... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
I jakoś nie potrafili zacząć od nowa. Przez całe pół roku. Niemożliwym wydawało się spróbować to zrobić w obecnej sytuacji, kiedy nastroje były rozognione i, Bren przyznawał, kiedy nie miał pewności, że jego ruch w kierunku większej zażyłości z Jasem byłby szczery, a to z powodu gniewu, którego przyczyn do końca nie znał. Stał więc, a Jase wyszedł z pokoju. 6 Może powinien spróbować. Może, pomyślał Bren, mimo wszystko powinien pójść za Jasem, zrobić ten gest i spróbować dojść, dlaczego i na co jest zły, i dlaczego (to przynajmniej wyczuł) Jase też płonie tak; głębokim gniewem. W takim jednak momencie jego postępowanie mogło urazić jakieś czułe miejsce i pchnąć sytuacje na tory dalekie od rozsądku. Zamiast tego mógłby zrobić coś, co spełniłoby role gałązki oliwnej. Mógłby przedsięwziąć jakieś działania zmierzające do uspokojenia sytuacji. Mógłby spróbować złagodzić presje, pod którą znajdował się Jase, a potem z nim porozmawiać, kiedy gniew już przygaśnie. U nich obu. Zobaczył służącą stojącą przy drzwiach; z założonymi rękoma czekała na jego rozkaz, być może świadoma, że coś jest nie w porządku. - Czy nand’ Saidin jest jeszcze uchwytna? - Sądzę, że udała się już na spoczynek, nand’ paidhi, ale bardzo wątpię, że zdążyła zasnąć. Czy mam ja zawołać? - Nie. Czy nadi Tano jeszcze czuwa? Albo nand’ Algini? - Obaj albo jeden z nich, nand’ paidhi. Mam ich zawołać? - Proszę - powiedział. Stał, sącząc likier, dopóki ciche kroki i cień w drzwiach nie dały mu znać o czyjejś obecności. - Nadi? - zapytał Tano. Przyszli obaj i weszli do salonu na skinienie Brena. - Nadiin - odezwał się, w pełni świadom, jak bardzo będą się winić za niedociągnięcie w kwestii informacji. - Jase mówi, że zmarł jego ojciec. Otrzymał tę wiadomość z Mospheiry cztery dni temu i skarży się, że nie mógł skontaktować się z matką na statku, ponieważ ochrona nie mogła na to zezwolić ani połączyć się ze mną. Czy możemy to naprawić? - Natychmiast wszystkiego się dowiem, nand’ paidhi - rzekł Algini, zawsze na właściwym miejscu. Tano, tak samo na bieżąco z każdą sprawą, którą miał się zajmować, dodał: - Zapis potwierdza telefon z Mospheiry. Personel ma nagranie. Rozmowa była w mospheiranie. Chcesz ją usłyszeć? - Tak. - To była jego praca. Ktoś powinien dojść, co się dzieje i co jeszcze zawiera ta wiadomość, a to przecież Bren przyznawał się do znajomości tego języka. Był przekonany, że rozumieją go też pewni atevi, a nawet że pewni atevi z jego otoczenia późno chodzą spać, pracując nad swoją płynnością kosztem Jase’a, który upierał się przy uciekaniu się do języka ludzkiego; z jaką jednak dokładnością atevi rozumieli biologię kryjącą się za słownictwem - tego Bren wcale nie był pewien. - Czy nand’ Jase wydawał się zdenerwowany? - Tego nie było w sprawozdaniu, nadi. Dużo przebywał w swoim pokoju, to wszystko. Cztery dni temu późnym wieczorem otrzymał jeden telefon z Mospheiry. Nie zanotowano żadnych innych. Bren nie wiedział wystarczająco dużo, by sprowokować ich do udzielenia informacji, o której mogli nie wiedzieć. Co więcej, musi być niezwykle ostrożny. Wszystko, co znajdowało się na styku atewskiej odpowiedzialności i ludzkich emocji, było trudne i podlegało błędnym interpretacjom. Kiedy żył wśród atevich, mógł domyślać się, czyje man’chi jest związane z którym panem; wiedział, że man’chi Tano, Alginiego oraz innych atevich jest związane z Tabinim, natomiast miał małe pojęcie o ich więzach rodzinnych albo o tym, jak man’chi związane z panem ma się do man’chi związanego z matką czy ojcem. Słyszał, jak Tano mówił o swoim ojcu i o pragnieniu zasłużenia na jego dobrą ocenę, ale jednocześnie wiedział, że wstępując do Gildii, Tano sprzeciwił się życzeniom ojca. Bren poprosił Tano o zarekomendowanie krewnych na stanowiska biurowe jako „odpowiedzialne osoby”; ich odpowiedzialność można było przypisać man’chi oraz faktowi, że tam, gdzie istnieje man’chi, istnienie zdrady nie jest biologicznie możliwe. Wiedział, że Darnin sprzeciwiła się swojemu klanowi, by związać się romantycznie i politycznie (a może politycznie i romantycznie) z Tabinim, który utrzymywał bliskie stosunki z zadawnionym wrogiem jej klanu, bliskim sąsiadem posiadłości w Dolinie Padi i z całą pewnością persona non grata dla wuja Tatiseigiego, głowy klanu Atigeinich. Antypatia głowy klanu (z którą było związane man’chi Damiri) z pewnością nie zniechęciła Damiri - no, ale ona nie zniechęcała się łatwo. Jedyną mądrością na temat atewskich relacji rodzinnych, jaką zdobyli paidhiin w ciągu dwustu lat, było to, że więzy uczuciowe spajające ludzką rodzinę nie tylko tu nie istnieją, ale są biologicznie niemożliwe. Odmienne okablowanie. Odmienne oczekiwania