... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Dopiero gdy Japończycy ścigając dopadli nas i towarzysze polegli, a mnie się udało wymknąć po ciemku, dopiero wtedy. Kiedy tak się błąkałem po lasach koncesji z przestrzelonym ramieniem i obcierką przez żebra, podtrzymywała mnie myśl, że gdzieś tu niedaleko powinien mieszkać Adam... Czy mówił o mnie? Jak żyliśmy na zesłaniu? - Ojciec dobrze mówił o panu. - A żarliśmy się nieraz. Różnice międzypartyjne, temperamentu poniekąd. Ale to był prawdziwy towarzysz... No cóż, chyba wszystko. Co się później stało, to wam lama powiedział pod moje dyktando. Wszystko teraz rozumiecie. 279 - Nie bardzo, Aleksandrze Sawiczu. W żaden sposób nie mogę pojąć pańskiej rozgrywki z Ałsufjewem. Przecież nie dla kawału kazał mu pan pochować ciało swoje pod Szuangpao! - Słusznie, byłby to kawał w stylu Cięgły. Mnie absorbowały wtedy dwa zadania. Pierwsze - jak powiadomić sztab Armii Dalekiego Wschodu o Broni Sekcji Tanaki. Drugie - natychmiast, nim dotrze ten meldunek, przekonać Japończyków, że przeciwnik nad Chałchin-Gołem wie o wszystkim i jest przygotowany na przechwycenie ekspedycji z Hailaru, czyli że próbę użycia broni bakteriologicznej muszą odwołać. Dlatego stała mi się potrzebna moja śmierć, mój trup. - Z tym krzyżem nad mogiłą? - A czy świeży krzyż prawosławny na chińskim pobojowisku nie zwróci na siebie uwagi? To się zaraz rozniesie, dojdzie do Japończyków. A kiedy przeczytają, że tu leży człowiek, którego ścigają, który ma ich tajemnicę, muszą się o tym przekonać. Rozkopią, znajdą torbę, znajdą notes i brudnopis meldunku, w którym na koniec pozwoliłem sobie dodać, że syn owego Domaniewskiego, Wiktor, próbował mścić się na mnie za śmierć rodziców. Kazałem go zastrzelić. Spokój. Kropka. - Rzeczywiście kropka - burknął Wiktor, nieprzyjemnie draśnięty - że też go wszyscy w różny sposób uśmiercają! Ale podstęp był kapitalny. Podziwiał Bagornego, jego twarz widzianą na saneczkach z profilu, tak zwyczajną i niewzruszoną, jakby szło o jakąś drobną, powszednią przygodę. - Rozumiem, nietrudno tam było o jakieś odpowiednio poszarpane zwłoki... Ale po co w takim razie posłał pan później Ałsufjewa po skarby Dzikiego Barona? - Srebrogłowy podjął się dostarczenia meldunku. Najtrudniejsze było nie tyle samo przejście granicy, ile pobyt w pasie przygranicznym, poruszania się w zmilitaryzowanym rejonie Trójrzecza. 280 - Czyli Srebrogłowy był owym Characzynem z eskorty Barona? Musieliście go chyba uczernić i jakoś ucharakteryzować. - Piątka z domyślności, Witia. Tak, Ałsufjew firmował Srebrogłowego. Potomek starego, arystokratycznego rodu, oficer z dywizji Dzikiego Barona. W Trójrzeczu mieszka mnóstwo białogwardzistów. Sporo z nich służy Japonii. Znają Ałsuf jewa. Stosunek do niego jest wprawdzie pogardliwie ucieszny, ale to nawet lepiej, że go mają za tak nieporadnego. W każdym razie to ich człowiek, tak przynajmniej sądzą. Jego antyradziecka postawa nie nasuwa wątpliwości. Podporucznik Cyp-Cyp ze swoim ordynansem czy koleżką myśliwskim nie budził podejrzenia w tym środowisku powiązanym z Japończykami. W tej miejscowości, która jest - podkreślam - miejscowością przygraniczną. Do tego czasy były ostre, wojenne... Wiktor znów nie mógł oprzeć się zdumieniu wobec inteligencji tego człowieka, który wyglądał tak prostacko. Ma głowę! - Ale kiedy Ałsufjew szukając skarbu podprowadzał Srebrogłowego pod granicę, trzebaż było jakoś podtrzymywać odurzenie, dawkować uźrocza. A Srebrogłowy nie mógł być pańską zjawą, nie mówi przecież po rosyjsku. - Toteż ja się Pawłowi Lwowiczowi ukazywałem w poprzedniej mojej postaci. Byłem Li Tsy-czengiem. - Kim przepraszam? - Li Tsy-czengiem, wodzem powstania chłopskiego. Obaliłem dynastję Mingów. Rok 1644. Niestety, po mnie przyszli Mandżurowie... Srebrogłowy wiedział. Uzgodniliśmy. - Aleksandrze Sawiczu, gdybym na własne oczy nie widział skutków, tobym panu nigdy nie uwierzył. Przecież Ałsufjew jest człowiekiem bardzo inteligentnym. Jak mógł się nabrać na takie bzdury? - Znów bierzecie sprawę abstrakcyjnie, w oderwaniu od człowieka. Człowiek wierzy w to, co jest mu po 281 trzebne. W co chce wierzyć. Rozejrzyjcie się po świecie. Zobaczycie wyobrażenia jeszcze bardziej naiwne, niedo rzeczne, niekiedy nawet niemoralne. A jednak trwają tysiąclecia. Ludzie wierzą, bo są słabi, szukają oparcia poza sobą. Bo samotnie. Bo chcą żyć wiecznie. Bo taka już jest potworna siła przyzwyczajenia... A dla Ałsufje wa ten skai-b jest ostatnią deską ratunku. Skarb, za który zbuduje laboratorium, i wiara, że rozbije atom. - Owszem, on się bardzo przejął tymi książkami, któ re pan mu podrzucił. - Cóż, po przejściu Srebrogłowego przez granicę, był już niepotrzebny. Należało go albo zlikwidować, albo da lej mistyfikować. Wybrałem to drugie. - Studiował z zapałem, w ogóle zupełnie się zmienił. Jakiś pomysł z ciężką wodą wpadł mu do głowy. Ciągle myślał albo pisał w brulionie. Potem rozstał się z nami i dopiero tu w Charbinie usłyszałem o nim. Powiedział o przedsięwzięciu Ostrowskiego, Lejmana i Kwapiszewicza, o tym, że dostali się już do generała Jamanity. Bagornego ta informacja bardzo zainteresowała. Po dziękował. - Drobny rewanż z mojej strony - odparł Wiktor. - Tyle mi pan powiedział, że nawet się dziwię. - To was dotyczy. Powinniście wiedzieć. I mnie po winniście rozumieć. Rodzice wasi zginęli przeze mnie. Tęgo się nie zapomina... Miejcie zaufanie. - Wierzę panu. Czy pomoże mi pan przedostać się do naszego wojska? - Spodziewam się tego. Tak - ja się wam od dawna przyglądam z daleka. - Przez Aszyche? - Przez nią i jeszcze inaczej. Są różne sposoby... Będzie z was dobry oficer, Witia. No cóż, właśnie wracam znów do ojczyzny. Mogę was zabrać. - Co mam zrobić? 282 - Kupcie dobre buty. Pieniądze? - Dziękuję, mam. - A więc. kupcie buty z cholewami, z filcem we wnątrz. I bieliznę ciepłą. Ciepło się ubrać. Jutro jedzie cie pociągiem do Hailaru. O dwudziestej minut siedem. W Hailarze wysiadka. Podążacie za mną w pewnym od daleniu. Kiedy się wysmarkam, zbliżcie się, pójdziemy dalej razem. Powtórzcie. Wiktor powtórzył. - Pojedziemy konno w stepy, stamtąd prawdopodo bnie samolotem. Do swoich możecie się teraz dostać tylko przez nas. Wszystkie porty w rękach Japończyków A u nas akurat tworzy się wojsko polskie. Czy macie tu jeszcze coś do załatwienia? - Nie. Chciałbym tylko przesłać Aszyche dobrą broń. Można? - Powiedzcie kupcowi w Fudziadzianiu. Prześle. - Dziękuję. To wszystko. - W takim razie wracamy. Siadajcie. Wiktor zajął miejsce w sankach. Bagorny, stanąwszy za nim na płozach, objął rolę tolkaja. Pomknęli z powrotem do miasta. - Jeszcze jedno. Droga przetarta, prawie pewna. Ale wszystko może się zdarzyć. Wtedy nie ma rady - ży wymi dać się im nie możemy, rozumiecie? - Nie zawiodę, Aleksandrze Sawiczu. - Poza tym musicie być przygotowani na najgorsze. Widzieliście Wielkoazjatycką Sferę Współpomyślności. Zobaczycie Nowy Ład. Ustroje podobne, metody również. Tylko Hitler robi to z większym rozmachem. Polska - z tego, co wiem - to jeden wielki Pingfan..