... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
wkrótce sam Czerwony Pies stanął na czele i dostojników plemienia. Na jego widok przycichła wrzawa, bowiem potężny szaman przywdział ceremonialny, czarodziejski pió- ropusz z orlich piór, w którym na obydwóch skroniach znajdowały się oryginalne rogi bizona. Takie odznaczenie mieli prawo nosić tyl- ko nieliczni, bardzo zasłużeni mężczyźni, obdarzeni nadnaturalną mocą. Szaman ubrany był również w obrzędową koszulę z jeleniej skóry, obramowaną na szwach i u dołu kępami ludzkich włosów. W rękach dzierżył szamański bębenek. Strój wodza-szamana uzmysłowił wszystkim wielką wagę niezwykłego wydarzenia. Obłok kurzawy szybko zbliżał się do osady. Niebawem już było słychać potężniejący z każdą chwilą tętent koni. Wreszcie groma- da jeźdźców pełnym galopem minęła wrota i wpadła pomiędzy zabudowania. Przeciągły triumfalny okrzyk wojenny rozbrzmiał donośnie. Zaledwie jeźdźcy znaleźli się w powitalnym szpalerze, ostro osadzili konie, sprawnie formując paradny szyk. Na czoło wysunął się wódz wyprawy, Śmiały Sokół. Dosiadał zdobycznego ogiera, za którym, trochę bocząc się, podążała klacz ze źrebakiem. W niewielkiej odległości za wodzem jechał wojownik z twarzą po- krytą czarnym kolorem śmierci na znak, że zabił wrogów. Na pier- siach miał zawiniątko ze świętymi przedmiotami, tak dobrze znane wszystkim Wahpekute. Toteż w powitalnym tłumie coraz rozlega- ły się wołania: - Tehawanka! Tehawanka! Tehawanka, czyli obecnie Przebiegły Wąż, nucił pieśń śmierci, w której przewijały się wspomnienia walki z Czipewejami, a jed- nocześnie zerkał na wystrojone kobiety, posyłające mu płomienne, pełne zachwytu spojrzenia. Z trudem ukrywał radość i dumę. Za młodym junakiem jechali dalsi uczestnicy wyprawy, wio- dąc na arkanach po dwa luźne konie, obok których biegło kilka źrebiąt. Kawalkada przedefilowała wzdłuż szpaleru widzów, któ- rzy upojeni widokiem tylu koni zdobytych na jednej wyprawie, hałaśliwie objawiali swój podziw i uznanie. Młode tancerki przy wtórze bębenków tańczyły i śpiewały. 88 Po dwukrotnym okrążeniu osady Śmiały Sokół poprowadził kawalkadę w kierunku chaty wodza-szamana. O kilka kroków przed Czerwonym Psem uniósł do góry prawą rękę. Jeźdźcy osa- dzili konie. Śmiały Sokół zeskoczył na ziemię. Dał znak Przebieg- łemu Wężowi, który nosił zawiniątko ze świętymi przedmiotami, aby uczynił to samo. Obydwaj zbliżyli się do rady starszych ple- mienia. Przystanęli przed Czerwonym Psem. Przez dłuższą chwilę stali w milczeniu, okazując w ten właśnie sposób szacunek dostoj- nikom. - Wróciliście... - pierwszy odezwał się wódz-szaman. - Przywiedliście niezwykłą dla nas zdobycz... sunka wakan. Widzę znak śmierci na twarzy jednego z was, więc walczyliście i zwycię- żyliście. Witamy was, czy wszyscy wrócili cało? - Ojcze mój, zawiniątko ze świętymi przedmiotami, które pu- zwoliłeś nam zabrać na wojenną ścieżkę, skutecznie chroniło nas przed kulami zdradzieckich wrogów. Wszyscy wróciliśmy szczęśli- wie - odparł Śmiały Sokół. - Wahpekute wreszcie zdobyli pierwsze sunka wakan23. To- bie, potężny szamanie, przede wszystkim należy się udział w na- szej zdobyczy. Siniały Sokół wybrał dwa mustangi i przywiązał arkanami do żerdzi przed ziemianką Czerwonego Psa. Szmer pochwały rozległ się wśród Wahpekute. Śmiały Sokół znów stanął przed radą star- szych i mówił dalej: - Była to moja pierwsza wyprawa wojenna z wojownikami " Niemożliwe jest ścisłe ustalenie daty zdobycia koni przez Santee Dakotów. Jeszcze w 1766 r. Santee Dakotowie w centralnej Minnesocie podróżowali łodziami, żywili się dzikim ryżem, rybami, żółwiami oraz uprawianą przez siebie kukurydzą, fasolą i dyniami, uzupełniając pokarm mięsem. Był to więc tryb życia typowy dla półosiadłych plemion pogra- nicza krainy jezior i lasów. Dopiero około 1772 r. konie stały się bardziej powszechne wśród Santee Dakotów, a około 1796 r. już całkowicie zastą- piły łodzie. Tak więc czas zdobycia koni przez Santee Dakotów mniej więcej zbieżny jest z czasem, w którym trwa akcja niniejszej powieści