... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Jest pan najzupełniej w pełni władz umysłowych. Jest dokładnie tak, jak donoszą gazety. Nie odszedł pan od zdrowych zmysłów, panie Gumm. Nie ma potrzeby chronić się w przeszłość. Teraz już nie trzymała tacy z plastrami sera. - Znam panią... Przypominam sobie ten głos... - drgnął, nie mogąc zorientować się w miejscu i czasie. - Jestem pani Keitelbein - wyjaśniła kobieta. - Rzeczywiście - na chwilę odszedł z rzeczywistości. - Pomogła mi pani. Był wdzięczny. - Kiedyś uwolni się pan od tych kłopotów... Myślę, że za jakiś czas będzie już po wszystkim. Ale na razie trzeba cierpliwości. W sobotę po południu wielu ludzi krzątało się wokół niego. Jak pięknie, myślał. Prawdziwy Złoty Wiek. Najlepsza epoka, by cieszyć się młodością. Mam nadzieję, że życie będzie trwało zawsze. Ojciec wychylił się z obładowanego samochodu. - Już jedziemy! - krzyknął. - Idę, jeszcze chwilę - stal ciągle na środku pokoju, nieruchomo obserwując cały ten ruch wokół siebie. Po parkingu wiatr roznosił sterty porozrzucanych torebek, zwoje papieru, bezużytecznych opakowań, puszek i pudełek. Cały plac upstrzony był niedopałkami papierosów, kartonami po mleku i kapslami od butelek. Lecz wzrok pociągało cos wartościowego, nic wyglądającego na śmieć. Banknot. Zmięta jednodolarówka, drgająca w takt porywów wiatru, podfruwająca z resztą makulatury. Schylił się, i podniósł i podbiegł do samochodu. - Zobaczcie, co znalazłem! - krzyknął, wzruszony znaleziskiem. Ktoś zgubił pieniądze tylko po to, by on mógł je odnaleźć. - Możesz zatrzymać - łaskawie zgodził się ojciec. - Właściciel chyba nigdy się nie zgłosi. Pogłaskał syna. - Ale przecież nie zarobił tych pieniędzy - zaoponowała matka. - Znalazłem je - zaprotestował Ragle Gumm, kurczowo trzymając zielony zwitek. - Przechodziłem obok 1 spojrzałem. Nie wiedziałem, że to znajdę. - On ma szczęście - zamyślił się ojciec. - Znam takich, którzy codziennie cos znajdują. Nigdy mi się nie udało znaleźć czegokolwiek. Nigdy nie znalazłem nawet dziesiątaka. - To już nie pierwszy raz - pochwalił się chłopak. - Mogę nawet policzyć, ile dorobiłem się w ten sposób. W każdym razie, niemało... Gdy wrócili do domu, ojciec wraz z synem rozłożyli się na starej kanapie w salonie. Starszy pan jak zwykle opowiadał pasjonujące przygody z czasów drugiej wojny, gdy wraz z kolegą spędził kilka lat na samotnej wyspie, oblanej wodami Pacyfiku, nadzorując stację meteorologiczną. Matka zmywała w kuchni naczynia. Spokój weekendu... - Co chcesz zrobić z tym znaleziskiem? - zapylał ojciec. - Zainwestuję - odpowiedział. - ...żeby dostać więcej. - Będziesz businessmanem? Nie zapominaj o podatkach. - Uhm... Wyciągnął się wygodnie obok ojca, wsparty o miękkie oparcie pluszowej kanapy. Chwile dzieciństwa. - Ale dlaczego tak niedokładnie? - zastanowił się. Ten straszny samochód... - Kiedyś pan takim jechał - odpowiedziała pani Keitelbein. - Tak. W każdym razie tak mi się wydaje - wspominając, niemal czuł bliskość wozu. - To było w Los Angeles. Ojciec kolegi miał prototyp. - Widzi pan, to wszystko wyjaśnia. - Tylko że ten prototyp nigdy nie wszedł do produkcji seryjnej. - Ale panu był potrzebny. To specjalnie dla pana. Chata wuja Toma. Rzeczywiście, bardzo stara powieść. Teraz już wiedział, dlaczego prospekt Klubu Miłośników Książki, który kiedyś ujrzał w ręku Victora, wzbudził w nim jakieś miłe wspomnienia. - Jakiś fakt z dzieciństwa... Proszę, może szybciej pan sobie przypomni - podała mu gazetę, Istotnie, w artykule poświęconym Ragle'owi był jakiś fragment o zainteresowaniach. Odnalazł stosowny akapit i odczytał raz jeszcze. Zniszczony, poplamiony tom w porwanej, czarno-żółtej obwolucie. Jak gdyby ponownie znalazła się w jego ręku. W ogródku czy w pokoju, ciągle przy lekturze. Nie zmienił tych nawyków. Stały element życiorysu. Lektura dawała mu poczucie bezpieczeństwa. Mógł zaufać książkom. - Wszystko zgodnie z wymaganiami. Oczywiście usunięto te fragmenty otoczenia, które mogłyby przeszkadzać w wypełnianiu codziennych obowiązków. Ponieważ radio mogłoby zniszczyć iluzję sztucznego świata, nie miał pan odbiornika. Ależ to takie naturalne - zrozumiał