... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Jej makijaż, który starannie poprawiła, gdy mieli odjeżdżać, pokryty był piaskiem, czarną ziemią i wodą z leśnego bajora. We włosach i na piersiach za stanikiem miała pełno wilgotnej ziemi. Pchała boksujący w leśnym bajorze samochód i wyglądała odpowiednio do takiej sytuacji... Bawił ją i cieszył wyniosły, odrobinę nadęty szef, który nagle stał się dla niej bardzo bliskim człowiekiem. Potem przyszła gorąca wiosna, lato, ciepła jesień, mroźna zima... Każdego dnia patrzyła na telefon jak na magiczny przedmiot, który powinien się odezwać znajomym, nieco przyciszonym głosem. Reszta godzin takiego dnia biegła szybciej i wolniej zarazem. Liczyło się spotkanie... spotkanie... w samochodzie za miastem... mieszkaniu jakiegoś kolegi Teodora, rzadziej na całą noc w hotelu niedalekiego miasteczka. Strzegł tajemnicy, romans z plastyczką nie byłby mile widziany przez... no właśnie przez kogo? Ostatecznie mogła zmienić zakład, ale nie o to chodziło. Teodor przeprowadzał rozwód i musiał mieć nieposzlakowaną opinię. Chodziło o podział majątku, głównie domku, była żona miałaby szansę wyłączenia go ze wspólnoty małżonków, łatwiej przeprowadziłaby tę sprawę, więc on nie chciał być w niczym winny rozkładowi pożycia... Ewa znała żonę Teodora z widzenia. Teresa starsza była od niej o dobrych kilka lat. Posiadała oryginalną urodę i jeszcze coś, czego Ewa nie umiała nazwać... 12 Teresa jakby fascynowała Ewę, a Teodor przez cały rok nie powiedział o niej jednego słowa, jakby nie istniała, a istniały jedynie sprawy związane z ich rozwodem i podziałem majątku. Teraz słońce świeciło prosto w okno, cienie butelek i kieliszków przesunęły się w lewo, wydłużone i dziwne. Teodor obudził się, spojrzał na zegarek, potem uśmiechnął się i wyciągnął do niej ramiona. Stacyjka. Niewielki peron prawie pusty. Starsza pani i para młodych ludzi, chyba marynarz i jego dziewczyna, która wstała tak rano, by mu na peronie pomachać ręką przed dalekim rejsem. Grupka chłopców, pewnie studentów, nieco hałasuje, młodzi ludzie w teksasach i swetrach, dziwnych nakryciach głowy. Ewa myśli, że kiedyś nosiło się studenckie czapki, w których chłopcy skracali i wyginali daszki, co było tematem dyskusji o postawie studenta na zebraniu młodzieżowej organizacji. Teodor stoi obok Ewy, trzyma ją za rękę, studenci przyglądają się zakochanemu wapniakowi, Ewie wydaje się, że są pewni, iż ona nie jest żoną, a już nie młodziutką cizią tuż po hotelowej randce... Parka marynarska zajęta jest sobą, dziewczyna trzyma chłopca za ręce, oddycha jego oddechem, milczą. Obok leży marynarski worek. Widać dworcowy zegar, a jeszcze dalej, jakby w ramach tego samego obrazu, zwężając się w perspektywie linie stalowych szyn... Pożegnanie. Na peron wtacza się pociąg, Ewa czuje na twarzy pocałunki, uśmiecha się, odpowiada, że będzie czekać, myśleć, tęsknić... oczywiście tak... Zajmuje miejsce przy oknie w pierwszej klasie. Pociąg rusza. Ewa wygląda przez okno, na peronie pozostaje jedynie Teodor i dziewczyna marynarza, stoją niedaleko siebie, machają rękami... Przedział pusty. Ewa chwilę nie myśli o niczym, łapie się na tym, gdy wagon przelatuje przez tunel i ściemnia się w przedziale, potem przychodzi jej do głowy, że od kilku dni nie widziała o świcie nocnego stróża koło wojskowego sklepu, czyżby Józef był znowu chory? Niepokoi ją ta myśl. Musi pójść do samotnika. Prosiła wczoraj Teodora, aby podwiózł ją na przedmieście, ale jakoś nic z tego nie wyszło, denerwowałby się w samochodzie, gdyby jej przyszło pobyć odrobinę dłużej na górze. Teodor ostatnio jest nerwowy, potrzebuje dłuższego wypoczynku. Tyle lat bez urlopu, nerwowe napięcie o plan, nieszczęsne małżeństwo, kłopoty z córką... A jej własna córka? Dominika pozostała u matki porzuconego męża... Ewa czuje wypieki na twarzy... dawno nie widziała Dominiki... Kiedy ostatnio przyniosła jej chodzącego na czworakach misia z pozytywką, Dominika obejrzała zabawkę i powiedziała: – Ja nie chcę niedźwiadka, ja chcę mamę. – Byli Łukasz i babcia Natalia. Łukasz nic nie powiedział, a babcia jak babcia... – Jakże to przecież masz mamusię... zobacz, jaki piękny niedźwiadek, aj... aj... jak łazi na czterech łapach... – i wparła dziecku misia... zamiast mamy. Ewa widzi tę pooraną bruzdami twarz prostej kobiety. Kiedy tylko jest głodna, czuje smak pasztetów pieczonych przez matkę byłego męża, która teraz wychowuje jej dziecko i ona jest o to dziecko spokojna. Natalia miała szesnaście lat, kiedy wyszła za mąż. W jej rodzinie niemodne było chodzenie do szkoły, więc i ona niewiele tej szkoły liznęła