodzicu dziedzictwo objąć miałem. Kto po nie rąk nie wyciągał! Twójże dziad podstępem mnie porwał, dobrze, że żywota nie zbawił, by mnie wyzuć z dziedzictwa. Od Krzywoustego czasów nikto stołecznego grodu pokojnie nie odzierżył, jak pijani woje nierządną dziewkę wzajem sobie go wydzierają. Wielmożom zasię a z nimi rycerstwu w to graj, temu sprzyjają, kto więcej da. Gdy człeka niższego stanu do rycerskiego podnosimy za własne jego, a nie przodków zasługi, sam widziałeś, że rodowe rycerstwo bunt wszcząć gotowe. Na kimże się w końcu oprzeć? Leszko rozumiał wybuch goryczy stryja i słuchał nie przerywając, gdy jednak Bolesław skończył, powiedział: — Czarno widzicie sprawy, miłościwy stryku, bo wam ten zuchwalec wątpia poruszył