... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
A ja? Codziennie jeżdżę tą samą kolejką przez Yokosukę i mam ciągle te same kłopoty... Niedawno spotkaliśmy się w restauracji, takie tam zebranie staruszków. Już od dziesięciu lat się spotykamy. Ech, mam już wszystkiego dosyć, czuję się zmęczony. Jeszcze rok, dwa i czeka mnie inne spotkanie. Kikuko widać nie zrozumiała znaczenia ostatniego zdania. - Wszak mówią, że gdy staniemy przed obliczem Emmy, wiecznego sędziego, to my, te ludzkie drobinki, staniemy przed nim bez grzechu. Bo takie jest właśnie nasze życie: pyłki, nic nie znaczące cząsteczki... Jakież to okrutne! Mówi się, że ludzkie pyłki ukarane są już tym, że żyją. - Ale... - Tak jest. To też problem, czy kiedykolwiek żył ktoś, kto mógłby powiedzieć, że żyje pełnią życia? Weźmy na przykład szatniarza w tamtej restauracji. Odbiera buty od gości i wydaje buty gościom, i tak dzień w dzień, bez końca. Jeden z tych starców twierdził samolubnie, że to wystarczy takiemu pyłkowi. Ale kiedyśmy się zapytali kelnerki, powiedziała: „O, ten dziadek ma niewesołe życie.” Siedzi tam jak w norze, z czterech stron szafy na buty, grzeje się przy małym piecyku hibachi i bez ustanku czyści gościom buty. Jego komórka znajduje się koło drzwi, więc zimą tam chłodno, a latem gorąco. A nasza babka? Patrz, jak chętnie rozmawia z nami o domu starców. - Matka? Z nią jest raczej tak jak z niektórymi młodymi ludźmi, którzy twierdzą, że chcą umrzeć. Prawda? Ona nie mówi tego poważnie. - Jeśli uważa, że mnie przeżyje, to taka rozmowa oczywiście ma swój sens. Kogo masz na myśli, kiedy mówisz o tych młodych ludziach, co? - Kogo mam na myśli? - zająknęła się Kikuko. - No, na przykład w tym liście od przyjaciółki... - Tym z rana? - Tak. Ona jeszcze nie jest mężatką. - Mhmm. Shingo zamilkł, a Kikuko nie podjęła dalszego wątku rozmowy. Pociąg minął właśnie Totsukę. Kolejny odcinek, do stacji Hodogaya, był dosyć długi. - Kikuko! - zaczął Shingo. - Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad tym, ale... Czy nie sądzisz, że powinniście z Shuichim zamieszkać osobno? Kikuko, nie odrywając oczu od jego oczu, czekała na dalsze słowa. Nie doczekawszy się, wykrzyknęła żałosnym głosem: - Och, dlaczego, ojcze? Czy to dlatego, że pani Fusako wróciła do domu? - Nie, to nie ma nic wspólnego z Fusako. Fusako jest już na pół rozwódką. Wiem, że musi ci być nieprzyjemnie, kiedy w domu mamy taką sytuację, ale nawet jeśli ona rozwiedzie się z Aiharą, pewnie nie będzie z nami długo. Zostawmy jednak Fusako, tu chodzi o was dwoje. Czy dla was nie byłoby lepiej, gdybyście zamieszkali oddzielnie? - O, nie! Przecież ja... ojciec okazuje mi tyle dobroci... bardzo, bardzo chciałabym dalej mieszkać razem! Na pewno będzie mi bardzo źle z dala od ojca. - To, co mówisz, jest miłe... - Ach, nie! To przecież ja wykorzystuję ojca dobroć! Przywykłam do tego, że byłam zawsze najmłodszym dzieckiem. Czy rodzony ojciec mnie nie rozpieszczał? I teraz jestem taka szczęśliwa, kiedy mogę być razem z ojcem! - To zupełnie zrozumiałe, że ojciec rozpieszczał cię w domu rodzinnym. Ja też czuję się szczęśliwy, kiedy ty, Kikuko, jesteś blisko. Bardzo mi będzie smutno, gdy się przeprowadzicie. Ale Shuichi... jest taki, jaki jest, a ja do dziś nie naradziłem się z tobą nad tą sytuacją. Niedobry ze mnie ojciec. A co do tej sprawy, to czy nie myślisz, że gdybyście byli tylko we dwójkę, wasze stosunki ułożyłyby się lepiej? - Nie, ojcze. Gdyby ojciec nawet nic nie powiedział, to i tak dobrze wiem, że ojciec martwi się o mnie i współczuje mi. To zobowiązuje. Muszę jakoś dać sobie radę. - Łzy zabłysły w jej wielkich oczach. - Boję się bardzo mieszkać osobno. Ciągle sama, wciąż oczekiwanie i oczekiwanie. Nie wiem, czy dam radę. Jak to smutno, jak ponuro, jak strasznie! - Rozumiem, dobrze rozumiem, że musiałabyś czekać sama... Ale, ale, właściwie to takiej rozmowy nie powinno się prowadzić w pociągu. Przemyśl to jeszcze. Kikuko aż drżały ramiona. Była naprawdę przestraszona. Wysiedli na dworcu w Tokio i Shingo odwiózł ją taksówką do Hongo. Może dlatego, że była jego ulubienicą, a może dlatego, że wciąż jeszcze znajdowała się pod wrażeniem rozmowy, w każdym razie Kikuko nie uważała chyba tego odwiezienia za nienaturalne. ,,To nieprawdopodobne, ale ta kochanka Shuichiego mogłaby właśnie teraz tędy przechodzić!” Shingo, czując niebezpieczną sytuację, zatrzymał taksówkę i śledził wzrokiem Kikuko, póki nie zniknęła za drzwiami kliniki. IX Wiosenne dzwony 1. W porze kwitnienia wiśni Kamakura obchodziła święto - siedemsetlecie buddyjskiej stolicy. Tego dnia dzwony biły bez przerwy. Shingo jednak nie zawsze je słyszał. Kikuko słyszała je cały czas, krzątając się czy rozmawiając, do niego zaś nie docierał ich dźwięk, jeśli nie nadstawił uszu. - Teraz! - zwróciła mu uwagę synowa. - Teraz znowu dzwonią. - Aha? - Nachylił głowę. - Ty je słyszysz, babko? - zapytał Yasuko. - Oczywiście. A ty nie? - Yasuko nie zwracała na niego uwagi. Trzymała na kolanach gazety z pięciu dni i powoli je czytała. - Dzwonią! Dzwonią! - wykrzyknął. Gdy chociaż raz wyłowił uchem dźwięk, potem słyszał go już bez trudu. - Strasznie jesteś zadowolony, że wreszcie to do ciebie dotarło. - Yasuko zdjęła okulary i popatrzyła na męża. - A tam mnisi muszą już padać ze zmęczenia, kiedy tak walą w dzwony całe dnie. - Ależ to wierni, którzy odwiedzają świątynię, uderzają w ten dzwon. Za jedno uderzenie płaci się dziesięć jenów