... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
— Nie możemy wykluczyć możliwości, że jeden lub oba teksty pochodzą od fenian - zauważył Langley. Spojrzał na swoją kopię i porównał ją z wcześniejszym tekstem. - Nie jestem zupełnie pewien. Coś tu jest nie w porządku. - Podniósł wzrok. - Bellini, jako oficer wywiadu radzę ci nie wierzyć żadnemu. Bellini wydał się nieco zdenerwowany. - No i gdzie teraz, kurna, jestem? Tam, gdzie byłem przedtem, cholera jasna. - Czy ufamy którejś z tych informacji, czy też nie - odezwała się Roberta Spiegel - wszyscy ludzie w rezydencji kardynała i w sąsiednim pokoju czytają ten ostatni tekst i bez wątpienia dojdą do własnych wniosków. - Spojrzała na Rourke'a. - To uzasadnia 192 uderzenie prewencyjne, komisarzu. To właśnie zaprząta teraz ich myśli. - Odwróciła się do Belliniego. - Kapitanie, proszę być gotowym do przeprowadzenia ataku w bardzo krótkim terminie. Bellini skinął z roztargnieniem głową. Otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł prałat Downes. - Czy ktoś pragnął mnie widzieć? Mężczyźni popatrzyli po sobie ze zdziwieniem, a potem odezwała się Roberta Spiegel: - Tak, ja chciałam z panem rozmawiać. Downes stanął przed nią. Współpracowniczka burmistrza myślała przez chwilę, po czym powiedziała: - Wasza Wielebność, ani burmistrz, ani nikt inny nie chce uczynić niczego, co mogłoby wyrządzić szkodę kościołowi czy zagrozić życiu zakładników. Jednakowoż... jeżeli policja, mój urząd oraz ludzie w Waszyngtonie zdecydują, że dalsze negocjacje nie są możliwe i że zakładnikom grozi realne i bezpośrednie niebezpieczeństwo... czy pan oraz diecezja poprzecie naszą decyzję wysłania do katedry jednostek specjalnych? Prałat Downes stał nieruchomo, nie odpowiadając. - Proszę dać prałatowi kopię tego przekazu - poleciła Spiegel Belliniemu. Downes przyjął papier i przeczytał go. — Muszę porozumieć się z kanclerzem biskupim. Nie mogę samodzielnie brać za to odpowiedzialności. - Odwrócił się i opuścił pomieszczenie. — Za każdym razem, gdy odkrywamy nowy aspekt tego problemu, przekonujemy się, jak dalece nie docenialiśmy Flynna - stwierdziła Roberta Spiegel. - Ciosy spadają na nas równo ze wszystkich stron i wraz z upływem czasu staje się oczywiste, że najłatwiejszym rozwiązaniem jest kapitulacja, oczywiście nasza, a nie Flynna. — Nawet kapitulacja nie jest łatwa - odparł Langley. - My możemy się poddać, ale to nie oznacza, że Waszyngton, Londyn czy Dublin uczynią podobnie. Komisarz Rourke zwrócił się do Belliniego: - Kapitanie, jedyną rzeczą, jaką możemy zrobić na własną rękę, za zgodą jedynie burmistrza, jest atak. - To zawsze jest najłatwiejsze - odpowiedział Bellini. W tym momencie wtrącił się Schroeder: - Odnoszę wrażenie, że postawiliście już krzyżyk na negocja- cjach. Wszyscy spojrzeli na niego. Burke odparł: - Zdecydowanie nie. Kapitanie, pan jest nadal naszą największą nadzieją. Jeżeli istnieje cokolwiek pośredniego między naszą kapitula- 193 cją a atakiem, jestem przekonany, że pan to coś znajdzie. Ale Flynn oznajmił, że nie ma pośrednich rozwiązań, i odnoszę wrażenie, że mówił prawdę. Świt albo śmierć. Maureen przyglądała się Hickeyowi rozmawiającemu z kardynałem i ojcem Murphym przy konfesjonale. Odezwała się do Baxtera: — Wypytuje ich o przycisk i o pierwszy przekaz. Baxter skinął głową i powstał. — Wyprostujmy odrobinę nogi. Porozmawiamy. Przeszli przez prezbiterium około czterdziestu stóp w stronę tronu i zawrócili. Gdy to uczynili, Baxter wskazał coś ruchem głowy. - Niech pani tam spojrzy, ta spiżowa płyta. Po prawej stronie ołtarza, za schodami do zakrystii widniała masywna płyta, pod którą zniknęli Hickey i Megan ze swoimi walizkami. Baxter spojrzał w głąb katedry. — Analizowałem strukturę tego budynku. Kiedy Hickey i Fitz- gerald wyszli z tego otworu, mieli dłonie i kolana ubrudzone ziemią. A więc tam w dole musi być bardzo nisko. Są tam z pewnością kiepsko lub nawet zupełnie nie oświetlone przestrzenie. Mamy teren porównywalny rozmiarami z miejskim kwartałem, w obrębie którego możemy się zaszyć. Jeżeli zdołamy szybko podnieść tę płytę i zeskoczyć w dół, nigdy nas stamtąd nie wykurzą. — Ale nawet jeśli zdążymy to uczynić, zanim nas zastrzelą, nadal nie będziemy wolni i nikt na zewnątrz nie będzie wiedział, że jesteśmy tam na dole. — Ale my będziemy wiedzieli, że nie jesteśmy tu na górze. Maureen skinęła głową. — Tak, to pewna różnica, prawda? Przez parę minut spacerowali w milczeniu, wreszcie Maureen zapytała: - Jak zamierza pan to zrobić? Podczas gdy Baxter przedstawiał jej swój plan, ojciec Murphy i kardynał wrócili do prezbiterium. Zarówno Maureen, jak i Baxter dostrzegli, że obaj księża są bardzo bladzi. Podeszli prosto do nich. - Hickey wie, oczywiście - oznajmił ojciec Murphy. Kardynał uzupełnił: — Nie wysuwałbym żadnych obiekcji wobec próby porozumienia się z plebanią. - Spojrzał ostro na Murphy'ego, potem przeniósł wzrok na Baxtera i znów na Murphy'ego. - Musicie mnie informować z wyprzedzeniem o waszych planach. — Właśnie mamy zamiar to zrobić, Wasza Eminencjo - oznajmił Baxter. - Rozważamy plan ucieczki. Chcemy, byście obaj poszli z nami. 194 Kardynał pokręcił głową i powiedział kategorycznie: - Moje miejsce jest tutaj. - Przez moment wydawał się zagubiony w myślach, a potem dodał: - Ale jestem gotów udzielić wam mojego błogosławieństwa. - Odwrócił się do ojca Murphy'ego. - Ojciec może iść z nimi, jeżeli tego chce. Murphy potrząsnął głową i zwrócił się do Maureen i Baxtera: - Nie opuszczę Jego Eminencji. Ale pomogę wam, jeśli zajdzie taka potrzeba. Maureen spojrzała na trzech mężczyzn. - Dobrze. Zastanówmy się nad szczegółami. - Zerknęła na zegarek. - Ruszamy o dziewiątej